czwartek, 20 lutego 2014

Bufet

I po urlopie.
Następnym razem wezmę trzy tygodnie.
W sumie to był mój pierwszy, prawdziwy urlop (w sensie przerwy w pracy, bo nigdzie nie wyjechałem) od roku 1996.
Wypocząłem nieco psychicznie, pobawiłem się żołnierzykami, wziąłem udział w sporym wydarzeniu hobbystycznym zwanym ZjAvą i ogólnie zadowolony wróciłem do pracy.

I od razu miłe zaskoczenie, bo poniedziałek wolny, a we wtorek dostałem moją ulubioną linię numer 10.
Dobry rozkład i bardzo długi przelot od krańca do krańca.
Poza tym lubię okolice Mokotowa.
A we środę linia 23.
I już miałem marudzić, że znowu dwuminutowe przerwy i ogólna nędza z bryndzą, a tu pełna siurpryza.
Zmienił się rozkład jazdy (przynajmniej dla drugiej brygady).
No full wypas normalnie.
Przerwy minimum 5 minut na Czynszowej, wydłużony czas przejazdu.
Aż musiałem się pilnować, żeby nie złapać przyśpieszenia na poziomie +2.
Naprawdę dobrze mi się jeździło pomimo blisko dziesięciogodzinnej zmiany i godzin szczytu.
Dziękuję ZTM za dopasowanie rozkładu do realiów życia codziennego motorowego.

A teraz ciut humorystycznie.
Na pętli Czynszowa (czyli głęboka Praga, gdzie kosę wsadzają pod ziebro i na dintojrę można się narazić) puka do mojej kabiny jakowyś jegomość i w te słowa do mnie uderza:
- Bo oni Ci zrobili bufet na końcu tramwaju.
Ja na takie dictum popadłem w lekką konsternację.
No bo jak bufet, to znaczy menele. Jak menele to pewnie miejscowi. Jak miejscowi to parafrazując dialog z filmu w ryj dać ktoś może dać. (dla niezorientowanych link do kliknięcia). Może nie od razu politycznie, ale boli podobnie.
No to się grzecznie pytam osobnika, co dokładnie oni tam wyprawiają (bo wagon długi to nie widać).
- O panie! Bufet tam zrobili! Syf, smród!
- Ale jaki bufet? Rozlali coś? Brudno jest? Bezdomni jacyś?
- Ooo! Bufet rozlali normalnie brudno jest! Dzwoń po Nadzór i musisz zjeżdżać do zajezdni bo bufet.
No zafiksował się facet na dobre.
Nie pozostało mi nic innego, jak iść do imprezowiczów i sprawdzić organoleptycznie co tam się właściwie wyrabia.

No to ruszyłem swoim pewnym i opanowanym krokiem motorowego.
Stukilogramowego motorowego.
Stukilogramowego, łysego motorowego z brodą.
Podchodzę.
Siedzi czterech młodych człowieków w wieku bliżej nieokreślonym i rozmawiają.
Poważnie. Deliberowali sobie na jakiś temat.
Fakt, mają piwo.
W butelkach.
Zamknięte (zakapslowane znaczy się).
Jeden z nich miał otwarty jogurt, który spożywał łyżeczką.
Zapytałem, czy wszystko w porządku. Ochoczo potwierdzili, że i owszem.
Powiedziałem tylko, że kulturka ma być i nie życzę sobie żadnego popijania i plucia na podłogę z opcją rozlewania trunków.
Obiecali być grzeczni i tacy byli.
Nie wiem, o co chodziło tamtemu panu.
Musi przewrażliwiony być musiał. Ale czasami lepiej dmuchać na zimne.
Zapobiegać zamiast likwidować.

Co by nie mówić, lepiej żeby pasażerowie (chociaż to chyba był motorowy) reagowali w jakikolwiek sposób, niż cicho przyzwalali na potencjalne objawy chamstwa w środkach komunikacji miejskiej i nie tylko.

I tym optymistycznym akcentem z wiarą w młode pokolenie oddalam się na służbę.
Linia 26 czeka.

8 komentarzy:

  1. Taaa, 10-ka jest fajna, ale ma swoje blaski i cienie. Lepsza była przez Prostą na Woronicza i osobno 19-ka Piaski - MWilanowska. Skręt w Nowowiejską jest główną atrakcją 10-ki, samochody parkujące na torach na Nowowiejskiej, przejazd przez pl. Zbawiciela i pl. Unii, a kiedyś jeszcze przelotki na ONZ-cie, gdzie prawdopodobieństwo kolizji z samochodami zjeżdżającymi z ronda było wyższe od 50% i "rura" na Kasprzaka;)

    Pętla na Stalowej, okolice i pasażerowie to temat na wpis sam w sobie. A jak napisałeś, że zrobili Ci "bufet", to pomyślałem, że - jak to się kiedyś mawiało: "pojechali do Rygi". A wtedy - zgodnie z regulaminem - zjazd bez pasażerów i sprzątanie. Ale chlew to potrafią zrobić nie tylko na Stalowej.
    (x)r1

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie wolę pojechać na Czynszową niż na N.Bemowo. Na tzw. Bronx jadę bez żadnych obaw. Teraz w czasach cichych przetwornic to przyjemność. Wcześniej jak królowały wyjące dmuchające i co tam jeszcze robiące przetwornice zdarzały się nisko latające doniczki ewentualnie kamyczek w szybkę. Nie spotkała mnie tak żadna przykrość ze strony tubylców, powiem nawet to że społeczeństwo było pomocne gdyż albowiem pewnej niedzieli zapomniałem pisaka coby kartę rozpisać. Z pomocą przyszli tubylcy po zadaniu pytania gdzie mogę taki przyrząd zakupić. Pokazali palcem, w kolejce nie musiałem stać bo powiedziałem żem z tramwaju ludziom uciekł i bez kolejki dali kupić...Kocham Warszawę, Wolę i Pragę...
    Hipolit

    OdpowiedzUsuń
  3. hehehhe ! hahaha! ,,Na tzw. Bronx jadę''- hehhe! haha!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hipolit, to miałeś dużo szczęścia na swoim "Bronxie". Ja miałem tam i kradzież (i to wyglądało, że swój swoją okroił, tyle na temat ich honoru), i dewastację i chlanie, i burdy, i zastraszanie pasażerów. Ale i tak miałem szczęście, że do mnie nie strzelano. A inni nasi koledzy już takiego szczęścia nie mieli. Ale najczęściej to oczywiście parkowanie na torach. Nie powiem, że nasza Wola jest lepsza lub gorsza. Jest nasza. Ale też różnie bywa. Na Forcie Wola w końcu dostał kosą i to na amen policjant, który zareagował na łobuzów, mimo że nie był na służbie. Tego dnia miałem 10-kę i jeździłem tamtędy. Co by nie mówić, to różnie bywa...
    (x)r1

    OdpowiedzUsuń
  5. BRONX - W przedmiotowym miejscu na tej pętli motornicza z R4 pani Anna X {pseudo- matkaboska} udała się podczas postoju tramwaju do toalety za własna potrzebą. Przedmiotowa toaleta to plastykowy sracz typu TOI-TOI. W momencie załatwiania potrzeb fizjologicznych przez wyżej wskazaną nieznani sprawcy{młodzi mieszkańcy Bronxu} przewrócili sracz wraz z klientką która była wewnątrz tego budynku. To pudło teraz leżało na drzwiach i zablokowało kobietę w środku niczym pułapka na owady. Cała zawartość fekaliów wylała się na leżącą w toi –toi panią Annę, która głosem wzywała pomocy gdyż sama nie mogła się wydostać z potrzasku. Sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia. Była policja, CR i wszyscy co potrzebni byli. Szok jaki przeżyła motornicza odbił się na jej zdrowiu psychicznym. Ale tego już nie będę opisywał. Motornicza oczywiście już nie pracuje w TW.

    Wielokrotnie w tym miejscu okradano kabiny motorniczych ze wszystkiego co mieli. Akcje przeważnie na HS z doczepnego wozu. No i rozmaite tam takie straszenie kosą, wielu rezygnowało z jazdy na Czynszową.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja słyszałem o przypadku, jak to na końcowym na Czynszowej próbowali wymusić na motorniczej z R-2 wyjście z kabiny, nie wiem w jakim celu, dlatego coś jej porozłączali, ale nie wyszła, tylko zadzwoniła po brata, który do niej przyjechał i jej wszystko pozałączał i z nią do zajezdni pojechał. To było chyba, kiedy tam była ostatnim kółkiem, co to R-2 zawsze miało do ubiegłego roku i stamtąd zjazd na bramę. Jej się udało, bo nie zawsze można liczyć na sprawne połączenie z CR i szybką reakcję, sam się kiedyś o tym przekonałem. Dlatego nie dziwię się pani Annie z R-4, że dała sobie spokój, a i tak pewnie długo to w niej tkwiło, co praskie skurczybyki jej zrobili. A swoją drogą, na Kawęczyńskiej też bywało nie lepiej.

    Natomiast co do rozkładu jeszcze, Jarku, rozkład jest tylko na ferie, więc się nie ciesz, że masz całe 5 minut przerwy. Za tydzień, po feriach, pewnie już mieć nie będziesz. Ale akurat tam, to może i dobrze - im krócej, tym lepiej. Tylko powinno być zrobione tak, żeby na Bemowie można było odpocząć po całym kółku. A nie spóźniony przyjazd i kolejna gonitwa tam i z powrotem, a chwila na złapanie oddechu dopiero koło 20.00 - 21.00, po szczycie, zjeździe dodatków i wyrównaniu wieczornego taktu w rozkładach.
    (x)r1

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na kolejne opowieści :). Dobrze się czyta i szybko. I uwagi są cenne, bo pasażer nie zdaje sobie sprawy z trudu pracy motorniczego. Choć jest motorniczy i motorniczy ;). ..

    OdpowiedzUsuń
  8. "Zapobiegać zamiast likwidować."
    Zabrzmiało jakby likwidować tych jedzących :D ;)

    OdpowiedzUsuń