Piszecie, żeby pisać, ale uwierzcie mi, że życie motorowego jest niebywale hmmm monotonne.
Praca, dom, praca, dom, praca, dom (z niewielkimi przerwami na sen).
No bo ile można pisać o wypadkach samochodowych, czy innych kolizjach.
Bo to wiecie - ja uważam, że owce nie powinny jeździć samochodami.
Generalizując, to w ogóle nie powinny wychodzić z domu najlepiej.
Chodzi o instynkt stadny, który na drodze jest bardzo zwodniczy i często prowadzi do nieszczęść.
Na przykład w sytuacji, gdy jeden baran wejdzie na przejście dla pieszych na czerwonym świetle, a kilka owieczek nie zastanawiając się zbytnio, ruszy za nim.
Baran przebiegnie, a owieczki potulnie będą dreptać swoim tempem.
I ambaras gotowy.
Podobnie jest z samochodami.
W moim przypadku jeden wymusił i przejechał, drugi wymusił i przejechał, a trzeci już niekoniecznie.
Hamowałem, dzwoniłem sygnałem ciągłym, ale nie dałem rady zatrzymać się przed owcą w aucie.
Myślałem, że ubiłem osobnika bo dostał centralnie w drzwi kierowcy. Okazało, że to był Rosjanin, a do tego podróżował w BMW.
Nawet zadrapania nie miał (znaczy ten Ruski, bo auto to do generalnego remontu się nadawało).
A w momencie zderzenia miałem maxymalnie 10 km/h. Może mniej.
Eh. Miałem nie pisać o tym, ale trochę mnie to jednak gniotło.
Mogłem zabić.
Z innej beczki to miałem heroiczny sen.
Śniło mi się, że na przystanku jakiś jemioł kopnął w drzwi i je popsuł. Znaczy zbił szybę czy coś tam.
No to ja (jako, że było to sen heroiczny), wyskoczyłem z kabiny w celu ujęcia draba.
No i udało mi się, ale się okazało, że wandali było dwóch.
Ująłem obu - w końcu było to sen heroiczny.
I kiedy już ich okiełznałem bynajmniej nie za pomocą lampki szampana (bo jak niektórzy wiedzą, złych chłopców nie okiełzna kielich szampana), to się okazało, że ktoś mi zajumał tramwaj.
Obudziłem się zlany zimnym potem, co jak się okazało wyszło mi na dobre, bo właśnie miałem wstawać do pracy. Była 2:50
Ale czasami sen wcale nie odbiega bardzo od rzeczywistości.
Autobus do rzeczonej pracy przyjechał o 3:19 - tylko kilka minut przed czasem. Na szczęście zawsze wychodzę nieco wcześniej z domu, żeby się nie denerwować, że mi transport "uciekł".
Wsiadam, toczę wzrokiem lekko pół śniętym po ludziach. Obserwuję.
Stoi jakiś gość w towarzystwie trzech podchmielonych podfruwajek (młodych dziewczyn znaczy się).
Ładne całkiem były.
Wszystkie się tulą do niego i siebie nawzajem. Miły obrazek dla oka - nie powiem, żeby nie.
Coś tam świergoczą do siebie - nie wiem zbytnio co, bo mam słuchawki na uszach.
Znaczy w uszach, takie malutkie do pracy w tramwaju, żeby nie było widać, że słucham muzyki, bo nam nie wolno. Ponoć muzyka dekoncentruje.
No i tak sobie patrzę. I patrzę. I dochodzę do wniosku, że coś mi nie gra.
Okazało się, że nie chodzi o słuchawki, a o buty. Buty nie grały, a dokładnie ich brak.
Jedna z dziewczyn była boso. Bez butów. Całkiem. Nawet w rękach nie trzymała.
Chciałem przetrzeć oczy ze zdumienia i wtedy zorientowałem się, że nie mam okularów.
Hehe - żartuję.
Wcześniej się zorientowałem, że nie mam okularów. Mniej więcej gdy byłem w połowie drogi na przystanek.
Powiem uczciwie, że chyba nigdy jeszcze tak szybko do domu nie wracałem.
I tu taka mała konkluzja.
Niby sprawdzają nas codziennie na obecność alkoholu w wydychanym powietrzu. Niby procedury i inne sratatata.
Ale powiedzcie uczciwie, czy bardziej niebezpieczny jest osobnik po spożyciu jednego piwa, czy osobnik, który zasypia na siedząco?
Tylko jak to sprawdzić? Na przykład podczas dziewiątej godziny pracy.
Fakt, że motorowy ma obowiązek stawić się do wykonywania obowiązków służbowych wyspany.
Wszystko pięknie, niby można się położyć o godzinie 19:00 i przespać 8 godzin.
Tylko jaka rodzina umożliwi takie zasypianie? Szczególnie jeżeli mieszka się w M1 z żoną i dwójką dzieci (a czasami i teściową).
Dobrze, że mi wystarcza kilka godzin snu.
Pewnie dlatego, że po przyjściu z pracy odsypiam brakujące godziny.
Sytuację ratowało by może ustawienie krótszych zmian dla pracujących na pierwszą zmianę?
A może Wy macie jakieś pomysły jak radzić sobie w zasypianiem w pracy?
Są takie leki na odchudzanie. Nazywają się Youthful Island. Są całkowicie ze zmielonych ziół. Głównie z zielonej kawy i odpowiednich proporcji zielonej herbaty, żenszenia i kilku innych roślinek. Niczego innego, bo zanim zaczęłam je brać, sama oddałam je do przebadania. Żeby schudnąć trzeba brać 3 razy dziennie po 3-5 pigletów. Ale jeśli bierzesz jedną rano i jedną koło południa, działają jak kawa, z takim efektem, że odbudowuje Ci wątrobę, nerki i tarczycę. Ciężko je zdobyć i trzeba szukać, ale na prawdę polecam. Jeden słoiczek powinien kosztować mniej niż 150 zł i będzie w nim 100 kapsułek. Są na serio skuteczne na codzienne wycieńczenie. I czujesz się po nich dobrze.
OdpowiedzUsuńMożesz też po prostu do pracy brać w maleńkim termosiku codziennie po 1 szklance zielonej kawy. Ale tylko jedną, bo więcej może Ci rozwalić wątrobę.
Mam trochę zmielonej zielonej kawy jeśli chciałbyś wypróbować.
Ależ się cieszę, że odpowiedziałeś wpisem na mój komentarz :). Przyznam, że zajrzałam z myślą, że i tak pewnie nic nie będzie, a tu niespodzianka :). Dziękuję... masz fajny styl pisania i tak lekko się wszystko czyta. próbowałam czytać podobne blogi,ale Twój bije je na głowę :).
OdpowiedzUsuńCo do zmian, to to jest jakieś szaleństwo, żeby na tyle godzin dawać człowiekowi prowadzic tramwaj czy autobus, tym bardziej, że cały czas jeździ się po mieście i oczy trzeba mieć dookoła głowy. Wielki szacun dla Was, choć czasem, to nie jednemu mam ochotę nogi wyrwać z ... no :). Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy.
To jak ty kolegę towarzysza Putina skasowałeś ? och ty niedobry ! - Teraz towarzysze zamkną kurek z gazem i ropą. To polityczna prowokacja warszawskiego motorniczego. BYĆ MOŻE TO TY ROZPĘTAŁEŚ CZWARTĄ WOJNĘ ŚWIATOWĄ.
OdpowiedzUsuńA mnie dziś w 33 na pętli na rakowieckiej, motorowy nie otworzył drzwi, (może miał słuchawki?) Stary tramwaj nie gada ze ma koniec trasy. Jechałam na rozmowę kwalifikacyjną nową trasą i przegapiłam przystanek, to się zdarza, myślałam że kierowca otworzy je potem, a tu nic. 2 wagon w 2 tramwaju w kolejce. Wciskałam guziczki, dzwoniłam alarmem na różne melodie wychylałam się, machałam i NIC. Pomógł mi dopiero po jakimś czasie kierowca następnego tramwaju.Normalnie przez okno mnie poinstruował. Dopiero kiedy właczyłam alarmik i drzwi się otwarły kierowca wyszedł sprawdzić co to za dyskoteka. No i się spóźniłam.
OdpowiedzUsuńCzy Pani będąc motorniczą zdecydowałaby się w takiej sytuacji tak po prostu otworzyć wagon doczepny ?
UsuńZ tym otwieraniem drzwi na krańcu to faktycznie czasami jest skucha.
UsuńJeżeli dzwonek alarmowy nie działa, to nie pozostaje nic innego jak otworzyć drzwi awaryjnie.
A motorowy faktycznie mógł mieć słuchawki na uszach. W końcu to jego przerwa - wytchnienie takie od nerwów na szlaku :)
Do tego faktycznie pętla na Kieleckiej jest specyficzna. To samo na Ratuszowa ZOO.
Od strony prawnej wygląda to tak, że jeżeli motorowy wypuści pasażera poza przystankiem, a ten sobie na przykład złamie nogę, to będzie to wina motorniczego.
Dlatego nie spać, wysiadać :)
Mam nadzieję, że rozmowy poszły dobrze.
Co do rozmowy to się okaże, gdyby nie deadline to bym zdrzemnęła się i wysiąadła potem. Na szczęście nie mam klaustrofobii i nie szukałam magicznego młoteczka żeby wyjść przez okno bo wtedy, jakiś uraz byłby murowany ;)
Usuńhehe nie o młoteczek mi chodziło.
UsuńKażde drzwi mają awaryjny sposób otwierania. Przeważnie jest to pokrętło.
Tramwaj na pętli Kielecka stoi najwyżej kilka minut, więc w takim przypadku nie warto się szarpać z rozrywaniem drzwi tylko usiąść i spokojnie poczekać ;)
UsuńW pierwszym wagonie mogę otworzyć drzwi kabiny i grzecznie wyprosić niezorientowanych pasażerów na ostatnim przystanku, ale na wycieczki do drugiego wagonu to już nie ma czasu, zwłaszcza jak z tyłu w kolejce czeka następny tramwaj. Zresztą zdarzało się (zwłaszcza przed wjazdem na pętlę Woronicza), że zanim wróciłem do kabiny, to do drugiego wagonu znowu wskoczył ktoś, kto nie bardzo wie do jakiego tramwaju właściwie zdążył wsiąść, ani czy ten tramwaj jedzie w dobrym kierunku, ale koniecznie chce jechać. Słowem, szkoda fatygi. Wieczorem daję pasażerom do zrozumienia, że to koniec trasy, gasząc światła a i tak trafi się taki, co myśli, że to tylko chwilowa awaria oświetlenia :)
Potwierdzam też, że czasem w kabinie motorniczego nie słychać kiedy pasażer w drugim wagonie naciska dzwonek alarmowy. Niestety motorniczy nie ma możliwości sprawdzić tego w czasie OC wyjazdowego, bo w drugim wagonie dzwonek słychać, a motorniczy jest jeden i nie może jednocześnie wciskać alarmu w drugim wagonie i słuchać go w kabinie pierwszego. A czy zaplecze sprawdza takie rzeczy, bardzo wątpię. Jest ich dużo za mało i też na nic nie mają czasu.
Ze śmieszniejszych rzeczy: jedna Pani Prawnik, która w podobnych okolicznościach utknęła w wagonie na pętli Koło, napisała potem pozew o... pozbawienie jej wolności przez motorniczego :)))
Przepraszam, ale ja tych "zamyślonych" widzę codziennie setki. Słuchawki na uszy,wzrok wlepiony w smartfona i oooo, motorniczy ch...., bo zamknął drzwi i pojechał. Jako pasażerowie zachowujecie się nieczytelnie. Nie wiadomo-jedziecie,nie jedziecie, wysiadacie,nie wysiadacie. I wieczne pretensje- bo tramwaj pojechał i nie zaczekał,bo zamknął drzwi, jak jednak zadecydowałem się wysiąść. A już szczytem chamstwa i psudo usłużności jest blokowanie drzwi dla dobiegających. Nieważne, że za tym pierwszym tramwajem, w którym już się drzwi nie zamykają, stoją 4 składy za przystankiem.Ale stado musi jechać tym pierwszym. I wbrew pozorom szybciej nie pojedzie, bo jak się drzwi nie zamkną, to tramwaj nie ruszy.A jak uszkodzicie drzwi, to już nikt nie pojedzie,bo tramwaj zjedzie awaryjnie do zajezdni.Warto?Ludzie spoza branży.Zachowujcie się czytelnie,a będzie wtedy mniej sytuacji stresogennych i konfliktowych. Jeżeli chcecie jechać tym tramwajem- podchodźcie zdecydowanie, a nie człapcie noga za nogą, przeczytajcie wcześniej rozkład jazdy na przystanku, a nie w momencie,gdy tramwaj wjeżdża na przystanek, wsiadajcie tymi drzwiami,które macie najbliżej, a nie lecicie do ostatnich (akurat zamkniętych) drzwi mijając po drodze 3 pary otwartych drzwi (w Swingu). I ostatnia uwaga.Stojąc na drugiego, nie mamy obowiązku zatrzymać się po raz drugi na przystanku. Więc,jeżeli komuś nie chce się ruszyć 4 liter spod wiaty i liczy,że tramwaj podjedzie specjalnie po niego, grubo się oszuka.Takich uwag można mnożyć i mnożyć. Żyjcie i dajcie żyć innym.
Usuńpozdrawiam
motorowy z R3
Jarek, zawsze dobrze jest po kolizji z kimś pogadać zamiast dusić to w sobie. Nie wiem jak jest na R-1, ale w Pingwinowie, nawet dyspozytor wesprze Cię dobrym słowem. Może dlatego, że u nas prawie wszyscy dyspozytorzy też byli motorniczymi i wiedzą z autopsji co to jest za praca i co się wyprawia na mieście. Naprawdę źle jest zmagać się z tym samemu, zwłaszcza, że nigdy nie spojrzysz na swoją sprawę zupełnie obiektywnie. Mnie też zawsze gniotło wewnątrz, zawsze czułem się winny, czasem wbrew zdrowemu rozsądkowi wyrzucając sobie, że może mogłem zareagować wcześniej, że mogłem przewidzieć... ale prawda jest taka, że nie możemy bać się wszystkiego co zbliża się do torów, bo wtedy musielibyśmy zmienić pracę. Tylko, żeby ta prawda dotarła, trzeba usłyszeć ją od kogoś innego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę bezpiecznej jazdy!
Kilka dni temu widziałem Cię Jarku z patronem w kabinie. Czy to było przed czy po wymianie ciosów z BMW? Bo jak po - to na R-1 zagrało i wysłali kogoś do pogadania. Ale jak przed to wielka skucha!
UsuńA moja rada na takie przygody to taka splunąć, zakląć siarczyście na psa urok i cieszyć się że nikomu nic się nie stało. Blachę się wyklepie! I nie rozkminiać o tym bo musisz byc gotowy na więcej.
Hipolit
Z tymi patronami to ja się mam. Czasami to się w kolejce do mnie ustawiają :)
UsuńAle fakt, następnego dnia po kolizji odwiedził mnie Patron. Pogadał sensownie, pochwalił za jazdę i od razu poczułem się lepiej.
Jak jeździłem na Żoliborzu, to po kolizji nikt do mnie nie przyszedł.
Na Żoliborzu nie przyszedł boś ty nie pijący. Odwiedzać abstynenta to strata czasu.
Usuń...kierowca autobusu wypuścił pasażerkę {młoda dziewczyna} AL. Waszyngtona okolice przystanku Berezyńska. Dziewczyna przegapiła przystanek. Wysiadła poza przystankiem wprost pod tramwaj. Wypadek - złamana miednica +inne. Kierowcą zajął się prokurator. Kierowca był po prostu uprzejmy. Ludzie muszą dorosnąć i dojrzeć do korzystania z komunikacji gdyż obowiązuje regulamin przewozowy i zdrowa logika.
OdpowiedzUsuńNiestety przepisy są bezlitosne, a dobre serce w dzisiejszych czasach potrafi tylko zaszkodzić.
UsuńZ tym otwieraniem awaryjnym to też jest lipa, nie wyobrażam sobie wątłej dziewczyny otwierającej awaryjnie w 105N (przed modernizacją). Swing po zniesieniu blokady też wymaga przyłożenia pewnej siły.
OdpowiedzUsuńPamiętam daaaawno temu: pętla Służewiec drugi wagon 13N, wagon zatrzymał się, motorowy wyskoczył i długimi susami pognał na ekspedycję (trzymając się za d...). Drzwi w drugim wagonie nie otworzyły się. Z przodu wagonu siedział chłopak z wyglądu "AZS AWF Szatanga Ciężka" i on sobie te drzwi otworzył. Że drzwi po otwarciu nieco wystawały poza skrajnię wagonu to szczegół - kiedyś nikt się tym nie przejmował. Druga migawka z pamięci: też druga połowa 80-tych przed kinem Moskwa na ul. Puławskiej, jadąc w stronę centrum była zawrotka samochodowa (dziś jest w tym miejscu przebieg* dla pieszych), No więc klasyczny 105N zdefasonował pięknego białego Poloneza - motoryzacyjne marzenie narodu. Oczywiście zatrzymanie, drzwi otwarte, wychodzimy i głos motorowego: Proszę przechodzić od razu przez ulice na chodnik, tam z przodu nie ma co oglądać. 105N w tamtych czasach miał sprzęg nie składany.....
* nie widziałem aby ktoś tamtędy przechodził, przede mną wszyscy przebiegają - stąd przebieg. Niektórzy po przebiegnięciu pokazują obraźliwe gesty.
Jarku "chore" sny to chyba domena motorniczych. Mnie się (niestety dzisiaj, dlatego pamiętam) śniło, że w swingu nie zadziałały hamulce postojowe na pętli. Swing zaczął się toczyć, szynowe nie działały,grzybek nie zadziałał. Wyskoczyłem po mechanika, a w tym czasie swing się wytoczył i potoczył w siną dal. Potem jeździłem po Warszawie i szukałem swojego tramwaju "widma". Po kilku godzinach wróciłem na niefortunną pętlę (N.Bemowo :)) i zobaczyłem,że mój swing ( 3211) stoi normalnie i czeka na odjazd. Wpadam,biorę kartę i okazuje się,że karta jest prawidłowo wypełniona, a ktoś zrobił za mnie 2 kółka.
OdpowiedzUsuńTakie sny to nieszczęście. Chyba zacznę walić lufę przed snem, to podobno pomaga i nic głupiego się nie śni.
Ale tu wyłażą stresy 9-10 godzinnych służb.
Bo psychiczną higienę pracy to mamy niestety w warszawskiej komunikacji miejskiej na tragicznym poziomie. Rozmawiałem ze znajomkiem, który wyjechał wozić Europejczyków, i on mówi, że już po dwóch miesiącach miał rozmowę z zakładowym psychologiem. Dowiedział się, że jak dalej będzie tak jeździł, to za 10-20 lat będzie miał gwarantowany zawał, dorobi się cukrzycy albo gorzej. Zalecili mu zmienić styl jazdy na defensywny i przydzielili instruktora. U nas tymczasem wpaja się kierowcom i motorniczym jazdę silnie ofensywną. Cierpi na tym sprzęt, infrastruktura oraz oczywiście zdrowie kierujących, co z kolei przekłada się na bezpieczeństwo podróży pasażerów.
UsuńZ jednej strony lufa albo dwie przed snem (w przypadku piwoszy dwa do trzech browarów) pomagają spokojnie zasnąć i nie mieć horrorów sennych. Z drugiej ryzykuje się chorobą alkoholową - w którą miałem tę przyjemność wpaść. Piszę przyjemność bo lubię sobie po robocie strzelić pod pedetem setkę i dwa piwka przed powrotem do domu. I skutecznie resetuje się umysł przed snem, świat wydaje się normalny czyli nie wkurza mnie nic, a w zasadzie to mam wtedy wszystko w dupie. Bez "wspomagania" też można wypracować takie podejście do rzeczywistości jednak ta metoda nie smakuje.
OdpowiedzUsuńO minusach terapii spod pedetu nie będę pisał bo po cholerę się denerwować?
Hipolit
Hehe, Hipolit, choć już z Wami z R-1 nie pracuję, to teraz tym chętniej w przejściu podziemnym się z Tobą napiję. Zrozumienie, dlaczego motorniczowie i kierowcy piją zaraz po pracy, przychodzi z każdym dniem w tej robocie. Tylko trochę trudno to innym przechodniom wytłumaczyć, którzy złym okiem patrzą na ochlapusów spod R-1. Dla postronnych czytaczy - co innego picie po pracy, co innego w trakcie - dla przypadku łódzkiego nie ma u mnie akceptacji.
UsuńA Koledzy z R-2, jak tam Wasza speluna "Pod pantografem"? To faktycznie odpowiednik podziemia przy R-1?;)
(x)r1
A ile w takim razie wychodzi godzin pracy tygodniowo mniej więcej skoro jedna dniówka zwykle wynosi 10 godzin? Jak można przyjść wyspanym kiedy zwykle zaczyna się w środku nocy pracę. Hehe.
OdpowiedzUsuńTo jest wszystko zgodnie z ustawą o transporcie. Minimalna przerwa musi wynosić 11 godzin, a czas pracy nie może przekraczać 10 godzin. Czyli teoretycznie, jak kończysz o północy , to zgodnie z prawem możesz zacząć pracę od 11 rano. Nie bierze się pod uwagę czasu dojazdu do i z pracy. Na szczęście jest to tylko teoria. Grafik jest rozpisany na miesiąc i teoretycznie pracujemy jak wszyscy. 20 dni pracy ( 160 godzin) i 10 dni wolnych, ale jednego dnia pracujemy 10 godzin, drugiego 4 godziny, trzeciego np.8 godzin. Niedziela wypada raz w czwartek, innym razem w poniedziałek.
UsuńDefensywny styl jazdy? Zapytajmy ZTM-u czy bierze pod uwagę coś takiego jak bezpieczna jazda, skrzyżowania z ruchem sterowanym światłami i w końcu wymianę pasażerów. Bo z rozkładów płynie jasny przekaz - gaz do dechy, czerwone to tez odcień zieleni no i główny: pasażer twój wróg!
OdpowiedzUsuńDlatego , żeby zachować wewnętrzny spokój i zdrowie trzeba się nauczyć olewać "wszystkie opóźnienia" spowodowane tylko i wyłącznie zbyt krótkim czasem przejazdu w planie jazdy. Jeśli większość motorniczych zmieni podejście na luźne to będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńTo i ja dorzucę do pieca ;)
OdpowiedzUsuńTu jest stary film BHP dla kierowców Oslo Sporveier, właśnie o jeździe defensywnej: http://www.youtube.com/watch?v=zhxDIGijYlI
W Norwegii już w latach 70 wiedzieli o rzeczach, które dziś tu piszemy. ZTM chełpi się w mediach swoją nowoczesnością, a jest pół wieku za zachodnimi rozwiązaniami.
Pozdrawiam wszystkich i również zachęcam do zmiany podejścia.
Wozimy pasażerów a nie realizujemy rozkład jazdy ZTM!
Koledzy, dużo mądrych i pozytywnych rzeczy piszecie, trudno odmówić racji. Jazda defensywna i "luźne podejście" do wszystkiego mają mały szkopuł: łatwo o przyśnięcie.
OdpowiedzUsuńJarek pytał o sposób walki z przysypianiem. Mnie kilka lat temu uczyli, by - jak czuje się, że nadchodzi senność - przelecieć się wzdłuż całego składu, że niby coś się sprawdza, a tak naprawdę by się dotlenić, rozruszać organizm i odgonić senność.
(x)r1
Ja spotkałam się z sytuacją odoby pracującej w ekipie filmowej, która nauczyła się 5 minutowych drzemek (wiedza o fazach snu się kłąnia) i która to osoba jak czuła że ją zaczyna brać senność, przytulała się na 5 min do fotela i drzemała. Widziałam to na właśne oczy. Kierowca zarządził postój, oparł się, pasażerowie zaczęli wyciągać kanapki, kierowca chrapnął 2 razy i mówi - to jedziemy ;)
OdpowiedzUsuńpodobną umiejętność musza chyba opanować żeglaże zwłaszcza żeglujący samotnie. spać jak zając ;)
Naprawdę nie wydaje mi się, żeby jazda defensywna sprzyjała zasypianiu. Nie byłaby wówczas zalecana przez organizacje promujące bezpieczeństwo na drodze. To, że kierowca jest w czasie jazdy odprężony, nie oznacza, że za chwilę zaśnie :) Na spływie kajakowym przez cały dzień jestem wyluzowany jak gumka w majtkach, a jednak nie zdarzyło mi się zasnąć nad wiosłem ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast w krytycznej sytuacji, 5-10 minut drzemki na pętli potrafi zdziałać prawdziwe cuda. Przynajmniej w moim przypadku. Zupełnie inną koncentrację miałem potem na mieście! Tylko może przydać się życzliwy pasażer, lub kolega z następnej brygady, żeby we właściwym momencie zapukać w szybkę na tej pętli ;)
Ale na kajaku cały czas machasz łapami i jesteś na świeżym powietrzu. W kabinie fotel Cię grzeje, niby ruszasz joystickiem, ale to nie to samo. Natomiast drzemki na pętli faktycznie potrafią zdziałać cuda, tylko trzeba mieć przerwę > 10 min., bo 5 to może być za mało, jak masz opóźnienie, meldowanie się itp.
Usuń(x)r1
Drzemki na pętli to nie problem (przynajmniej dla mnie). Kłopotem jest brak przerw. Wielokrotnie bywa tak, że jeżeli jedziesz defensywnie, to na krańcu nie masz czasu się w pupcię podrapać, nie mówiąc o podbiciu karty czy załatwieniu potrzeb fizjologicznych.
OdpowiedzUsuńZatrzymywanie tramwaju na szlaku można włożyć między bajki. Nie ma takiej opcji.
Być może drzewiej tak bywało, ale teraz nie tylko pasażerowie złożyliby skargę, ale i inni motorowi mogliby zapukać do kabinki kijem wekslowym :)
Bywało że zasypiali na trasie, nawet wypadki się zdarzyły. Przykładem śpiocha mogę być ja.
UsuńNajprostszy sposób na zasypanie w pracy to znaleźć zmiennika i przejść na zmiany popołudniowe. Ja tak jeżdżę i ogólnie nie narzekam na senność podczas prowadzenia pojazdu...narzekam czasami na monotonię jazdy, ale tego się już nie da uniknąć.
OdpowiedzUsuńSposób dobry, ale nie w ostatnich dwóch latach;) Wcześniej to nie był problem. Ludzie pogrupowali się zgodnie ze swoimi zegarami biologicznymi. Ja np. nie znosiłem 1 zmiany, miałem kryzys po zjedzeniu śniadania, krew odpływała na trawienie, a popołudniami, wieczorami i nocami mogłem jeździć nawet ponad 10 godzin, jak trzeba było zostać na przecieranie i oko mi się nie zamykało. No, ale nastąpiły zmiany jakiś czas temu...
Usuń(x)r1
Celem tych zmian jest wygodniejsze zarządzanie firmą. Przy czym wygodnie ma być panu menagerowi za biurkiem w Siedmiogrodzie, a nie motorniczemu, mistrzowi, instruktorowi i dyspozytorowi.
UsuńBo nasz firmą rządzą niedasie.Ale jakby nie patrzeć, firma jest zależna od ratusza.
UsuńJa z kolei należę do skowronków. Na drugiej zmianie, po popołudniowym szczycie, oko mi się zaklapuje koło 22. A już masakryczny jest dla mnie zjazd o np.0.30.