Dzisiaj wyczerpałem limit dziwnych wydarzeń przynajmniej na okres dwóch tygodni.
Eh, niech będzie tydzień.
No dobra. Niech chociaż poniedziałek będzie spokojny.
Żeby się nie rozpisywać, to przedstawię fakty w telegraficznym skrócie.
Podkreślę tylko, że jest to zapis jednego dnia i dotyczy tramwaju typu SWING.
Wsiada jakaś banda młodych żołnierzy dowodzona przez samozwańczego geniusza taktyki.
Dowódca rozkazał im wchodzić ostatnimi drzwiami, czyli tam, gdzie jest najmniej miejsca, co zmusiło ich do wsiadania pojedynczo (jeden za drugim znaczy się).
Jako, że było ich chyba piętnastu, to proces ładowania zajął im ponad pół minuty.
Dodam, że wszystkie, pozostałe drzwi tramwaju były otwarte.
Dla mnie była to strata dwóch minut, bo cykl świetlny się zmienił.
Jedna pani zapomniała wyjąć torebki z tramwaju.
Torebka została w tramwaju, a pani wysiadła.
Ale nie puściła torebki, żeby nie było zbyt łatwo.
Dobrze, że zawsze przed ruszeniem z przystanku patrzę w boczne lusterko, bo by było nieszczęście.
Otworzyłem drzwi ponownie i problem zniknął. Pani tuląc uratowaną torebkę bezpiecznie się oddaliła.
Powtarzam to do znudzenia.
Sygnał zamykania drzwi nie jest po to by wysiadać, ale po to, żeby wiedzieć iż drzwi właśnie się zamykają.
Sytuacja przy dojeżdżaniu do pętli na ulicy Czynszowej.
Zakręt tam występuje dość nieprzyjemny i przy tym zakręcie chodzą sobie ludzie. Pchają przed sobą wózki, rowery, a czasami poganiają pacholęta. Bywa, że ciągną żywy inwentarz.
Ruch jest duży, bo to i miejsce urokliwe i przedszkole blisko, a i pewnikiem meta niejedna się znajdzie w okolicznych budynkach.
Ale wracając do sytuacji.
Idzie małżeństwo. Para znaczy się (gwoli ścisłości heteroseksualna para, czyli chłopak i dziewczyna).
Kobieta dzielnie pcha wózek, a mężczyzna prowadzi małego mlekosysa za rękę.
Niestety oboje wykonują te czynności bardzo blisko torowiska.
No to ja sobie delikatnie, powolutku podjeżdżam i używam sygnału dźwiękowego typu dzwonek by poinformować spacerowiczów, że oto nadciąga 40 ton wesołego żelastwa.
Na moje drrrring dziecko czujnie się obejrzało i chciało od torów odejść, ale dzielny ojciec (chyba ojciec) nie dał sobie w kaszę dmuchać i pociągnął pociechę w swoją stronę, wykonując dodatkowo krok w stronę nadjeżdżającego mnie (czyli tramwaju linii 23).
Oj zrobiło mi się gorąco. Hamulcom na pewno też, bo użyłem wszystkich.
Też na Pradze.
Zatrzymuję się na przystanku. Uruchamiam otwieranie drzwi "ciepłym guzikiem" (bo to SWING).
Wysiadła jakaś babcia (typ TIRówka ze względu na doczepioną przyczepkę na kółkach), wysiadł jakiś dziadek o kulach (typ Narciarz bo kule były dwie). Trochę im to zajęło, bo obydwoje w latach byli posunięci.
Zerknąłem w lusterko. Zaobserwowałem ciszę i spokój, to i drzwi postanowiłem zamknąć
I to był błąd.
Jak się ktoś nie wydrze zza kabiny.
- No i co krowa (użyłem krowy, bo drażni oczy, a nie jest wulgarna) zamykasz drzwi. Ja tu wysiąść chciałam!!!
Cóż było robić. Otworzyłem wszystkie drzwi, żeby pasażerom było łatwiej, bo użycie przycisku najwyraźniej ich przerosło.
Dysfunkcja umysłowa nie upoważnia do korzystania z rampy dla wózków inwalidzkich.
Naciskanie z uporem maniaka przycisku do uruchamiania rampy nic nie da.
I nie mówię tu o ludziach, którzy się pomylą, a zauważywszy swój błąd albo pójdą do innych drzwi, albo użyją innego przycisku.
Chodzi mi o takich, którzy nacisną raz.
Potem drugi raz, i trzeci i czwarty i piąty. I oczywiście kogo wina?
Motorniczego, bo złośliwie drzwi nie otwiera.
Otyła pani na wózku inwalidzkim prowadzona przez małego dziadka, chudego nota bene (pewnie mąż, bo na syna nie wyglądał).
Podchodzą do tramwaju, ja oczywiście fafarafa używam magicznego przycisku do wysuwania rampy dla wózków inwalidzkich bo jestem fajnym motorowym i domyślam się z prędkością błysku między neuronami, że oni na pewno będą chcieli wsiadać do tramwaju.
Rampa się wysuwa, dziadek dojeżdża wózkiem do wysuniętej ramy, pani wstaje z wózka i wchodzi po rampie, pan wtacza wózek za nią.
Kurtyna chciałoby się powiedzieć, ale nie.
Wysiadali na następnym przystanku, a było to Stare Miasto.
Ambaras polega na tym, że rampa nie działa poza przystankami (nie wysuwa się na tyle daleko, żeby dotknąć jezdni), a na Starym Mieście przystanek jest usytuowany bezpośrednio na ulicy.
Wysiadłem tedy z kabinki i pomogłem pani wysiąść, bo dziadek wyszedł i lekko zdezorientowany nie mógł wykoncypować jak kobietę z tego tramwaju wyprowadzić.
Mam nadzieję, że ktoś mi zrobił zdjęcie i trafię do mediów.
Na marginesie dodam, że rozkład jazdy nie uwzględnia tego typu kurtuazji. Na pętlę dojechałem opóźniony o 4 minuty.
Dworzec Wileński (przystanek taki).
Zamykam drzwi, bo już się wszyscy nawsiadali i nawysiadali.
Drzwi w SWINGu zamykają się wolno, bo proces ten trwa około 5 sekund.
Co robi kobieta, która chce wsiąść, a stoi na wprost drzwi, które jeszcze nie zaczęły się zamykać?
Myślicie, że wsiada? Bynajmniej.
Otóż ona stoi i dusi guzik. Wsiadłaby dwa razy, ale wolała ponaciskać sobie.
Otworzyłem drzwi ponownie, pani sobie wsiadła, a ja straciłem minutę bo cykl się zmienił i nie zdążyłem odjechać z przystanku na czas.
Otwieram wszystkie drzwi w tramwaju, bo podjeżdżając zauważyłem wyczekującą na przystanku starowinkę.
Myślę sobie, że jak otworzę wszystkie drzwi, to babcia wsiądzie sobie środkowymi, bo tam łatwiej i więcej miejsca i jest się czego złapać i ktoś pomoże w razie co.
Co robi babcia?
Ano babcia rusza w podróż do drzwi pierwszych, a stała dokładnie na wprost drzwi środkowych.
Dzięki temu wyrafinowanemu manewrowi nie udało mi się ruszyć z przystanku i odstałem minutę czekając na kolejny cykl świetlny (czyli na zielone światło zwane przez motorowych pałką).
I na koniec taka cyrkumstancja.
Jak nazwać sytuację, w której kobieta wskakuje do tramwaju środkowymi drzwiami już po sygnale zamykania.
Druga niewiasta dopada do ostatnich drzwi i próbuje je otworzyć przyciskiem - jak to w SWINGu.
Ja jestem miły to otwieram drzwi, ale kobieta, która dusiła przycisk nie wsiada.
No to zamykam drzwi, ale w tym momencie pojawia się trzeci bohater opowieści i mężnie blokuje zamykające się odrzwia. Jednak również nie wsiada.
No ciemna śrubka (bo jasny gwint jest zbyt mainstreamowy), o co chodzi?
No więc chodzi o to, że kobieta, która wskoczyła środkowymi drzwiami, teraz wysiada ostatnimi, przebiegając w tym czasie pół tramwaju.
Ktoś odważy się to skomentować?
Było jeszcze kilka innych incydentów, ale już śpiący jestem, a jutro też trzeba pracować.
Wiem, że miało być o nieumawianiu się z motorniczym, ale dzień dziecka wygrał w przedbiegach.