Od pierwszego stycznia, niczym nowy bilet komunikacji miejskiej przechodzę metamorfozę i zaczynam jeździć z Zajezdni Wola (czyli w skrócie R1).
Najlepsze co mi się kojarzy z przenosinami to fakt, że uwolnię się od makabrycznej linii 6.
R1 jej nie obsługuje.
Oczywiście jest wiele innych, dobrych aspektów tej zamiany, ale o nich napiszę innym razem.
Teraz chciałem napisać o swoim ostatnim kursie, który nomen omen odbył się na osławionej "karuzeli", czyli właśnie wyścigowej szóstce.
Lecz najpierw spóźniony obrazek świąteczny z pisma "Mucha" nr 78 z roku pańskiego 1951.
To był dobry rok.
W naszym kraju na Wisłą:
- Polska zawarła umowę z ZSRR o wymianie obszarów przygranicznych.
- Zarządzeniem Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach utworzono
- Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Katowicach.
- Utworzono Polską Akademię Nauk.
- Ogłoszenie wyroku w tzw. procesie generalskim spowodowało bunt na okręcie hydrograficznym Marynarki Wojennej „Żuraw”. Załoga uprowadziła go do Szwecji.
- Władysław Gomułka został aresztowany i osadzony w areszcie domowym.
- Powstała Fabryka Samochodów Osobowych (w skrócie FSO) na warszawskim Żeraniu.
- Z taśm FSO zjechała pierwsza Warszawa M20.
- W Warszawie odbył się pierwszy publiczny pokaz telewizyjny.
A na świecie:
- Uruchomiono pierwszą telewizję kablową (Chicago - 300 abonentów).
- Utworzono Mossad, izraelską organizację wywiadowczą (pierwszego kwietnia nota bene).
- Rozpoczęła się emisja programu Radio Wolna Europa dla krajów Europy Wschodniej.
- Pierwszy międzykontynentalny przekaz programu telewizyjnego. Było nim wystąpienie prezydenta USA Harry'ego Trumana.
Oj działo się, działo.
W tym roku też wszystko stanęło na głowie - przynajmniej dla mnie.
Gdyby tydzień przed złożeniem dokumentów do Tramwajów Warszawskich ktoś by mi powiedział, że będę motorowym, to bym się uśmiał jak norka i z tego śmiechu opluł monitor (gdybym przy nim siedział).
A tu taka niespodzianka.
I jeszcze mi się to podoba.
Dziwaczne.
Ale miało być o linii 6.
Chciałem zakończyć z fasonem, czyli w dobrym stylu. Bez marudzenia i bez opóźnień.
Nie dało się. No kurde bele się nie dało.
W sumie nie wyszło tak bardzo źle, a na pamiątkę cyknąłem sobie fotkę.
Dodam, że był to jeden z najstarszych wozów na zajezdni. Miał jeszcze uchwyt na sznurek od pantografu (dobrze, że samego sznurka nie było).
Do tego ponad 9 godzin na fotelu starego typu, bez amortyzatorów może wykończyć niejednego twardziela (takie fotele były stosowane w tramwajach, które obecnie rdzewieją na złomie, albo zostały sprzedane do Zaporoża czy innego Ałmazna).
Spróbujcie sobie przeprowadzić mały eksperyment.
Siedząc na twardym krześle (może być z IKEA) podskoczcie i bez asekurowania się nogami, w sposób słabo kontrolowany spadnijcie pośladkami na siedzisko. Kilka razy w odstępach sekundowych.
To ja tak miałem przez prawie 10 godzin. Ubaw po pachy.
To ja tak miałem przez prawie 10 godzin. Ubaw po pachy.
Czasami czułem się jak laleczka, której ktoś odciął sznurki.
Raz przez te podskoki noga omsknęła mi się z hamulca i poczułem niekoniecznie miłe ciepło w brzuchu, bo nie zdążyłem wyhamować przed ograniczeniem prędkości.
Raz przez te podskoki noga omsknęła mi się z hamulca i poczułem niekoniecznie miłe ciepło w brzuchu, bo nie zdążyłem wyhamować przed ograniczeniem prędkości.
Czujność zachowałem i nikt nie ucierpiał.
Montowanie takich foteli powinno być karane publiczną chłostą na rynku, albo przynajmniej kilkoma godzinami w dybach lub pod pręgierzem.
Jednak wszystkie smutki znikają, gdy spotykasz kumpla na jednym z przystanków i tek kumpel (motorowy znaczy się) wylewa garnuszek miodu na serce odzywając się w te słowa:
- Ej stary, ty się na tej szóstce wyrabiasz co do minuty.
Dzięki. To podniosło znacznie moje morale do końca dnia.
Postanowiłem sobie, że będę się wyrabiał, to się wyrabiałem.
Co prawda dwa razy musiałem użyć mocy Jedi (raz by zepchnąć auto z torowiska, a drugi raz by zatrzymać rozpędzony wóz Straży Miejskiej), kilka razy ostro przycisnąłem zadajnik jazdy osiągając niebagatelną prędkość 55 km/h, rzuciłem trzy czary wpływające na zmianę sygnalizacji świetlnej i raz się teleportowałem by wyprzedzić inny tramwaj.
Ale zdążyłem.
W sumie to dręczy mnie jedno zajebiście ważne pytanie.
Kto u licha wymyślił sobie, że tramwaj MUSI jechać minimum 50 km/h żeby wyrobić się w czasie między przystankami?
To się chyba kwalifikuje do działania na szkodę spółki.
Może znajdzie się jakiś młody prawnik, który pochyli się nad tego typu sprawami, bo to co wyprawia ZTM z Tramwajami Warszawskimi nie wpływa dobrze ani na jakość usług, ani na bezpieczeństwo pasażerów.
Ale porzućmy troski i cieszmy się nadchodzącym Sylwestrem (nie, nie chodzi o Rambo).
Starajcie się w niego (w tego Sylwestra) nie strzelać zbyt głośno (polecam race, które robią mało huku, a pięknie wyglądają).
Bawcie się grzesznie i niekoniecznie do upadu.
Wypijcie za moje zdrowie i niech Wam się wszystko układa po dobrej myśli.
Darz Bór.