sobota, 17 maja 2014

Skarga

"Siły regeneracyjne bezinteresownego skurwysyństwa są nieograniczone".
Pewnie sparafrazowałem ten cytat, ale sens wypowiedzi pozostał.
Tak to jest, jak się czyta poważne książki będąc mlekosysem. Prawdy życiowe zapadają głębiej w pamięć.
Swoją drogą polecam do przeczytania to dzieło. Chodzi o Konkwistę Waldemara Łysiaka. Napisał ją pod pseudonimem Baldhead (o ile mnie pamięć nie myli).

Wracając do myśli przewodniej, czyli skargi na motorowego.
Jest to zmora i utrapienie. Dusiołek taki, który siedzi na człowieku i oddychać nie pozwala.
Można być wzorowym motorowym, jeździć przepisowo, czekać na dobiegających, pomagać staruszkom i wnosić wózki dziecięce, a i tak znajdzie się jakiś ktoś, kto będzie miał zły dzień i dla czystej złośliwości napisze skargę.
I nie mówię tu o skargach uzasadnionych, bo niestety i takie się zdarzają.

Dwa dni temu miałem właśnie taką podbramkową sytuację. Niby drzwi zamknąłem, niby dostałem zielone światło (znaczy pionową kreskę) i niby nawet ruszyłem. Jednak ku mojemu przerażeniu zauważyłem, że po czerwonym świetle, lawirując między ruszającymi samochodami biegnie z wywalonym jęzorem jakiś jegomość w garniturze.
Oczywiście w pełnym galopie dopadł do ruszającego tramwaju i chciał sobie drzwi otworzyć.
Nawet nie wiecie, jak mocno szarpie tramwaj, gdy chce się go zatrzymać tuż po ruszeniu. SWING dodatkowo ostro kolebie się na boki.
I teraz weź człowieku i bądź mądry.
Zatrzymasz wóz, to się ludzie poprzewracają i złożą skargę, że motorowy szarpie i naraża zdrowie pasażerów.
Nie zatrzymasz wozu, to pan biegacz złoży skargę, że motorowy zamknął mu drzwi przed nosem.
Wybrałem mniejsze zło i pojechałem dalej.
Zresztą gdybym  nie ruszył, to ten pan następnym razem znowu na czerwonym by galopował, a tak, to może zapadnie mu w pamięć, że nie opłaca się narażać życia swojego i innych, bo tramwaj rusza z przystanku od razu po otrzymaniu zielonego światła i nie da się w takiej sytuacji otworzyć drzwi.

Jak tylko pomyślałem o popełnieniu wpisu związanego ze skargami, to ani chybi ściągnąłem myślami
innych motorowych, bo jednego dnia trzech z nich skontaktowało się ze mną, opowiadając, że właśnie trafiło im się nieszczęście spotkania na swojej drodze takich właśnie bezinteresownych osobników.
Pozwolę sobie zatem przytoczyć ich historie.

I
Jestem na maxa wkurzony, bo w tym przypadku byłem "grzeczny" na 100% i nie ma w tym mojej winy. W 116Na (taki model tramwaju) nie można wyłączyć automatycznego zamykania drzwi po otwarciu z ciepłego guzika. Jakaś pani napisała, że stałem z otwartymi drzwiami i jak podeszła, to złośliwie zamknąłem jej drzwi przed nosem (ale czy odjechałem, to już nie wspomniała). Napisałem już wyjaśnienie, w którym udowadniam, że nie jestem wielbłądem, ale czuję, że premia poszła się paść, bo zawsze jest wina motorowego.

II
Przyszła na mnie skarga, że nie poczekałem na biegnącą matkę z trójką dzieci i bezczelnie pojechałem na czerwonym świetle i że jestem złym motorowym i trzeba mnie ukarać, bo pani tak napisała i na pewno ma rację.
Na szczęście prowadziłem SWINGa, a jak wszyscy wtajemniczeni wiedzą, SWING jest wyposażony w kamery.
Oczywiście nie obyło się bez nerwów, pisania odpowiedzi na raport i wizycie u kierownika na dywaniku.
Na szczęście pomimo tego, że kierownik jest kosa straszna, to spokojnie obejrzał nagrania z kamer i (tu pełne zaskoczenie) przyznał mi rację. Na nagraniu było widać (bez stereo, ale w kolorze), że tak zwana poszkodowana, ciągnąc dzieci za chude rączki, biegła przez czerwone światło, a ja uczciwie ruszyłem z przystanku, gdy dostałem świetlny znak pozwolenia na jazdę.
Tym razem obyło się bez konsekwencji, ale nie chcę myśleć co by było, gdybym nie miał kamer.

III
Tu przytoczę zapis z kartki, którą znalazłem na jednej z ekspedycji. Mam nadzieję, że jej autor się nie obrazi.
Skarga dotyczyła odmowy sprzedania biletów.
Oto odpowiedź motorowego, którą musiał sprokurować na tę okoliczność.
Pasażer stał przy drzwiach i coś mówił.
Byłem przekonany, że ktoś znów stojąc blisko kabiny rozmawia przez telefon.
Po dojechaniu do świateł usłyszałem trzy uderzenia w drzwi kabiny i słowa "mówię do pana".
Po dojeździe do przystanku otworzyłem klapkę umożliwiającą sprzedaż biletów, ale wtedy już nikt do kabiny nie podszedł.
- Nie prowadzę rozmów z pasażerami podczas jazdy.
- Jeżeli pukał wcześniej to ja tego nie słyszałem, lub pukał zbyt słabo, albo wcale nie pukał.
- Włączona klimatyzacja w kabinie również nie pomaga w kontaktowaniu się z pasażerami.
Poważnie, klima skutecznie zagłusza wszelkie dźwięki. Po kilku godzinach pracy w głowie huczy jak po dobrym, rockowym koncercie.

Fakt, sprzedawanie biletów to czasami horror. Ludzie myślą, że mogą sobie pohandlować w trakcie jazdy.
Otóż - NIE MOGĄ!
Ale i tak to robią. I co im zrobisz.

A propos biletów, ostatnia opowieść

IV
Czekam teraz na skargę.
W SWINGu facet chciał kupić bilet. Przyszedł pod kabinkę i daje mi 10 pln. Mówię mu, że jest biletomat i niech tam kupi, ale on stwierdził, że nie ma bilonu i musi kupić bilet.
Więc co? Trzy razy mu tłumaczę, że nie wydaję reszty, a poza tym niech sobie przeczyta na drzwiach kabiny informację (chodzi o to, że trzeba dawać odliczoną kwotę motorowemu).
Facet skłamał, że nie zależy mu by otrzymać resztę, ale bardzo chce mieć bilet.
Zaproponowałem mu więc dopłatę 3,20 pln, żeby miał 3 bilety.
Stwierdził, że przecież nie ma bilonu, a przecież reszty nie trzeba, więc ostatecznie dałem mu dwa bilety normalne (te po 4.40 pln) zaznaczając jeszcze raz, że nie wydam mu reszty.
OK. Nie ma problemu. Wziął bilety.
I NAGLE mu się jednak odwidziało. Chce reszty.
Powiedziałem po raz kolejny, że reszty mu nie wydam, a jeżeli to nie jest po jego myśli, to niech odda bilety.
Na to on powiedział, że biletów mi nie odda i napisze skargę, że go okradłem.
Opisałem całe zdarzenie w karcie drogowej, żeby nikt mi nie zarzucił, że coś kombinuje i czekam co będzie dalej.

Nie ma lekko.
Bywa, że pasażerowie chcą płacić banknotami 20 pln lub 50 pln.
Zawsze grzecznie mówię, że nie mam wydać, lub proponuję zakup hurtowy.
Trochę drobnych przeważnie przy sobie mam, ale może zdarzyć się tak, ze wszystkie tynfy oddam i wtedy następuje skucha taka, jak opisana powyżej.
Pasażerowie nie zdają sobie sprawy z faktu, że nie jesteśmy kioskiem i nie mamy miejsca na trzymanie kilku kilogramów bilonu.
Te bilety to naprawdę poważny problem.
I dlatego pamiętajcie wszyscy, którzy to czytacie (motorowi też).
Jeżeli trafi się Wam miły motorowy, albo będzie się wam wygodnie jechało, albo zobaczycie coś, co wam się spodoba - nie zastanawiajcie się ani chwili.
Napiszcie POCHWAŁĘ. Bardzo tego potrzebujemy. Jako ta sójka dżdżu.
A robi się to banalnie.
Wystarczy wejść na stronę ZTM (kontakt -> napisz do nas) i tam wypełnić krótki formularz.
Oto link: ZTM.waw.pl -> kontakt -> napisz do nas.
Tam wybieramy kategorię "Podziękowania" i wysyłamy.
Żeby łatwiej było znaleźć motorowego (tego miłego) to warto dopisać numer linii, numer brygady, numer boczny tramwaju i przybliżoną godzinę.
Nie wahajcie się tego używać często.

A następnym razem postaram się wyjaśnić, dlaczego nie warto umawiać się z motorowym.

8 komentarzy:

  1. Coś mi się wydaje, że znam te historie, czyżbyś rozmawiał ostatnio z Jackiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ćśiiii nie zdradzaj moich informatorów :)

      Usuń
  2. Odkryłeś starą prawdę, że motorowy musi być szorstki w kontaktach z pasażerami, dasz palec ugryzą aż do ostatniej kostki na dole nogi, to prawie zawsze jest twoja wina a do pasażera należy mówić głośno i wyraźnie, najlepiej tak, żeby parę osób w okolicy słyszało, nie ma wtedy wątpliwości, sprzedaż biletów bez reszty odpada, załatwia to, jak i wpuszczanie na światłach poza przystankiem itd., świetny tekst: Poproszę drobniej, najlepiej odliczone plus: Niestety, bez reszty nie sprzedam / nie wpuszczę poza przystankiem, nie mogę -- kluczowa część -- później Państwo piszecie skargi, obserwujesz drogę lub cokolwiek, kategorycznie koniec dyskusji. Nad morzem załatwia to 100% wątpliwości. Nawet, jeśli jest to 20gr reszty.

    Przykład z życia wzięty. Od zawsze, na wyjeździe z jednej z pętli, zabierało się pasażerów pod światłami, które są 30m za przystankiem (przystanek w jezdni). Tak było od lat, nikomu nie przeszkadzało, było bezpiecznie (mały ruch, przystanek i tak w jezdni). Sielanka. Aż pewien dodatek wpuścił matronę w 2010r., matrona podziękowała, usiadła, wysiadła, zwróciła uwagę, że pod światłami się nie wpuszcza (klasyka, nie?) i naskrobała skargę. Teraz motory są opryskliwe i nie wpuszczają z tłumaczeniem "Bo później piszecie skargi sami na siebie i na nas". Ale idzie ku lepszemu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak przeczytałem ten wpis to złapałem się za głowę... ale to nie tylko w tramwajach tacy są... ogólnie w każdym pojeździe komunikacji miejskiej, są debile, co nie rozumieją pewnych podstawowych prawd. Co do tych biletomatów w ZTM to osobna sprawa- nie wiem jak to jest ale w skm są chyba najgorsze- często się psują a jak człowiek chce kupić bilet to ma problem- automat zepsuty, kierownik nie wyda biletu bo nie sprzedają, a także nie może zresetować go ani wgl nie ruszać- jedynie może zadzwonić do serwisu i czekać aż łaskawie przyjadą -.-

    OdpowiedzUsuń
  4. Waszym pasażerom to się w DUPACH za przeproszeniem poprzewracało, ale to przez politykę Waszej firmy, która im na to pozwala a Was karze. U nas we Wrocławiu są biletomaty w każdym wozie od kilku lat i kiedy je wprowadzono od razu zlikwidowano sprzedaż ich przez motorniczych. Ale zaczynając pracę miałem też przygodę z warszawiakami - wsiedli sobie do mnie na dworcu głównym i pukają w kabinę, czego nie cierpię

    - Proszę dwa bilety
    Ja: nie sprzedajemy we Wrocławiu biletów, są biletomaty
    - A w Warszawie można kupić
    Ja: Tu jest Wrocław a poza tym obowiązuje zakaz rozmowy z motorniczym
    - Skargę na Pana złożymy, jest Pan bezczelny
    Ja: Proszę bardzo, nawet TRZY.

    Jeśli Wy z nimi macie do czynienia na codzień to współczuję

    OdpowiedzUsuń
  5. Pasażer powinien mieć prawo strzelać do motorniczego. I zabić go na miejscu. Dopiero wtedy zapanuje radość w społeczeństwie. Na razie kierownictwo zakładów bawi się w sędziów i prokuratorów w sposób bezkarny zapierdzielając pieniądze ludziom którzy na nich pracują.

    OdpowiedzUsuń
  6. Siedzę co prawda w zupełnie innej branży, ale już zdążyłem się jednego nauczyć - przestrzegaj procedur, nie załatwiaj "na gębę" i nie rób dobrych przysług. Bo się wkopiesz po same uszy. Już lepiej chyba jak się "dostanie" skargę z powodu odmowy sprzedaży biletów, niż w wyniku domniemanej kradzieży. Bo mam wrażenie, że jak petent napisze, że go motorniczy okradł, to kierownictwo domniemuje że faktycznie tak było. Niewinny niech się tłumaczy. ;)

    Hej, wpadłem na pomysł świetnego biznesu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadłeś, wpadłeś, ale ten biznes jest już od daaawna zalegalizowany, porządnie zorganizowany i w międzyczasie znacjonalizowany, firma nazywa się RZĄD i wciąż zajmuje się dobrem obywatela (obywatele zaś dobra swoje schowali i łupić się nie dają).

      Usuń