poniedziałek, 10 lutego 2014

Linia prosta

Urlop to taki dziwaczny stan umysłu.
Siedzisz, niewiele robisz, a firma za to płaci i to w pełnym wymiarze.
Przez pierwszy tydzień się człowiek przyzwyczaja, a w drugim szykuje na powrót do pracy.
Następnym razem wezmę trzy tygodnie :)

Ale wracając do linii 20.
Skończyłem opowieść na przystanku Metro Ratusz Arsenał.
Jak to celnie któryś z czytelników stwierdził, autobus linii 160 nie miał prawa być na moim przystanku, bo on się zatrzymuje gdzie indziej. Obok znaczy, przy KFC (dawniej Gruba Kaśka - taki bar mleczny tam był).
I teoretycznie ma rację, ale jak to w autobusach bywa - nie ma torów, które by poprowadziły wedle trasy.
Czasami zdarza się, iż kierowca z rozpędu nie zmieni pasa ruchu i wbija na nie swój przystanek.
Pewnie dlatego tak zwlekał z odjazdem, bo się biedak lekko pogubił.
No nic.

Następny przystanek to Kino Femina.
Pamiętam jak dziś, ojciec zabrał mnie tam na film Działa Navarony, gdy jeszcze byłem oseskiem (dygresja taka).
Na lewo McDonald, na prawo KFC, a na czerwonym pan biegnie jak oszalały.
Zdążył, bo to dziwny układ świateł jest i pomimo tego, iż dla pieszych świeci się czerwone, to tramwaj stoi, bo musi przepuścić skręcające w lewo samochody.
Nie udało się odrobić minuty. Może na Okopowej się uda.
Ale przed Okopową jest Wola Ratusz.
Tutaj to się dzieje. Torowisko permanentnie jest zawalone samochodami.
No bo każdy chce "zdanżyć". Pan zdanża i pani zdanża. Tylko tramwaj stoi na swoim zielonym.
Eh, motorowi powinni mieć licencję na "walenie".
Nie, nie chodzi o te duże ssaki oceaniczne, tylko zwyczajne przebicie się przez piratów drogowych.
Najlepiej z wyciągniętym sprzęgiem (tym długim, żelaznym czymś do łączenia wagonów).
Ale licencji nie ma, więc trzeba poczekać.
-5 na infotronie. Czyli de facto można odpuścić, bo nawet gdy odrobię 2 minuty to i tak jestem w plecy.
Na luzaku, czyli 50 km/h dojeżdżam do zwrotnicy przed skrzyżowaniem z Towarową.
Trzeba wyhamować, bo to i zwrotnica i światła.
Światła długie są, więc można pomyśleć o śniadaniu.
Jednak nie tym razem. W momencie gdy dojeżdżam, zapala się dla mnie zielone.
Normalnie przyśpieszyłbym i zdążył bez problemu, ale przepisy nie pozwalają.
Po krzyżakach 15 km/h można jeździć. Ewentualnie ciut więcej jak nikt nie widzi.
Pyr pyr pyr się dotaczam do świateł, a one nie gasną.
Ha! Udało się. Przejechałem na zielonym.
Pewnie gdy minąłem sygnalizator, to światełko się zmieniło, ale ja już tego nie widziałem. Na skrzyżowanie wjechałem zgodnie z przepisami.
Hurra. Minuta do przodu. Znaczy cztery do tyłu, ale jednak.
Przystanek Okopowa zaliczam szybko i sprawnie.
No go gazu (znaczy prądu) do Zajezdni Wola.
Szybka zmiana zwrotnicy i już jestem na przystanku.
Światła tu są całkiem dobrze ustawione. Pewnie czujniki jakieś zamontowali, albo co, bo jak tylko wysadziłem ludzi, to mogłem ruszyć.
Czyli jestem na -3.
Ale radość nie trwa wiecznie.
Następny przystanek Młynarska potrafi mocno przytrzymać. Światła trwają tu chyba ze dwie minuty.
To, co odrobiłem zostało utracone.
Ruszam na -4. Smutek wielki i bąbelki.
Następne światła i baranki wymuszające pierwszeństwo na tramwaju.
Wszyscy wiedzą, że tramwaj musi się zatrzymać, bo inaczej motorowy będzie miał nieprzyjemności no i ruch zostanie wstrzymany.
Więc wymuszają wjeżdżając wprost pod wagon.
Dobrze, że mam hamulce szynowe.
Na przystanku Długosza jest ślisko. Na szczęście ludzi niewielu.
Tutaj odrobić się nie da.
Przy Tatarskiej trzeba uważać, bo masa samobójców próbuje przeciąć linię swego żywota skręcając z piskiem opon w kierunku cmentarza. W razie co będą mieli blisko.
Młynów i Wawrzyszewska to przystanki bliźniacze.
Ślisko i mało ludzi.
Potem lekkie ograniczenie prędkości do 20 i światełka.
Gdyby nie ograniczenie, to bym zdążył.
Ciężko się patrzy jak światła "uciekają", a ty toczysz się jak kulawy ślimak.
Jednak przepis to przepis. Nie ważne czy na babeczki, czy na ciastko z dziurką.
Przystanek Majakowskiego.
Tu zaczyna się droga przez mękę.
Najgorszy odcinek trasy. Najbardziej niebezpieczny. Najwięcej niegodziwców w samochodach i najwięcej dziwnych ludzi biegających po ulicy.
Już tłumacze.
Otóż trzy najbliższe przystanki są usytuowane tak, że pasażerowie muszą przejść przez jezdnię, by wsiąść do tramwaju.
Tak, jak to jest przy Starym Mieście.
I tu się zaczyna kłopot. Bo kierowcy często mają to w nosie i gnają, jakby ich sam czort gonił (albo ten drugi, ponoć lepszy).
I weź otwórz drzwi. Jeszcze ktoś wysiądzie wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu.
Jak myślicie, kogo będzie wina?
Jest dobrze, gdy piesi sami zablokują ulicę wychodząc wcześniej w kierunku torów (jeszcze zanim tramwaj się zatrzyma). Wtedy bezpieczeństwo (moje) jest zachowane.
Największy jednak problem stanowią ci, którzy wysiadają.
Ja to nazywam pielgrzymkami.
Najbardziej przywiązani do kontaktu z tramwajem potrafią przemaszerować 30 metrów wzdłuż wagonów, by w ostatnim momencie (dotykając składu) wejść wprost przed tramwaj i spokojnym krokiem pokonać przejście dla pieszych.
Policzcie sobie, ile trwa przemarsz trzech babć z torbami na kółkach i na jak długo potrafią zablokować ruch tramwajowy.
A takie przystanki są trzy i na każdym występują podobne cyrkumstancje.
Pamiętajcie. Gdy opuścicie tramwaj, to w linii prostej udajecie się na przystanek, a potem, po chodniku docieracie do przejścia dla pieszych.
Motorowy nie widzi wszystkiego. Boczne lusterka są bardzo zwodnicze. Nie wspomnę tu nawet o przedniej części tramwaju, gdzie (jak już wcześniej pisałem) ogólnie mówiąc niewiele widać.
Tia, to są sławne przystanki Magistracka, Deotymy i Dalibora.
Najgorszy dla realizacji rozkładu jest przystanek Deotymy. Tamte światła to jakaś masakra.
Jak nie ma żadnego składu przede mną, a trafię na odpowiedni układ, to odrabiam minutę.
Jednak tym razem nie dość, że dogoniłem 23, to jeszcze przed nim jechało 24.
Oba stały na światłach. Ja byłem trzeci.
HA HA HA HA.
To był pusty śmiech, który mnie ogarnął.
Każde światła, to półtorej minuty.
Trzy słady.
Ponad 4 minuty w dupu.
Sami sobie policzcie, ile byłem w plecy ruszając z Deotymy.
Na Kole światła przypasowały i ruszyłem bez zgrzytów. Trzeba było tylko uważać, bo tam i zwrotnice i krzyżaki i para świateł, a moja maksymalna prędkość to 15 km/h.
Koło za mną (fajnie brzmi).
Przede mną odcinek, który do niedawna przyprawiał motorowych o ból głowy.
Na szczęście większość ograniczeń prędkości została już usunięta. Zostało tylko to standardowe na wiadukcie (do 20 km/h).
No to wiecie - pyr pyr pyr pyr -  powolutku, a minuty lecą.
No nie!
Jednak nie wszystkie zdjęli. Zostało jeszcze jedno. Do 10 km/h.
No to się skupiam, żeby nie przekroczyć, a to ciężka sprawa bo jadę z górki (znaczy z wiaduktu).
Na szczęście ograniczenie szybko się kończy. Dojeżdżam do wzbudzanych automatycznie świateł. Stoję 10 sekund czekając aż się wzbudzi (taki smutny żart) i wjeżdżam na przystanek Marynin.

cdn. bo idę się pobawić żołnierzykami do sklepu Twierdza Gier na Ursynowie.
To jedyne takie miejsce w Warszawie. Niepowtarzalne.

22 komentarze:

  1. Teraz modne są trylogie;)
    (x)r1

    PS Były kiedyś potrójniaki na R-1?

    OdpowiedzUsuń
  2. >Następny przystanek Młynarska potrafi mocno przytrzymać. Światła trwają tu chyba ze dwie minuty.
    Patrz Pan, a ponoć są u nas pryjorytety dla tramwaji i zsynchronizowane sygnalizacje.

    >Dobrze, że mam hamulce szynowe.
    Masz, a czasem nie masz...

    >Jak myślicie, kogo będzie wina?
    Prowadzącego samochód, który uniemożliwił ludziom skorzystanie z przystanku. Tyle teoria...

    >Pamiętajcie. Gdy opuścicie tramwaj, to w linii prostej udajecie się na przystanek, a potem, po chodniku docieracie do przejścia dla pieszych.
    Wężykiem, Jasiu, wężykiem. Gdzie jest marketing TW i prewencja drogówki, by to ludziom przypominać?

    >Najgorszy dla realizacji rozkładu jest przystanek Deotymy.
    Za to jeden inżynier powinien dostać jakiegoś Galasonobla i drugiego za całokształt utrudniania tramwajom poruszania się mieście. Dziwne, że ludzie rewolucji nie robią o takie rzeczy. Kiedyś jak się ludzi uporczywie wkurwiało, to leciały głowy monarchów, despotów, sekretarzy. Teraz wszyscy ludzie wkurzeni, ale całe społeczeństwo się apatyczne zrobiło i daje sobie wodę z mózgu robić „dla własnego dobra”. To się nazywa demokracja.

    >Na szczęście większość ograniczeń prędkości została już usunięta.
    Już... po ponad pół roku. Ale szybkie mamy służby! Ile tysięcy tramwajów w tym czasie zwalniało, wkurzając setki tysięcy pasażerów?

    >cdn. bo idę się pobawić żołnierzykami do sklepu Twierdza Gier na Ursynowie.
    Skoro już jesteś na Maryninie, to wyobraźmy sobie, że jesteś „kierowany” na Nowe Bemowo, jest zatrzymanie, idziesz do pobliskiej Planszomanii: http://www.planszomania.pl/jak-trafic/!;)

    (x)r1

    OdpowiedzUsuń
  3. W Złotych Tarasach na 2 poziomie jest fajny sklepik z różnymi grami i figurkami. Nazywa się "Games Workshop" (lokal 215). Może tam też sobie coś ciekawego wypatrzysz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomyslodawca przystanku Deotymy powinien zostac skazany na 10 lat codziennych przejazdow, przynajmniej 6 godzin dziennie, przez ten chory przystanek. Ulica wcale nie jest mocno ruchliwa, a tramwaj przez taki a nie inny uklad swiatel wlecze sie niemilosiernie.

    Rozwiazanie jakie ja widze pewnie nalezy do zbioru niedasie - wyniesienie jezdni na wysokosc przystanku tak aby maksymalnie ulatwic wsiadanie do tramwajow. To by w naturalny i tani sposob uspokoilo ruch samochodow. Mozna by sie pokusic takze o pozbycie sie swiatel z Deotymy.

    No ale pewnie niedasie :(

    Swoja droga, moglby mi ktos wyjasnic jaki jest sens stawiania tak rygorystycznego ograniczenia na wiadukcie przy Kole? Przeciez tam nie bardzo jest w co przydzwonic, jedyne zagrozenie to skrzyzowanie z jezdnia, ale oni nie jest blisko szczytu wiaduktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś stojąc w dłuuuuugiej kolejce do wjazdu na przystanek Deotymy powiedziałem zdenerwowanym pasażerom tak: kiedyś świateł tu nie było i ruch tramwajów, samochodów i pieszych odbywał się płynnie, a teraz światła są i musicie się państwo uzbroić w cierpliwość.

      Nie po to miasto wydaje ciężkie pieniądze na budowę i utrzymanie kolejnych sygnalizacji świetlnych, żeby tramwaje sobie obok nich przejeżdżały jak w czasach gdy żadnych świateł tam nie było. Światła są po to, żeby pod nimi stać. Stać i trwać w niemym zachwycie nad geniuszem miejskiego inżyniera ruchu i jego ojcowską troską o nasze bezpieczeństwo.

      A co do ograniczenia na Kole, to podobnie jak wszystkie inne ograniczenia prędkości, nakazy oraz zakazy, ma ono tylko jeden cel: chronić tyłki wysoko postawionych urzędników przed odpowiedzialnością w razie wypadku. Wiesz, o bezpieczeństwo można dbać na różne sposoby - można stworzyć ludziom sprzyjające i bezpieczne warunki pracy, a można po prostu surowo zabronić wszelkich wypadków. Ograniczenie prędkości na Kole jest przykładem tego drugiego podejścia.

      Usuń
  5. Każdy pasażer tramwaju jest pieszym, a przytłaczająca większość pieszych kręcących się w pobliżu torów jest również pasażerami tramwajów. Przepuszczając tramwaj robicie przede wszystkim przysługę sobie samym, a nie motorniczemu. Z kolei zatrzymując tramwaj, sami sobie utrudniacie życie. Nie zdajecie sobie sprawy ile razy spóźniliście się gdzieś wyłącznie dzięki „uprzejmości” swoich współpasażerów; to widać niestety tylko z fotela motorniczego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Między Kołem a Maryninem dziwny odcinek jest. Tory to czasem pękają, to znów wzmacniane są ale te 10km/h w stronę koła pod górkę było zbędne. Nic się chyba nie zmieniło w stanie torowiska w czasie kiedy ograniczenie było i teraz kiedy go nie ma. A to ograniczenie z górki chyba jakoś od niedawna jest. Zdjęli ograniczenie w jedną, to teraz zostało w drugą - zawsze coś a tam tak dobrze można sobie pojechać.

    Raz jak jechałem 20 to pewien "delfin" zaczął od kilku przystanków nagle gonić czas bo tak to normalnie jechał. Nigdy tak szybko nie jechałem, siedziałem na pierwszym siedzeniu po prawej więc widziałem licznik który wskazywał prawie 70km/h na moje oko było to z 67 km/h. Silnik niemal się już dusił i wył a tramwaj co chwila podskakiwał jak to tam bywa przy większej prędkości. Odjazd :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ograniczenia pozdejmowali albowiem to co było luźne zamarzło na kość. Teraz idzie odwilż więc i w torowisku zrobi się luźniejsza atmosfera i postawią "10" już nie długo. Rozmawiałem kiedyś z torowcem co to zasilał. I opowiedział dlaczego nowe torowiska "pływają" a te starsze nie. Chodzi tu o zastosowane materiały na podkłady. Dawniej były one z drewna moczonego w magicznej substancji która zapobiegała psuciu się namakaniu i tym podobne. Ale drewno i tak przyjmowało pewną dawkę wilgoci dodatkowo fantastycznie współpracowało z podłożem i szyną i to zapobiegało pływaniu torowiska. Wystarczało co jakiś czas podsypać tłuczniem i gotowe aż do całkowitego rozkładu podkładu. Teraz podkłady robią z cementu bądź z czegoś podobnego. Nie dość że sztywne to na dodatek nie chce tak współpracować z otoczeniem jak drewno. I stąd mamy nowoczesne, tańsze, ładniejsze jak się je kładzie i nie śmierdzą jak drewniane. Tyle że mało trwałe i nie amortyzują jak drewno.
      Hipolit

      Usuń
    2. Jak ja jechałem tam kiedyś, to na liczniku było 85 km/h, ale odcinek był dłuższy, bo to było jeszcze przed przebudową okolicy przystanku Marynin z tą ekspresówką itd., nie było tej przelotki, przystanek był gdzie indziej i odnoga na Boernerowo inaczej odchodziła. I bywa tak tramy na zachodzie jeżdżą, bo tam są uznawane za środek stworzony do szybkiego transportu.
      (x)r1

      Usuń
    3. Ta magiczna substancja, o której pisze Hipolit, to kreozot - daje zapach nieodłącznie kojarzony niegdyś z koleją. Jak się jedzie latem tramwajem z Koła na Marynin to właśnie na wiadukcie bardzo dobrze go czuć, tylko nie pamiętam teraz, czy bierze się z podkładów linii kolejowej, czy na wiadukcie tory tramwajowe są na podkładach drewnianych nasączonych kreozotem.

      A tak w ogóle to jeszcze 17 lat temu ten wiadukt był jednotorowy, bo nie było linii na Bemowo, tylko od Koła był jeden tor i więcej mijanek. Jeszcze w 2008 roku ta linia inaczej wyglądała, a jeszcze do lat 80-tych pętla Boernerowo w PRL-u zwała się... Bemowo.

      (x)r1

      Usuń
    4. Każde podkłady drewniane w torowisku są nasączone krezotem wiec zapach na wspomnianym wiadukcie pochodzi z podkładów drewnianych, czyli tych tramwajowych bo tory kolejowe niżej są z podkładów strunobetonowych wiec ich ne czuc

      Usuń
    5. Do Hipolit. Głupot Ci ten torowiec naopowiadał. Na torach pojawiają się tzw wychlapy co powoduje że tory „pływają” ale tu rodzaj podkładu nie ma nic do rzeczy, tylko odwodnienie torowiska. Studzienki odwadniające powinny być oczyszczane z mułu jaki tam się dostaje wraz z deszczówką. Niedrożnośc owych studzienek powoduje że woda wydostaje się na powierzchnie i podmywa torowisko. Ps. Podkłady strunobetonowe są dużo trwalsze od tych drewnianych.

      Usuń
    6. Tylko, z tego co pamiętam, strunobetonowe nie sprawdzają się w niektórych miejscach, np. na łukach, rozjazdach i na obiektach inżynieryjnych typu mosty, wiadukty itp. Tak jest przynajmniej na kolei. A w TW i tak od kilku lat jest moda na częste zalewanie asfaltem okolic przystanków, czego nie lubię i niechętnie stosowana moda siania trawy, co jest z kolei miłe dla oka i ciche dla ucha.
      (x)r1

      Usuń
    7. 85 km/h? Każdy tramwaj dziś ma ograniczenie do 70km/h chyba że jakieś blokady do 55 czy ilu. Nie wiem jak tyle można osiągnąć.

      Usuń
    8. Słyszałeś ale o podkładach betonowych o tradycyjnym zbrojeniu natomiast strunobetonowe podkłady mają naciągane zbrojenie śrubami rzymskimi . dopiero po ich zalaniu betonem i po wystygnięciu są zwalniane śruby i powstaje tzw bieżący ścisk i cały podkład pięknie się trzyma. Także dziś się stosuje je wszędzie ale nie jako mostownice

      Usuń
    9. @Ic3m4n
      Ale to było kilka lat temu przed założeniem "kagańców" na 55 km/h. Poza tym i dziś tylko część tramwajów (te nowsze) ma ograniczenia. 85 km/h - też mi się to wydawało nieprawdopodobne, ale tyle było na liczniku na jeździe z tego wiaduktu. A są motorowi, którzy mówią, że jechali i więcej. Ale czy można wierzyć motorowemu?;)
      (x)r1

      Usuń
    10. Aha czyli na upartego można tyle pojechać, bo na pewnej stronie i w opisach tramwajów zawsze maksymalną podają 70. Chociaż tylko swingi mają chyba tyle mocy żeby na niezbyt krótkim odcinku się dobrze rozpędzić. Reszta to już przy 50 ledwo wbija kolejne kilometry no chyba że leci z górki.

      Usuń
  7. Pamiętam czasy gdy światła na Deotymy zacinały się co jakiś czas - to był cyrk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zacinające się światła pamiętam z pl. Zawiszy i z Bemowo-Ratusz. A pamiętasz, że na Deotymy parę lat temu nie było świateł, ludzie żyli, samochody się zatrzymywały i może nie było idealnie, ale nie - trzeba było sp... w imię poprawy.

      A cyrk to jest teraz na Wileńskim, gdzie światła są tak ustawione, że sygnalizacja przy wuzetce na przystanek wpuszcza kolejne tramy, zanim ta przy Cyryla pozwoli wyjechać z przystanku tramwajom już na nim stojącym. A zatem ten program nie uwzględnia jednego istotnego czynnika - przepustowości.;)

      (x)r1

      Usuń
  8. Temat Deotymy : http://krzycholandianews.blogspot.com/2014/02/racje-deotymy.html
    pozdrawiam pasażerów ! motorniczych NIE ! bo to źli ludzie , a nawet nie wiem czy są ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źli, bo przytrzaskują w drzwiach, zamykają przed nosem i uciekają, gdy mają "pałkę";). Albo zamiast stać karnie i pokornie w korku tramwajowym przed Deotymy, to wychodzą z kabiny i się szwendają po Obozowej, by napstrykać fotek ilustrujących kolejny post na blogu?;) "To nie ludzie, to wilki".
      (x)r1

      Usuń
  9. Nic nadzwyczajnego, wiele razy widziałem jak prędkościomierz wskazywał 85km/h podczas gdy tramwaj stał na przystanku a pasażerowie wsiadali przez otwarte drzwi :))) A już o wskazaniu rzeczywistej prędkości na krzyżakach to można pomarzyć. Przed krzyżakami wskazówka na 20 km/h, ale jak tylko potrząśnie wagonem to nagle okazuje się, że jest 40 km/h, natomiast zaraz za krzyżakami w ułamku sekundy prędkość spada do 10 km/h. A za krzaczkiem stoi biała skoda z nowym, ekstra dokładnym radarem mierzącym prędkość do trzeciego miejsca po przecinku ;)

    OdpowiedzUsuń