niedziela, 22 grudnia 2013

Bydlęta klękają

Idą święta, idą święta.
Na wagonie są zwierzęta.

Poważnie. Zimno się zrobiło i panowie żulowie wylegli tłumnie ze swoich nor, zakamarków i domków z kartonu w poszukiwaniu cieplejszych miejsc.
Często takie miejsca znajdują w okolicach drugiego wagonu i tam urządzają sobie swoje gniazda.
Niektórzy wysiadują jajka, a inni spożywają posiadane zasoby.
O takich właśnie delikwentach opowiedział mi ostatnio jeden z kumpli.
Oto jego historia:

Wczoraj około 23:00 na krańcu Wyścigi zmieniałem tablice na zjazdowe (tak zwane przebieranie wagonu).
W starszych typach wagonów trzeba wymieniać oznaczenia ręcznie, żeby klientela wiedziała, że dany tramwaj nie jedzie zwyczajnie po trasie.
Oczywiście guzik to daje i swojego się zawsze nasłuchamy.
Mądrzejsi przeczytają, głupsi złożą skargi na nieuprzejmości motorowego, który sobie trasę nagle zmienił.
Ale wracając do sedna.
Wchodzę ci ja do drugiego wagonu, patrzę, a tu nic nie widzę - tak nadymione papierosami było - jak nie przymierzając w szkolnej ubikacji.
Na krzesełkach siedzą sobie dwaj panowie menelowie i żywo dyskutując zajadają lokalne przysmaki w formie rybek z puszki.
Pełna kulturka. Gazetki na kolanach rozłożone, żeby rybą w oleju ubrania nie utytłać. Buteleczka wina w ręku każdego pana już do połowy opróżniona.
Sielanka
Jak mnie zobaczyli, to wcale nie stracili rezonu. Wręcz przeciwnie - zaproponowali poczęstunek i przyłączenie się do degustacji.
Czasu mało, więc musiałem odmówić oraz w żołnierskich słowach wytłumaczyć, żeby opuścili wagon.
Jednak nie było łatwo.
Drugi z panów zrobił "oczy kota ze Shreka" i wyciągając w brudnej ręce puszkę z rybami rozpoczął kuszenie delikatesem.
Nie dałem się. Twardy byłem. Nawet głos podniosłem i jeszcze w miarę grzecznie zaproponowałem, by wypier... chodzili szybko w te pędy z tramwaju, bo to nie jest bufet czy inszy wagon Warsu.
O dziwo potulnie pozbierali manele i wyszli.
Jednak na odchodnym usłyszałem, że jestem nieużytek i powinienem się wstydzić, że ludziom nie dam w spokoju kolacji spożyć.
Może bym i odpuścił całe zdarzenie, może dałbym im zjeść i wypić, ale poziom zasmrodzenia papierosami oraz ilość petów rozrzuconych dookoła przechyliły czarę i złość się wylała.
Szkoda, że nikt z pasażerów nie zgłosił tej sytuacji od razu. Ciekawe jak długo jechali.
Reagujcie. To nic nie kosztuje. Motorowy zajmie się sprawą, albo wezwie posiłki.

Ten typ pasażerów to tylko jeden z rodzajów.
Inny, który występuje głównie na liniach o niższych numerach to zwyczajna hołota i złodzieje.
Nie dalej jak tydzień temu, kumplowi na krańcu Czynszowa zajumali tablice boczne i tylne (długi prostokąt z nazwami przystanków i kwadrat).
Ktoś ani chybi obchodził dwudzieste trzecie urodziny i miał kumpli debili. Znaczy zapewne ma do dzisiaj.
Mało tego - ta banda kretynów pewnie się rozmnoży i przekaże swoje geny dalej.
Ich dzieci też będą kradły tablice. Taka nowa, świecka tradycja.
I przez takie indywidua trzeba wymyślać sposoby na uniknięcie nieprzyjemnych sytuacji.
Jednym z nich jest zablokowanie drzwi drugiego wagonu na pętli, żeby towarzystwo korzystało jedynie z pierwszego, gdzie motorowy ma jakiekolwiek szanse na przyuważenie wandali.
Niewiele to daje, bo podbieranie tablic występuje przed przystankami krańcowymi.
Drzewiej, gdy rurki w tramwajach były wykonane z aluminium, to specjaliści potrafili rozkręcić wszystkie uchwyty i wyrzucić je przez okno na odcinku między ostatnim przystankiem, a pętlą.
Grzecznie wysiadali na krańcu i wracając na piechotkę, zbierali swój łup w trudzie i znoju.
Teraz rurki są plastikowe, więc jedyne co średnio rozgarnięty pasażer może z nimi zrobić, to uwiesić się całym ciężarem i je połamać.

I na koniec moja osobista, mała przygoda z grupą młodzieży, która jest przyszłością narodu.
Oczywiście pijani, oczywiście wulgarni, oczywiście głupi jak buty.
Jeden z nich wykazał się znajomością techniczną tramwaju i rozpoczął naciskanie przycisku alarmowego.
Na szczęście w SWINGu mam podgląd serwowany przez kamery, więc szybko sprawdziłem, czy coś złego się nie dzieje.
Gdy naciskanie czerwonego guzika nie przyniosło zamierzonego efektu, jeden z grupy (pewnie z wykształceniem wyższym) użył awaryjnego otwierania drzwi.
Ależ to było śmieszne, a ile radości im to dało. No po prostu duma rozpierała ich serca.
Na szczęście akcja otwierania nastąpiła na przystanku, więc cała banda wysypała się na zewnątrz, gremialnie pozdrawiając wszystkich wyciągniętą do przodu ręką (może zamawiali pięć piw czy coś).
Zanim przecisnąłem się między pasażerami, zanim wytłumaczyłem dlaczego nie jedziemy, zanim odblokowałem drzwi, to uciekły mi dwa cykle świetlne i całą resztę trasy przejechałem na opóźnieniu czterominutowym (czyli takim, które liczy mi się do utraty premii).
Wypas.

Święta coraz bliżej, a potem Sylwestrowa Noc.
Wtedy to się będzie działo.
Jak przeżyję, to napiszę.

3 komentarze:

  1. Dlaczego w tramwajach nie jeździ ochrona albo na sztywno bileter?

    OdpowiedzUsuń
  2. Na niektórych liniach w godzinach nocnych jeździ ochrona. Dwóch, smutnych panów towarzyszy motorowemu w najmniej miłych okolicznościach przyrody.
    Np. na odcinku rondo Starzyńskiego - Żerań Wschodni.
    Nie wiem, czy na innych trasach też mamy ochronę.
    Zresztą wystarczyłoby, żeby motorowi mieli większe uprawnienia, a problem w większości przypadków by zniknął.
    Prawo jest jednak takie, że jeżeli odeprzesz atak bandyty na pasażera, to możesz pójść za kratki i jeszcze Cię kosztami sądowymi obciążą, a potem bandyta Cię pozwie cywilnie i będziesz zmuszony zapłacić mu odszkodowanie.
    Lepiej się nie wychylać. Takie czasy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętać należy, że tam gdzie jest taniocha brak jest kultury i poszanowania dla innych. Dlatego jestem przeciwny dofinansowywaniu KM. Pamiętać należy, że pierwsze elektrowozy były rentowne. Podróżowali bogaci i bogatsi, były klasy. Swołocz obecnie i tak jest łaskawa, bo zamiast otwierać drzwi awaryjnie lub hamować mogą po prostu roztrzaskać szyby w drzwiach i wysiąść przez wybite szyby. W czasie gdy żule zaśmiecają pojazdy KM, a swołocz głupieje, za moje podatki służby mundurowe ścigają moich kolegów którzy po pracy piją piwo za nocnym sklepem. Nie – ja nie będę społecznie bawił się za policjanta czy strażnika miejskiego. Ale kiedyś też się angażowałem w ,,sprzątanie’’ tramwaju z hołoty. Przekonałem się że nie warto. Naprawdę to syzyfowa praca.

    OdpowiedzUsuń