środa, 6 sierpnia 2014

Wymuszenie

Dzisiaj miałem bardzo nieprzyjemne zdarzenie.
W sumie to bardziej zderzenie, a nawet trzeba powiedzieć - kolizję.
Na szczęście nie był to wypadek, ale o tym dowiedziałem się dopiero po tym, jak panowie ze szpitala zadzwonili do panów policjantów i uprzejmie donieśli że poszkodowany jednak nie jest ranny.
Bo jak pewnie wiecie, jest zasadnicza różnica między kolizją, a wypadkiem.
Ale od początku.

Jechałem sobie jak Duch Maszyny przykazał, nie przekraczając 50 km/h. Długa prosta, same zielone światła.
Żyć nie umierać.
Niestety pan w Volvo wybrał opcję "umierać".

Motorowy jest w stanie przewidzieć wiele sytuacji. Niektórzy śmieją się, że firma powinna nam płacić za dodatkowe usługi.
Widzimy kobiety z dziećmi zanim wejdą na torowisko, widzimy samochody wjeżdżające pod ruszający z przystanku wóz, widzimy nawet auta, które ni z tego ni z owego potrafią zawrócić na podwójnej ciągłej, bo im się stanie w korku znudziło.
Ale czasami nasze moce nie są w stanie ogarnąć bezdennej studni ludzkiej głupoty.

No bo co trzeba mieć w głowie, żeby z lewego pasa (dla jadących na wprost) wykonać manewr skrętu w prawo, zajechać drogę innym samochodom jadącym skrajnym, prawym pasem i wpieprzyć się wprost pod jadący na zielonym świetle tramwaj?
Przepraszam za wulgaryzmy, ale pomimo upływu kilku godzin nadal targają mną emocje.

Taki manewr jest NIE DO PRZE WI DZE NIA!
No i przywaliłem panu mocno.
Auto odbiło się od tramwaju, skosiło nowiuteńki słupek sygnalizacji świetlnej i zatrzymało się na samochodzie monterów, którzy ten słupek właśnie osadzili w betonie.
Gdy jechałem tą trasą ponownie, zauważyłem, że dodatkowo został zdemolowany znak drogowy.
Potężny ambaras.
Można mówić, że motorowi to twarde ludzie są, ale w takich sytuacjach nerwy siadają.
Zebrałem się jednak w sobie i wykonałem telefon na Centralę. Szybkie podanie danych, miejsca zdarzenia, krótki opis sytuacyjny i już jechały ku mnie jednostki wsparcia.
Na miejsce pierwsi dojechali Ratownicy. Potem praktycznie równo dotarła Policja, Straż Pożarna i Nadzór Ruchu.
W trakcie dzwonienia kilka razy sprawdzałem jak mają się ludzie z feralnego samochodu, ale na szczęście wszystko wyglądało w miarę dobrze. W końcu trafiłem w Volvo.

Potem było dużo spisywania danych, dmuchania w "balonik", opowiadania o zaistniałej sytuacji i odpowiadania na pytania typu: dlaczego tramwaj nie może zawieźć pani do fryzjera, bo ona przecież taka bardzo umówiona była raz w roku.
Serio.
Tu auto rozwalone stoi, ludzie na noszach są wynoszeni, a jakieś osobniki co chwilę podchodzą i pytają, kiedy będą mogli jechać dalej.

Tu muszę podziękować panom z Nadzoru, bo swoją profesjonalną postawą uratowali moje nerwy i pomogli ogarnąć sytuację dużo sprawniej, niż zrobiłaby to policja.
Dzięki nim zatrzymanie trwało tylko 40 minut, a nie godzinę.

Na szczęście najbardziej poszkodowany pan kierowca Volvo po odwiezieniu do szpitala okazał się być tylko lekko splątanym. Znaczy nie był ranny, a co za tym idzie zdarzenie zostało zakwalifikowane jako kolizja, a nie jako wypadek.
To pozwoliło również uniknąć ściągania policyjnej załogi wypadkowej.

Potem był tylko powrót do bazy przez pętlę Gocławek.
Po dotarciu na miejsce musiałem jeszcze wypełnić raport opisujący cały ten bałagan.
Uczciwie się przyznam, że wspomniałem, iż dobrze by było, gdybym już dzisiaj nie wsiadał za stery tramwaju, bo nerwy mam napięte, a samopoczucie lekko mi szwankuje.
Jednak dyspozytor zaproponował, żebym sobie usiadł na godzinkę, odsapnął i podjął decyzję jeszcze raz.
Wiecie co? Miał facet rację.
Pogadałem z innymi motorowymi, usłyszałem kilka dobrych słów wsparcia i po 30 minutach poczułem się dużo lepiej.
Napięcie zeszło, humor się poprawił i mogłem dalej jeździć po Warszawie.

Na zakończenie porównanie obrażeń auta i tramwaju.



Jeszcze raz dziękuję za słowa otuchy i przyjazne poklepywanie po plecach. To było dla mnie bardzo ważne.

7 komentarzy:

  1. Cześć ! widzieliśmy się dzisiaj chyba przy Wrocławskiej. Byłeś tak zamyślony że nie odmachałeś. Miałem 28. Trzeba było powiedzieć temu z VOLVO że to torowisko a nie pastwisko. To baran jakiś - tak skomentuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, to pewnie ja Ci jakieś fatum zgotowałem.Widziałem jak bierzesz zmianę na zajezdni.Ja jechałem 71 już z żółtymi tablicami na Żoliborz. Darek

    OdpowiedzUsuń
  3. Waszyngtona i wszystko jasne. Poligon doświadczalny i dla kierowców aut, i dla motorniczych. Swoją drogą, ten odcinek ma jakieś fatum, bo tam już stałem i za palącym się ubotem, takoż jedną z pierwszych pes (zwaną tramicusem), torowisko jest co jakiś czas podtapiane, są kolizje z autobusami skręcającymi przy Berezyńskiej, ze wszystkim co się rusza na wlocie Wiatracznej, z lewoskrętami prawoskrętami na kolejnych przecznicach, szaleństwo busmanów zajeżdżających ruszające z przystanków tramwaje (przystanki autobusowe, kojarzycie?, dobrze że kierowcy MZA zazwyczaj dobrze porozumiewają się z motorniczymi), ludzi na torach czekających na swoje Karczewie i niebezpieczne zbliżanie się rowerzystów do skrajni torów. Torowisko ciekawie umiejscowione przed wojną czy w czasie wojny, przyjazne dla pasażerów, bo nie muszą ze środka jezdni wysiadać, dużo zieleni (ale też ślisko), ale ta nietypowość powoduje, że wszyscy wokół głupieją i nie "widzą" tramwajów. A jeszcze sporo awarii miałem tam, dziwne...

    Jarku, każde takie zda(e)rzenie postarza motorniczego. Masz, chłopie, zdrowie, by jeszcze tego samego dnia pisać o tym, ale może to też dobre ujście nerwów. Wsparcie kolegów zawsze dużo daje, ja zawsze musiałem się wygadać i "wysłuchać" innych. Dobrze, że szybko wiedziałeś, że policja kwalifikuje to jako kolizję, niezależnie od tego, czy volvodriver się przyznał, czy nie. A przyznał się?

    Natomiast psychologowie odradzają kontynuowanie jazdy tego samego dnia, mimo że dyspozytorzy i nadzór nakłaniają do kontynuowania pracy, nawet do zjechania składem na zakład. Ja osobiście zawsze od razu chciałem jeździć i lepiej się czułem gdy już jechałem, oprócz jednego razu, gdy zarówno ja, jak i tramwaj, za bardzo oberwaliśmy. Natomiast ten szok i uraz powypadkowy na pewno jest.

    Zdrowia, powodzenia i rozsądnego sędziego w razie rozpraw!
    (x)r1

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiele nas jeszcze zaskoczy w tej robocie, tak jak mnie dziś pewnie turysta, który zakwalifikowałby się do nagrody Darwina. Prowadzę zjazdową 15, godzina mniej więcej 21, czyli najgorsza pora, zmierzch i oślepiające światła samochodów. Dojeżdżam do Królewskiej, typowa obsługa przystanku, dostaję pałkę i ruszam. Wóz mułowaty, więc rozpędza się powoli, zbliżam się do przejścia dla pieszych za skrzyżowaniem i w tym momencie widzę błysk flesza dokładnie na środku torowiska. W pierwszej chwili pomyślałem że to nasi Instruktorzy mi fotkę cyknęli, ale nie, dojeżdżając jeszcze bliżej dostrzegam klęczącego faceta, ubranego w szare ciuchy, idealnie zlewające się z podkładem torowiska. Facet ten, nie zważając na nic, ani na to że stoi na torowisku, ani tym bardziej na to że za plecami ma zbliżający się tramwaj, najzwyczajniej w świecie fotografował sobie Pałac Kultury. Pewnie miał akurat ładne tło. Tak samo zestresowany albo i bardziej ode mnie był motorowy wozu ruszającego zaraz za mną. Najpewniej o mało pulpitu nie wyrwał wciskając hamulec.. Jednym słowem na głupotę ludzi nic nie poradzisz.

    OdpowiedzUsuń
  5. poza tematem : link: http://kwd.ufoludki.net/index.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Jarku , nie wiedzialem ze to Ty :), byles w gazecie tzn "twoj" tramwaj.
    nie przejmuj sie kolizjami, jak raz na rok co sie wydarzy to i tak pikuś do tego ze co 5min ratujemy kogos od kalectwa. Ja to sobie tlumacze ze "tam na górze" (nie zarząd tylko hoho wyzej) to nam kiedys medale za zaslugi dadzą albo jaką Valhale ofiarują :) pozdr prodi

    OdpowiedzUsuń
  7. Będzie kołek na drugi raz patrzył w lusterko i nauczy się jeżdzić po Warszawie gdzie jeżdżą tramwaje.

    OdpowiedzUsuń