sobota, 28 czerwca 2014

Terminator

Powoli zbliża się moja rocznica.
Zostało ciut ponad dwa tygodnie do 15 lipca. Wtedy będę fetował niejakie osiągnięcie.
Nadal jednak czuję się tak, jakbym dopiero terminował.
Rok to niby dużo, bo większość osób zmienia pracę właśnie po roku, ale z drugiej strony mało, bo praca w tramwajach wciąga (prawie jak chodzenie po bagnach) niczym niezdrowa fascynacja, gdy delikatnie rozdrapujesz rankę.
Może ciut przesadzam, ale coś w tym jest.
Najbardziej zauważalne po tym roku jest u mnie zobojętnienie na ludzi.
Nie to, żebym kompletnie przestał reagować, ale na pewno przestałem ich słuchać.
Nawet gdy wsiadają do tramwaju, to nie postrzegam ich jako jednostki, które mają własne cele, problemy czy marzenia, ale jak fale przyboju. Coś nieuniknionego.
Tłuszcza wlewa się do wagonu, zamykam drzwi (żeby się nic nie ulało) i ruszam w trasę.
Nie zawsze tak jest, czasami trzeba poczekać na kropelki, które dobiegają, czy mają inne kłopoty z załadowaniem się do wagonu.
Z wysiadaniem też jest podobnie. Patrząc w boczne lusterko często widzę jedynie ruch, a nie osobę. Nie wyobrażam sobie jak dana postać wygląda, tylko uważam, czy komuś krzywdy nie zrobię zamykając drzwi zbyt wcześnie.
Problem dotyczy głownie starszych osób w drugim wagonie, które do wysiadania zbierają się z niejakim opóźnieniem. Ich tam po prostu, zwyczajnie nie widać.
Trzeba się też uodparniać na osobników, którzy z uporem maniaka próbują wymuszać pierwszeństwo na tramwaju.
I nie piszę tu o samochodach, ale o pieszych działających na zasadzie:
"O! Tramwaj jedzie. A to wejdę na torowisko".
Siłą rzeczy empatia wśród motorniczych bywa mocno osłabiona.
Oczywiście nie zanika zupełnie i każdy kto tak twierdzi nie zna się na rzeczy.
Motorniczy czasami ma gorszy dzień, a gorszy dzień motorowego przekłada się na tysiące osób, z którymi podczas służby ma się kontakt.
Jedni to rozumieją, a inni piszą skargi.
Czasami wystarczy nie zażyć odpowiedniej ilości snu. Uwierzcie mi, że prowadzenie tramwaju po jedynie trzech godzinach w objęciach Morfeusza może powodować sytuacje dużo bardziej groźne niż te, które mogłyby wystąpić po wypiciu lampki wina do obiadu.

Powiało grozą, to trzeba nieco rozładować sytuację.
Niekwestionowany Król opowieści przytoczył mi kolejną historię, której był świadkiem.
Uwaga, kurtyna w górę:

Do drzwi kabiny przykleiło się dwóch chłopaczków, na oko jakieś 8-9 wiosen.
Nie wiem czy jechali sami, czy w towarzystwie opiekunów. Mało to ważne jest dla historii.
Byli pewnie świeżo po oglądaniu Terminatora (Elektroniczny morderca po polsku), Man in Black czy czegoś zbliżonego.
Było słonecznie, więc jeździłem w bardzo ciemnych okularach.
Nagle jeden z nich (tych dzieciaków znaczy się) stwierdził, że tramwajów nie prowadzą ludzie, tylko roboty.
Na co to ten drugi żachnął się i zanegował wypowiedź kolegi.
Siłą rzeczy wywiązał się dialog.
- Noo terminatory.
- Eee, to nieprawda.
- Prawda! Wojtek chodzi do 5 klasy i to on mi mówił.
- Nooo, Wojtek się zna (pełny szacunek w głosie).
- Zobacz. Oni wszyscy wyglądają tak samo. Ten co go mijaliśmy też miał takie same okulary.
- Ale zobacz, ta pani nie jest terminatorem (obok przejężdżał kolejny skład prowadzony przez babeczkę bez okularów).
- Ludzie też muszą pracować, bo jak tramwaj się popsuje, to ktoś musi go naprawić.
- No ale skąd wiesz, że ten nasz (czyli niby ja) jest terminatorem?
- No popatrz. Nie rusza się, nie mówi, nie uśmiecha. Tylko głową za każdym razem w ten sam sposób rusza.
Wtedy dotarło do mnie, że to co ten dzieciak mówi ma sens. Moje ruchy głowy za każdym razem wyglądały tak samo: lusterko - prawa strona, lusterko - wenętrze, lusterko - lewa strona. Na każdym przystanku ciągle to samo. Dzieciaki rozochociły się swoją wyobraźnią i wóciły do rozmowy.
- A ten terminator oddycha?
Po pytaniu zapadła dłuższa przerwa wykorzystana do wzmożonej obserwacji zachowań potencjalnego robota. Celowo w pewnym momencie kaszlnąłem.
Odskoczyli jak oparzeni od drzwi kabiny.
- Widzisz? To człowiek, a nie żaden terminator.
Moja ludzka reakcja trochę ich zawiodła i zaczęli odwracać się od kabiny. Jednak jeden z nich na odchodne rzucił jeszcze stwierdzenie pozostawiające szansę na drugi odcinek:
- Bo oni tylko tak udają, żeby nie można ich było odróżnić.

Zatem więcej uśmiechu i kaszlnijcie od czasu do czasu w pracy.
Może wasi pracodawcy wtedy zauważą, że nie jesteście maszynami.


2 komentarze:

  1. Do modelu T-101: zostaliśmy wykryci. Zmienić taktykę. Od dzisiaj wszystkie T-101 co 3 przystanki puszczają głośnego bąka. W myśl powiedzenia: gdyby nie ten dech to by człowiek zdechł. ;)
    Pozdrawiam.
    Hipolit N-123

    OdpowiedzUsuń
  2. 15 lipca jest również dla mnie ważnym dniem. Przypadek? ;)

    A swoją drogą, zacznę się od dzisiaj uważniej przyglądać motorniczym pod kątem ich "automatyzacji".
    Pozdrowienia i wytrwałości!

    OdpowiedzUsuń