niedziela, 6 lipca 2014

Tuż za rogiem

Już lipiec.
Niby normalny miesiąc, lecz dla mnie bardzo ważny.
Ważny z na tę okoliczność, że 15 tegoż miesiąca zostałem zatrudniony na czas określony w spółce Tramwaje Warszawskie na okres jednego roku.
Wtedy też założyłem blog Tramwaj Przeznaczenia.
Początkowo zapiski miały służyć odreagowywaniu na stres i inne nieprzychylne zdrowiu psychicznemu sytuacje w pracy, jednak po kilku wpisach doszedłem do wniosku, że nie ma co utyskiwać na niesprawiedliwość społeczną i zły świat, bo wtedy generuje się zbyt dużo złej energii.
Trzeba się uśmiechać (czasem przez łzy) i brnąć do przodu, bo tuż za rogiem może czekać skrzynia ze skarbami, albo przynajmniej ładna dziewczyna.
Takoż i starałem się trzymać tejże myśli oraz pisać pozytywnie.
Nie zawsze oczywiście się udaje, bo praca w tramwajach niesie ze sobą wiele niespodziewanych i nie zawsze miłych sytuacji. Czasami w pisaniu przeszkadzają zwariowane godziny pracy, a bywa, że zdrowie nie dopisuje tak, jakbym chciał.
A tu trzeba pracować, robić i zasuwać bo w tej pracy wyjątkowo nie opłaca się chodzić na zwolnienia. W sumie na urlopy też się nie opłacają, ale czasami jak człowiek nie odpocznie to we łbie może się poprzewracać.
Zatem nie chodzę na zwolnienia i nie korzystam zbyt ostro z przysługujących dni wolnych. Staram się robić dobrą minę do nie zawsze wspaniałej gry i jakoś to leci.
A leci bardzo szybko. Czasami gubię dni, czasami mylę tygodnie, bywa również, że zapominam o ważnych datach.
Czasami budzę się w środku nocy i chcę iść do pracy, a czasami kładę się spać cały w nerwach, że zaśpię.
Rok minął, a ja jeszcze nie do końca przyzwyczaiłem się do tych warunków.
Bo w pracy biurowej jak spóźnisz się 3 minuty to najwyżej zbierzesz burę od szefa i tyle, a tutaj tramwaj nie wyjedzie na szlak i ambaras przybiera całkiem inny wymiar.
Co prawda większość strachów mija gdy zasiadam za konsoletą tramwaju, ale przed rozpoczęciem pracy zawsze towarzyszy mi odrobina niepokoju.
Jednak jest zawsze ktoś, kto pomaga mi utrzymać zdrowy rozsądek na powierzchni.
Ktoś, to pomaga, wspiera i podnosi na duchu.
Tym kimś jest moja ulubiona (również pierwsza i najmłodsza) żoneczka.
Słyszałem, że tryb pracy motorniczego nie wpływa dobrze na związki, dlatego tym bardziej jestem wdzięczny za jej cierpliwość i wyrozumiałość.
Wstawanie o 3 rano by zrobić mi herbatę, czekanie do 2 w nocy by dać buziaka na dobranoc, pocieszanie gdy wszystkie witki opadają, kanapki, które magicznym sposobem zawsze znajdują się w mojej roboczej torbie.
To jest nieoceniona pomoc. Bez jej wsparcia wytrzymanie tego trybu pracy byłoby niewspółmiernie trudniejsze.
Jeżeli macie takie połowice w domu, to przytulcie je mocno, dajcie buziaka i powiedzcie, że są nieocenionym skarbem.
A jeżeli nie macie, to być może właśnie czekają tuż za rogiem. Trzeba tylko być wytrwałym.

25 komentarzy:

  1. Wyjątkowo w tej pracy ja jako samiec też ubolewam na brak czasu aby ustabilizować życie prywatne. Podglądając czasem fabułę telewizyjnych seriali zazdroszczę różnym facetom którzy w czasie pracy mają czas na romans, zawieranie nowych znajomości z innym żonami, kochankami itd. Będąc motorniczym taki rozrywkowy tryb życia jest raczej niemożliwy do zrealizowania prowadząc tramwaj. Bo już za kilka chwil na przystanku Conrada żona puka do kabiny i przynosi kanapki albo ciepły sweterek. Dzwonię – odjazd – i jutro będzie tak samo.
    Spanie i praca, dojazd, powrót, spanie znów gonitwa do zmiany. Życie motorniczego jest tak równiutko poukładane jak szyny.
    Jarku ! – przyznam się że ja po pierwszym roku pracy miałem psychicznego doła, i chyba każdy młody też tak samo jak ja ma takie stany psychiczne. Radość sprawia mi spoglądanie na grafik i te dni z datami oznaczonymi UWS- WS- WSN- WG lub wolne za…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze prawisz. Dużo pomaga przejście na stałą zmianę, w moim przypadku stałe po obiedzie, zawsze lubiłem pracować wieczorami i w nocy, ale to wszystko zaleźy od człowieka. Trzeba jeździć zgodnie ze sztuką, olewać zwariowane i nieżyciowe przepisy i instrukcje, które nieraz wykluczają się ze sobą. Idzie wtedy zwariować. Olać przełożonego (wysłuchać, zapomnieć, przepić brud w uszach po skomleniu, żeś całym złem u pasażera i w firmie). Zacznie Ci sprawiać radość, że znów trafiasz na zadanie, które lubisz, bo ma fajny zjazd, bo ludzie się zawsze dobrze wymieniają albo bo jest po prostu spokojne lub za zmianę pod domem, w TW nie ma pewnie stałych zmienników a to jeszcze bardziej uatrakcyjnia sprawę (miejsce zmiany nie jest wtedy tak sztywne). Kręcisz się po mieście, pracowałem 6 lat za biurkiem, nigdy więcej.

      Jest też dużo minusów ale plusów jest o wiele więcej niż minusów. Gdyby udało się jeszcze przenieść atmosferę i otoczkę tego zawodu sprzed 30 lat na dziś to byłoby super (tam instruktor był instruktorem a nie kapusiem, szpiegiem z radarem i czepialskim o bzdury byle zrobić raport i się wykazać do premii itd., każdy tramwaj miał bardzo podobne parametry ruchowe, dzięki czemu rozkłady były bardziej powtarzalne, światła nie dyskryminowały otwarcie KM a ludzie byli po prostu bardziej przyjaźnie nastawieni bez: płacę, wymagam, mi wszystko wolno i to ja narzucam granice...).

      Dziś trzeba mieć trochę twardsze jaja i mieć sprzet oraz możliwości prawne w małym palcu. I naprawdę nie być ciotką życiową. Inaczej ten zawód Cię zje, nieważne czy to duże TW, średni MZK Toruń czy mały Grudziądż. Miło jest czytać twego bloga, takie świeże spojrzenie na zawód.

      U mnie, inaczej niż u Krzycha, nie było kryzysu po pierwszym roku, zamiast tego rozczarowanie po 4-5 latach, że firmie nie zalezy na powiększaniu umiejętności, gdy zaczynasz zdobywać jej za dużo.

      Usuń
    2. W TW nie ma stałych zmienników, stałych zmian, ani stałych linii. Nawet ekspedytorzy nie mają już stałych ekspedycji, o które kiedyś dbali jak o własny dom, zresztą często na własny koszt. Skutki tego są takie, że dziś ekspedytor nie wie nawet gdzie ma w budynku jakie bezpieczniki, a motorniczy zupełnie nie interesuje się stanem wozu, który prowadzi (byle tylko miał jakieś hamowanie). Ale jest tanio, a o to przecież chodzi. Kiedyś się zastanawiałem, dlaczego w małych miasteczkach, na pewno mniej zamożnych od Warszawy, dużo starsze autobusy są w dużo lepszym stanie niż stołeczne, czyste, estetyczne i zadbane. No to teraz już wiem.

      Usuń
  2. Najmilsze w tej pracy są dni w których nie trzeba pracować tak jak Krzycho napisał-UWS itd.Jarku ty jeszcze jesteś młody wiekiem i stażem ,dlatego u Ciebie jeszcze taki zapał do pracy.Chciałbym przeczytać to co będziesz mial do napisania po 10,15 latach pracy.Żczę ci żebyś doczekał w zdrowiu i nie musiał chodzić na zwolnienia i nie korzystał w pełni z wolnych dni i urlopu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozwolę się włączyć do dyskusji.moim zdaniem Jarek nie ma racji ponieważ dni wolne są po to żeby wypocząć,jesteś tym nowym pokoleniem jak pisałeś wcześniej terminatorów dla których liczy się tylko jedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehe Nie tak do końca jestem 100% terminatorem z nowego pokolenia. Bliżej mi do 50 niż do 30 wiosen przeżytych. Urlop wykorzystuję, ale nie w całości i nie w każdej podbramkowej sytuacji.
      Natomiast na zwolnienia nie chodzę faktycznie, ale z tego to tylko się trzeba cieszyć :)

      Usuń
  4. To prawda, taka żona to prawdziwy skarb. Większy niż wygrana kumulacji w totka! Zwłaszcza w naszej pracy, gdy przez 10 godzin obrywamy za to, że wykonujemy swoje obowiązki, a potem wracamy do domu, otwieramy gazetę i dalej czytamy jakimi jesteśmy niekompetentnymi chamidłami. Chyba tylko wsparcie kochającej i oddanej małżonki może w takich warunkach uchronić przed upadkiem w przepaść cynizmu i zniechęcenia. Serdeczne pozdrowienia dla Twojej pierwszej i najmłodszej żony, Jarku :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W temacie : zdrowie –praca –wypoczynek. Życzę każdemu oczywiście samych zdrowych dni. Lecz nie mogę tego nie napisać że: ZNAŁEM WIELU ZDROWYCH, ZNAŁEM WIELU TYRACZY PRACUJĄCYCH PO TRZYSTA GODZIN/ mc. Już ich niema, wszyscy odeszli do domu ojca w młodym wieku.
    Zgadzam się z przedmówcą który wspomina realia pracy 30 lat temu w MZK oraz relacje międzyludzkie przełożony –podwładny. Dzisiejsze czasy to zupełnie coś innego. Dawniej aby zostać ukaranym to już rzeczywiście musiałeś odwalić niezły JAZZ w pracy. Gdy opowiadam młodym że niestawienie się do pracy po wypłacie dwa trzy dni było czymś normalnym, to mi nie wierzą. Ech ! łezka w oku się kręci jak to wspominam.
    Żal mi was młodych po studiach którzy podjęliście to wyzwanie zawodowe, lecz rozumiem was, jest bezrobocie musicie, musicie, musicie.
    Ja zaczynałem pracę w KM i czułem się jak w wielkiej wspólnej rodzinie, był wspaniały klimat. Teraz- homo homini lupus est, a to najbardziej męczące jest. Pocieszenie me że do YEMERYTURY pozostało mi 7 lat. {w nadziei że dożyję}

    OdpowiedzUsuń
  6. Z przykrością muszę przyznać rację swoim przedmówcom, a zwłaszcza koledze z godz.12.06. Na kursie wykładowcy opowiadali rzeczy, które dla mnie,( jako kogoś pracującego w firmie gdzie są normalne stosunki międzyludzkie) były mocno przesadzone. Ba, posądzałem ich wręcz o demonizację pewnych faktów i zachowań.Ale niestety okazało się to prawdą. Wypatrywanie białych skód NR, odblaskowych napisów w krzakach,bezustanne sprawdzanie prędkości itp itd. Czuję się zaszczuty przez firmę, bo nie ma jakiegokolwiek punktu odniesienia. Chcesz jechać punktualnie- kara za przekraczanie prędkości.Chcesz jeździć przepisowo- rozmowa "dyscyplinująca" i tak w koło macieju.Dlatego jestem wdzięczny swojej żonie za podtrzymywanie mnie na duchu,gdy przeżywam frustracje przepracowanego dnia, gdy walczę z pokusą,żeby już TW nigdy mnie nie zobaczyło, żeby wyjechać,uciec gdzie oczy poniosą.
    Ale tak z drugiej strony, to gdybym miał siedzieć za biurkiem 8 godzin dziennie, przez 5 dni, to chyba bym się zanudził.
    A tak, życie się kręci i jest OK :)

    OdpowiedzUsuń

  7. Patroni cały czas filmiki ze swinga oglądają i na każdego haka mają.
    punkty w SOOP-ie zapisywać mogą, wykopią za bramę robola, taka nasza dola.

    OdpowiedzUsuń
  8. Obecnie motorniczowie wyjeżdżają na miasto aby się powygłupiać. Te wygłupy polegają na jeżdżeniu 10 km /h i inne ograniczenia też. Jest 10km jadą 9 do 10km. W ten sposób rezygnują z jednej premii za punktualność. I chyba o to chodzi aby z pieniędzy zrezygnować. Jestem ojcem motorniczego i wiem to wszystko z rozmów ze swoim synem. A ludzie płacą na Związki Zawod nawet po 50zł/mc – kazałem wypisać się synowi z ZZ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie są żadne wygłupy tylko prawidłowa reakcja na znak ograniczenia prędkości. Jeśli jest znak z czerwoną obwódką to motorniczy jest zobowiązany nie przekraczać prędkości wyrażonej znakiem. Tak stanowi prawo i żadne widzimisie motorniczego i próba odrobienia rozkładu jazdy nie są brane pod uwagę. To ZTM ma dołożyć brakujące cenne minuty do rozkładów , a nie biedny motorowy ma brać na siebie ryzyko i przekraczać prędkość ryzykując wykolejeniem lub innymi tudzież finansowymi konsekwencjami. Trzeba się troche zastanowić.

      Usuń
    2. Do Anonimowy z 8 lipca 2014 02:46:

      A stawianie na raz tylu ograniczeń do 10 km/h bez uwzględnienia tego w rozkładach jazdy to nie są wygłupy? Widzisz, wszyscy od lat świetnie się bawią, Zakład Energetyki Trakcyjnej i Torów, Dział Nadzoru Ruchu, ZTM, ZDM, związki zawodowe, nasz zarząd... tylko motorowi podchodzili do pracy na poważnie. Może nadszedł czas nareszcie przyłączyć się do tej zabawy?

      Ja się dziś wygłupiałem na mieście przez 9 godzin. Teraz siedzę sobie na balkonie z laptopem na kolanach i wcinam czereśnie. Za chwilę pójdę spać i będę spał spokojnie jak niemowlę. Natomiast w ubiegłym tygodniu inny motorniczy, jeżdżący tramwajem na poważnie, potrącił pieszego na przejściu. Pieszy miał zielone a motorniczy wjechał na poziomym, bo rozkład jazdy nie przewiduje stania na tych światłach a on przecież umie sobie radzić ze światłami. Teraz ten motorniczy ma sprawę w sądzie, nie śpi po nocach i nie wiadomo jaka czeka go przyszłość. Wolisz, żeby Twój syn skończył jak ja, czy jak ten poważny motorniczy? Bo teraz decyduje się w tramwajach, która frakcja motorniczych przeważy: ci co chcą jeździć spokojnie, bezpiecznie i przepisowo, czy ci co w każdej sytuacji będą "sobie radzić" na mieście.

      Usuń
    3. Pamiętaj kolego , że nie tylko Ty tracisz premię za opóźnienia również firma TW poprzez płacenie kar dla ZTMu z tytułu niezrealizowanych tolerancyjnie czasowo półkursów...Wniosek jest tylko jeden poprawić rozkłady ZTM poprzez dodanie brakujących minutek ...ja widzę tylko to jedno rozwiązanie dla ogólnego ładu i porządku. Jest tylko jeden problem do zrozumienia przez motorniczych, którzy "sobie radzą jakoś na mieście". ZTM nie doda cennych minutek jeśli motorniczowie będą kombinowali na swój sposób i łamali ogólno przyjete przepisy dla lepszego wyniku czasowego na pętli końcowej...coś za coś nie ma nic za darmo na tym świecie:)

      Usuń
    4. Najlepszym przykładem skrajnej głupoty przy układaniu rozkładów może być obecny rozkład linii 73. W szczycie czas przelotu z krańca na kraniec wynosi 77 minut, poza szczytem to już 72 minuty, a po godzinie 21 to już tylko 66 minut. Różnica 11 minut, to odcinek mniej więcej np. od Wyścigów do Parku Dreszera, więc niech ktoś kto to wymyślił niech usiądzie za pulpitem i pokaże jak jechać zgodnie z przepisami i zgodnie z rozkładem.

      Usuń
    5. Na stronie czołowej rozkładu jazdy ZTM lini 73 powinni dopisać małym druczkiem: " Uwaga nie wszystkie półkursy można zrealizować w przyjętej tolerancji czasowej stosując wyłącznie zgodną z przyjętymi przepisami jazdę"

      Usuń
    6. pozwole sobie przytoczyc sytuacje opowiedzianą przez kolege z TW [mam nadzieje ze mnie nie zje :) ] wieczorny kurs 73 - opozniony - kierunek Twardowska (ostatni tram, ktory jedzie przez wiadukt AK) i tak fajnie rozklad zostal ulozony ze masz 5min tolerancji przed nocnym zamknieciem wiaduktu. Kolega nie zdązyl ;) - a przeciez w CR maja plansze gdzie sa wszystkie swingi - tragikomiczne zdarzenie :)
      pozdr prodi

      Usuń
  9. A czy pan OJCIEC wie ? jak były w czasach Mojrzeszowych rozkłady dobre to jeździli przyśpieszeni w odjazdach, i biadoliliiiiiiiiiiiiiiiiii że nie mają co robić z czasem. Tej prawdy też nie można zapomnieć. Ot ! tyle dodam do dyskusyjiiiiiiiiiiiiiii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzycho, masz rację, zawsze się znajdzie ktoś, kto lubi się przycisnąć ale to kiedyś leczyło się kulturalną kontrolą instruktorów, którzy przychodzili z dzień dobry, kontrola realizacji rozkładu, pieczątka, wpis o prawidłowości lub odchyłce i nie było dyskusji, twarzą w twarz, tak się ich kiedyś kosiło, dziś są premie roczne, nagrody, itp. a z drugiej mańki chore jest to, co czasem zakłada sobie ZTM mając daleko realia ruchowe, sztukę prowadzenia tramwaju i przepisy (tak wewnętrzne jak i ustawowe).

      Usuń
    2. W czasach mojżeszowych było o połowę mniej świateł, żadnych wzbudzanych pułapek, ograniczeń prędkości też jakby sporo mniej. Poza tym, jak wspomniał przedmówca, inaczej zachowywał się nadzór ruchu i inaczej zachowywało się kierownictwo. Był inny ruch na mieście, inne społeczeństwo, w ogóle inny świat. A większość z tych co robili przyspieszenia dawno siedzi już na emeryturach, albo wylecieli z pracy za swoje specjalne osiągnięcia.

      Czasy się zmieniły, zmieniły się oczekiwania i nasza praca też musi się zmienić, żeby się dostosować do nowej sytuacji. Jeszcze mnie na kursie uczono, że po krzyżakach mogę śmiało 30 km/h pojechać, a dziś raport przychodzi jak ktoś się bujnie niecałe 20 km/h. Przyjdzie czas, że i przed znakiem BT-4 będziemy się zatrzymywać!

      Usuń
  10. Moim zdaniem najprostszą i najlepszą metodą rozwiązania problemu rozkładu ZTM jest usunięcie go po prostu. I zrobienie zasady panującej w wielu zachodnich miastach, że tramwaj danej linii w tych i tych godzinach jeździ co ok " " minut. Wiem że niesie to również ryzyko itp itd ale akurat je jest łatwiej zminimalizować odpowiednimi przepisami niż aktualne wariacje alpejskie do których prowadzi rozkład ZTM. Co do dodatkowych minutek - dla nich i tak i nie. Wszystko dobrze jak dobrze, ale wagonów często gęsto jest za dużo i jeśli się pozajeżdżają to taki wydłużony rozkład staje się męką dla zajechanego bo ten pierwszy jedzie punktualnie. Mój wniosek jest taki, że w przypadku komunikacji torowej wszelkie rozkłady konkretnie czasowe nie są dobrym rozwiązaniem. W autobusach bardziej bo one mogą się w niektórych miejscach powyprzedzać i zmienić złą kolejność spowodowaną np korkiem. W tramwajach takiej opcji brak w związku z czym moim zdaniem rozkład powinien być orientacyjny jak to napisałem na początku tym bardziej, że miasto inwestuje w ekranową informację pasażerską.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problemem jest zbyt duża liczba wozów w stosunku do realnej przepustowości szlaku. Jakby tramwaje jeździły co 5-10 minut, to można by się ewentualnie bawić w rozkłady co do minuty, ale jak jeździmy z częstotliwością dochodzącą do 80 sekund, to jest jakaś pomyłka, bo tak jak piszesz, wszystko się nawzajem pozajeżdża choćby nie wiem co. Tramwaje w Warszawie pełnią faktycznie rolę metra, więc powinny być traktowane jak metro, począwszy od rozkładów jazdy a na podciągnięciu w kodeksie pod kolej kończąc. Trzeba dać wszystkim wyraźnie do zrozumienia, że nie będziemy dłużej realizować polityki transportowej miasta na obecnych warunkach. Albo dostajemy szerokie uprawnienia i wtedy rzeczywiście robimy za tanie metro naziemne, albo jeździmy jak zwyczajne tramwaje jak w Wiedniu i Berlinie.

      Doraźnym rozwiązaniem może być maksymalizowanie czasu postoju na pętlach, dla skompensowania zbyt krótkich czasów przejazdu. Ale wtedy nie może być mowy o jakichkolwiek konsekwencjach dla motorniczych za opóźnienia! Bo w tej chwili wzajemne popędzanie się na trasie jest poważnym problemem.

      Usuń
  11. Sprzedam opla. Zainteresowani pisać na private.

    OdpowiedzUsuń