poniedziałek, 3 lutego 2014

Przerwa oberwa

Oberwała mi się przerwa - znaczy urlop.
Musi za sprawą Ducha Maszyny, no bo skąd osoba planująca urlopy mogłaby wiedzieć, że bardzo go teraz akurat potrzebuję?
Nie ma zmiłuj - interwencja z wyższego pułapu musiała nastąpić.

Jako, że mam teraz nieco więcej wolnego czasu, to chciałem się pokusić o opisanie trasy linii 20.
Jedni mówią, że jest spoko, a drudzy opowiadają, iż wcale różowo nie jest.
Ja osobiście mam odczucia ambiwalentne.
Są kursy, że da się żyć, ale są i takie, w których krew motorowego zalewa nagła.
I na tę właśnie okoliczność powstanie zaraz opis.
Uwaga - mogą wystąpić wulgaryzmy.

Lekki start z Żerań FSO. Równo z rozkładem, co do sekundy.
Nastawienie dobre, aczkolwiek wiem, iż muszę się śpieszyć.
Na przystanku Ratuszowa ZOO muszę być z wyprzedzeniem czasowym. W innym przypadku "zajedzie" mnie 26 lub 23, a wtedy mogą być problemy z realizacją rozkładu.
Ale nic to. Dam trochę w pedał (lub zadajnik jazdy, jak kto woli) i będzie git.

Jednak już na pierwszym przystanku trafiła się pani "dobiegająca".
Miły jestem, to poczekam. Co tam mi 10 sekund więcej (taaa, pewnie).
No to buta teraz. Trzeba się śpieszyć, bo sekundy uciekają.
Dyrekcja FSO - luzik guzik. Pasażerów potencjalnych nie ma.
Zatrzymuję się, wciskam ciepły guzik. Nie ma chętnych - odjeżdżam.
Jeszcze jestem w czasie.

Jeżeli na następnym przystanku nie będzie chętnych na wsiadanie / wysiadanie, to nadrobię kilka sekund. Będzie dobrze.
Lecz w połowie drogi są światła.
No i dupa zbita. Stoję.
Przystanek Budzyńskiej - Tylickiej.
Ludzi nie ma, ale cenne sekundy stracone na światłach się nie wrócą.
Znowu daję buta na maxa.
Cholerny złom ma ograniczenie prędkości do 55 km/h. Nie da się szybciej.
Ale duszę ile mogę, bo za przystankiem Śliwice są następne światła.
Jak mnie złapią, to umarł w butach.
Kurde, ktoś się zgłosił na ochotnika i wysiada.
No szybciej wysiadaj. Ileż można wysiadać?
Szybko, szybko, bo czas ucieka.
No nie dam rady być na Ratuszowej na +1. Zajedzie mnie to cholerne 23 jak nic.
Ale gnam dalej.
A przed Batalionu Platerówek światła oczywiście czerwone. Minuta stania.
No to ręce opadają. Dobrze, że nie trafiłem na początek cyklu, bo wtedy prawie 2 minuty się tu traci, a światła nie są brane pod uwagę w rozkładzie jazdy.
Jeszcze jakieś studenciaki biegną.
Eh. I tak nie zdążę być przed 23, to mogę poczekać.
Wsiedli.
Już z mniejszą napinką, ale jadę.
PIMOT - taki przystanek.
Lubię ten przystanek. Uspokaja mnie jakoś. Ludzie wysiedli, wsiedli. Pojechali dalej.
Golędzinów.
Lekko stresujące miejsce. Kolejne światła, na których trzeba swoje odstać.
Samochody na skrzyżowaniu wymuszają, a zaraz potem jest Rondo Starzyńskiego.
Wielce nieciekawe sytuacje się tam dzieją. Dantejskie sceny normalnie.
Tramwaj wjeżdżający na rondo nie ma pierwszeństwa, ale kierowcy tego nie wiedzą (w większości). Ja wolę myśleć, że są na tyle sprytni, że ustępują większemu.
I bardzo dobrze, bo wjeżdżając tam tramwajem, guzik widzę z lewej strony. Szczególnie SWINGiem.
Nerwy jak postronki. Napięte znaczy się. Powoli wtaczam się na skrzyżowanie.
Przejechałem. Mogę zatem zaliczyć przystanek Rondo Starzyńskiego.
Drzwi zamknięte, pasażerowie usadzeni, opóźnienie -1 minuta.
Buta!
Plac Hallera.
Cuda i dziwy. Jestem na ZERO. Bez opóźnień.
Jeżeli 23 miało kłopot, to może uda mi się zdążyć na czas.
Dojeżdżam do Ratuszowa ZOO.
Z lewej zbliża się 23, ale pewnie stanie na światłach. Ja mam zielone. Ha! Dam radę!
Ale nie...
Jakaś babcia "biegnie". Jest tuż tuż. Zaraz ucieknie światło.
Wsiada. Kur zapiał! Dlaczego pierwszymi drzwiami? Przecież wszystkie mam otwarte, żeby szybciej było.
A ta gramoli się pierwszymi. Niewygodnie tam, miejsca mało, nie ma się jak przytrzymać, ale wsiada.
Wsiadła.
Światła zmieniły się na czerwone.
23 mnie zajechało. Skucha.
Nerwy opadły, ruszam.
Krzyżaki, ostry łuk, zwrotnica, krzyżaki, kolejne światła. Stoimy.
Gdybym połamał przepisy wewnętrzne, to bym na światłą zdążył. A tak - trzeba poczekać.
Następny przystanek to normalnie koniec świata. Apokalipsa powiedziałbym.
Chodzi o Dworzec Wileński.
Wbijam tam z piskiem hamulców i dzwonkiem ostrzegawczym.
Otwieram wszystkie drzwi.
Wsiadać, wsiadać, bo tu krótkie światła są!
No szybciej. Matko Bosko Kochano! Dlaczego ustawiła się kolejka do jednych drzwi, skoro wszystkie są otwarte.
No co ci ludzie mają w głowach?
O, jeden się zdecydował i podszedł do innych drzwi. Wsiadł. Reszta kurde stoi i czeka aż inni wyjdą.
Zamykam. Może zdążę przeje... gówno.
Ktoś dobiegł i teraz dobija się do drzwi. Ja i tak jestem już opóźniony.
Jeżeli spóźniłeś się na opóźniony tramwaj, to znaczy, że mnie tu już nie ma. Czego kopiesz w drzwi?
Otworzyłem.
Światła uciekły.
I tak sobie stoję. Drzwi otwarte, jeszcze kilka osób dobiegło. W sumie to mógłbym tu stać do usrania, a i tak ciągle ktoś by wsiadał.
O, zielone. Jadę.
Park Praski.
Niby fajnie, 23 już dawno pojechało. Powinienem mieć luz, ale NIE.
Nie nie nie nie!
Autobus 160 i 190 są przede mną.
Dobrze, że tu są długie światła. Nawet jeżeli dwa razy się tu zatrzymam, to zdążę odjechać.
Zdążyłem. Ludzi było mało.
No to teraz hulaj dusza, piekła nie ma. Na maxa przyśpieszenie do izolatora!
Gnam jak wicher 55 km/h.
I wybieg - czyli jazda na luzie.
Fajne widoki, rzeka w dole, Stare Miasto uśmiecha się oknami zamku. Słońce odbija się w lustrze wody.
Miło.
Dodam trochę jazdy, bo stary tramwaj szybko wytraca prędkość.
Dojeżdżam do przystanku Stare Miasto.
Oczywiście autobusy jeszcze nie odjechały. Sobie stoję i czekam, bo przecież nie wypuszczę ludzi w stojące samochody.
Nienerwowo zaliczam przystanek. Na szczęście większość klientów odjechała wcześniej. Niemniej na obsłużenie tego przystanku poświęciłem ponad minutę.
Rozkład przewiduje jakieś 15 sekund na tego typu fanaberie.
I tak jestem opóźniony o dwie minuty. Dobrze, że jeszcze mieszczę się w widełkach.
Dojeżdżam do Metro Ratusz Arsenał.
Się okazuje, że motorowy w 23 wcale się nie śpieszył i teraz stoję sobie w ogonku czekając, aż będę mógł wjechać na stację.
Dobrze, że tam kolejka się zrobiła, to przynajmniej nie dobiły mnie światła na przejściu dla pieszych, na których musiałem się zatrzymać.
Z przystanku odjechało tylko 23 i 190. Panu w autobusie 160 wcale się nie śpieszy
Nie zrobił mi miejsca i nie mogę podjechać.
Ruszył. Jełop jeden.
Wreszcie mogę wypuścić ludzi.
Ale jest sporo chętnych na przejażdżkę linią 20. Kto nie lubi linii 20? No kto?
Wszyscy jak się okazuje. Nawet biegną, by zażyć tej niewypowiedzianej przyjemności.
Oho! Metro chyba przyjechało, bo kolejni wybiegają z przejścia podziemnego.
Heh. Mnie tu od trzech minut nie ma. Po co biegniecie?
Taaa. Kolejne światła. Dobrze, że chociaż ten baran w 160 odjechał.
Ruszam.
Opóźnienie -4
To już się liczy do straty premii.
Jak się dobrze ułożą światła na Jana Pawła i na Okopowej, to może odrobię ze dwie minutki.
Przy zajezdni Wola też jest szansa na złapanie kolejnej.
O ile oczywiście na Okopowej nie wjedzie przede mnie 24 lub 8 lub 27.
Najgorsze z tego jest 24, bo mnie "przeciągnie" aż do przystanku Marynin (przy Kole).
A na Boernerowie i tak przerwa wynosi 0 minut (ZERO minut).

No dobra. Dosyć tego pisania, bo się wall of text zrobił, a nikt nie lubi czytać z ekranu monitora.
Chyba nikt.
Jeżeli przypadło do gustu, to mogę kiedyś dopisać pozostałą część trasy.
Jest tam kilka miejsc, które powodują nagłe skoki adrenaliny i ciśnienia oraz występowanie objawów zespołu Touretta u motorowych.
Szczególnie na Okopowej.

A tymczasem, borem lasem idę sobie zażywać przyjemności z okazji ferii zimowych.

24 komentarze:

  1. A to wygnali cię na urlop, oni sami pojadą na wakacje. Gdy w wakacje pójdziesz na zwolnienie lekarskie aby odpocząć to stracisz premię. Ale ja pójdę na zwolnienie bo życie mam tylko jedno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety kierowcy autobusów często się tam mylą. Pewnie dlatego tak długo zwlekał ze zjazdem, bo nie wiedział jak wyminąć auta skręcające w lewo :)
    Mi osobiście dwa razy 160 w ten sposób uciekło.
    Czekałem grzecznie na wyznaczonym przystanku, a on - hyc środkiem, bo zapomniał zjechać z torowiska :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze opisane. Tak to właśnie jest na tramwaju w Warszawie na większości linii.
    Czytelnicy znają już motyw zbrodni, ale napisz, co było dalej, bo czekają na odpowiedź "Kto zabił?" Motorniczy? A może to motorniczego zabili?;)

    A poza tym przed nami jeszcze takie krwawe momenty, jak Deotymy i mijanki na jednotorze... CDN?
    (x)r1

    OdpowiedzUsuń
  4. No ciekawe, ciekawe. Opisywane z lekkim humorem. Tak naprawdę to się sporo też traci przez indywidualne otwieranie na takich przystankach jak stare miasto gdzie ludzie muszą podejść przez ulicę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Indywidualne otwieranie - znaczy ciepły guzik tak? No pewnie masz rację tylko siedząc w tramwaju w drugim wagonie do którego nikt nie wsiada i nikt nie wysiada nie mam ochoty siedzieć kilkudziesięciu sekund przy otwartych bez sensu drzwiach bo jakiemuś hrabiemu nie chce się podnieść ręki żeby nacisnąć przycisk. Najlepiej stanąć u wrót i czekać aż się same otworzą. Miało być bez hejtów więc na tym zakończę moją wypowiedź.
      Hieronim

      Usuń
  5. Jarku! Ja na Twoim miejscu nie chwaliłbym się jazda z prędkością 55km/h. Albowiem dopuszczalna prędkość w terenie zabudowanym dla tramwaju wynosi 50km/h. Również nazywanie wentyli - jełopami tudzież baranami nie przysporzy Ci sympatyków wśród kierowców/ich rodzin. Jak sam pisałeś linia 20 jest specyficzna i radę na niej dają sobie tylko ludzie ze specyficznym stanem umysłu - mówiąc wulgarnie, mający wyjebane na umiejętności układaczy rozkładu z zetteemu. Nie popieram jazdy na wariata celem zrobienia trzech przystanków w 2 minuty, nie kosztem moich pieniędzy - przełamanie blokady, kolizja z mojej winy itp. Dlatego, nie tylko na linii 20 potrzebna jest wnikliwa ocena sytuacji i wybór kiedy i jak obsłużyć przystanek. Kiedy - jak zamknąć drzwi żeby zdążyć na światełko. Jak - obczaić w jakim momencie cyklu wjeżdżasz na ten przystanek. Wtedy wiesz jaki masz czas na obsługę, wiesz jak ruszyć żeby zdążyć na następnym, wiesz z wyprzedzeniem na którym nadrobisz stracone minuty a to z tego powodu bo znasz cykle i wtedy dobierasz taktykę jazdy. A jak już będziesz znał cykle to nie będziesz się denerwował na pewne niedogodności których nie przeskoczysz. A tak na boku - nie zabieram dobiegających.
    ZRP1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety znajomość cykli nie przewiduje chamstwa innych motorowych, którzy na siłę wbijają się przed tobą już na czerwonym (tramwajowym) i cię zajeżdżają. Przykładem może być plac Zawiszy, gdzie powinno przejeżdżać się na dwa cykle. Wielokrotnie przed placem Zawiszy byłem na 0, potem z Grójeckiej zajechał mnie taki jełop i potem ciągnął za sobą,bo mu się nie spieszyło, a ja balansowałem między -3 a -4.

      Usuń
    2. samo przejezdzanie 2och cykli za jednym razem to nic (można zrozumieć) ale dlaczego wtedy taki jegomość jedzie b. wolno ?!? wzajemne zajeżdżanie tłumacząc się że "chce być o czasie" jestem w stanie wybaczać :) ale DLACZEGO później taki człek się ciągnie jak smród ? pozdr prodi

      Usuń
    3. Bo niektórym motorniczym brakuje chyba wyobraźni co będzie , gdy zajedzie swojego "kolegę" , a potem będzie powoli sobie "w czasie" przed nim jechał.Mi się wydaje , że specjalnie to robią , bo są egoistami i złośliwcami.Myślą tylko o swojej punktualności, a to że ktoś będzie miał "pozamiatane" i będzie musiał jeszcze bardziej się śpieszyć niż dotychczas to już nie ich interes.Przykre ale prawdziwe niestety.Problem rozwiązałby się w dużym stopniu w momencie likwidacji oceniania opóźnień do premii dodatkowej przez TW.

      Usuń
  6. I to jest właśnie odpowiedź na zarzuty dotyczące jakości obsługi pasażerów przez kierowców komunikacji miejskiej!

    Zarząd Transportu Miejskiego dokłada wszelkich starań, żeby pasażer nie był dla motorniczego podmiotem działalności, lecz uciążliwym elementem przewozowym utrudniającym realizację rozkładu jazdy. Rozkładu, z którego każdy motorniczy jest skrupulatnie rozliczany z dokładnością do jednej sekundy!

    Czy naprawdę tak powinna wyglądać praca motorniczego tramwaju??? Czy motorniczy podczas jazdy powinien myśleć o tym jak wyrobić się na kolejne światła, czy o tym jak bezpiecznie i komfortowo dowieźć pasażerów do celu?

    Dzięki Jarek, że dzielisz się swoimi przemyśleniami, bo przynajmniej wiem, że nie ja jeden w całym TW jestem taki niedostosowany. Może jednak to my mamy rację, a nie te wszystkie rzeczniki, prezesy, dyrektory i zasłużeni dla rozwoju spółki motorniczowie roku?

    A dla czytelników Twojego bloga mam jeszcze taką informację: Jaśnie oświecony ZTM, w odpowiedzi na prośby TW o wydłużenie czasów przejazdu, oświadczył pisemnie, że w najbliższej przyszłości czasy będą jeszcze bardziej skracane a nie wydłużane, ze względu na funkcjonujący (sic!) w Warszawie system priorytetów dla komunikacji szynowej. I co, jest straszno czy śmieszno?
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. System priorytetów można bardzo dokładnie zobaczyć na przykładzie linii 9, na odcinku między przystankiem Berezyńska, a Czapelska w stronę Gocławka. Jak źle się ułożą światła (co jest w 80% przypadków) na Waszyngtona, to na Wiatrak zajeżdża się na -4. Do tego mocno priorytetowo sygnalizacja wzbudzana między Wiatrakiem,a przystankiem Czapelska i mamy -7. Już jest biznes dla ZTM, bo można nie zapłacić TW za wadliwy półkurs. Tyle w temacie priorytetów.

      Usuń
    2. I wydawać by się mogło , że tramwaj nie stoi w korkach i nie ma prawa się opóźnić, a tu się okazuje , że jednak może i to przez źle ustawione światła przejazdowe.Nie widzę tu winy motorniczych ani troszeczkę.

      Usuń
  7. Jarku opóźnieniami nie ma się wogóle co przejmować...to , że firma nas "pogania" premią to nie oznacza , iż rozkłady są w pełni "normalne"...Niech oni lepiej pogonią ZTM, aby dodali brakujące minuty do rozkładów , a nie nami się będą wysługiwać...rozkład powinien się bez problemu dać wyprzedzić (przy przepisowej jeździe), wtedy można mówić o bezpiecznej i zarazem punktualnej jeździe...A nie jak jest obecnie , że nawtykane wozów , świateł, przystanków , a czasu tyle co kot napłakał...utrzymanie rozkładu to nie lada wysiłek i wcale się temu nie dziwię...jak ktoś daje za mało czasu to potem jest tego efekt...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że firma pogania nas premią, to jeszcze żaden problem. Prawdziwy kłopot w pozostałych, mniej formalnych formach poganiania

      Usuń
  8. Opóźnienia w komunikacji publicznej wynikają najczęściej z warunków ruchu drogowego.Jest ogromna masa czynników, które mogą spowodować opoźnienie w realizacji trasy.Motorniczy nie jest w rzeczywistych warunkach ruchu sprostać wszystkim przeciwnościom występującym na trasie przejazdu.Dlatego naprawdę warto dla "świętego" spokoju z dużym dystansem podchodzić do rozkładu jazdy (który często przybiera formę "życzeniową") i nie wyrabiać go na "siłę" łamiąc przy tym przepisy ruchowe. Pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł:) , a nie przy wożeniu wielotonowym pojazdem bardzo "cennego" ładunku.

    OdpowiedzUsuń
  9. Opóźnienia powstają z tego powodu że motorniczowie podczas jazdy zatrzymują tramwaj a sami spędzają czas w przydrożnym barze przy kuflu piwa. Potem biegiem do tramwaju i odjazd. A rozkłady są dobre i czasu należy sukcesywnie ujmować ! Tak mi dopomóż głupoto ! amen !

    OdpowiedzUsuń
  10. Zależności są proste. Na odcinku np. FSO - LAS upchnąć tyle brygad linii 20 żeby nie wiem jak się starali motorniczowie roku nie ma szans na punktualność rzędu "0" "+ - 1". Wziąć za to od miasta kasę, no bo przecież tyle brygad jeździ co 5 minut dla dobra społeczeństwa. Następnie zakładowi realizującemu nie zapłacić 1/3 kwoty za wozokilometry ponieważ owa jedna trzecia to półkursy wadliwe i biznes się kręci i są zyski i wszyscy szczęśliwi oprócz motorniczego roku bo w miesiącu miał 13 razy linię 20 i premia poszła się je...ać. A przecież może być inaczej albowiem TW jako monopolista może "poprosić" ZTM o korekty rozkładu z racji tego że świadomie działa na szkodę firmy przewozowej. Swojego czasu była taka akcja w michalczewskim że po kilku dniach latania na jakiejś linii kierowcy powiedzieli szefowi że rozkład jest kosmiczny i nierealny. Pan szef napisał do ZTM o korektę rozkładu i po kilku dniach owa korekta się pojawiła i wszyscy szczęśliwi, bo szef nie traci na wadliwych półkursach, kierowca na premii, pasażer bo autobus przyjeżdża punktualnie i punktualnie dojeżdża na miejsce. TW są monopolistą na szynach w mieście więc i siła przebicia powinna tez być jak przysłowiowy przecinak. Tylko jak przekonać do tego zarząd...?
    Hipolit

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może nowe rozwiązania wdrożyć ?
      http://krzycholandianews.blogspot.com/2014/02/polecam-filmik.html

      Usuń
  11. Skasować premię liczoną z opóźnień i po problemie.Wadliwie ułożone rozkłady jazdy nie będą wtedy już tak denerwować.Jazda stanie się przyjemniejsza i będzie można skupić się na bezpieczeństwie i płynności jazdy.Co o tym myślicie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że uruchomił się ktoś z ZTMu.
      Pomysł nie jest zły, pod warunkiem, że kwota premii zostanie doliczona do wypłaty.
      Dla mnie jest to integralna część mojego uposażenia.
      Pozwala mi (ta premia) rozwijać zainteresowania.

      Usuń
    2. Sama likwidacja premii niewiele pomoże. Kiedyś nie płacili dodatkowych pieniędzy a motorowi i tak na siłę próbowali wyrabiać się w rozkładach. Chodziło o to, żeby nie stracić przerwy na siku czy herbatę, żeby nie wysłuchiwać dąsów i głupich uwag od ekspedytorów lub innych motorniczych, albo z powodu zwykłego nadmiaru testosteronu - „Co, ja się nie wyrobię w czasie? No to ja wam wszystkim pokażę jak się jeździ tramwajem!”. Nawet dziś niektórzy starzy motorowi z rozbawieniem wspominają czasy gdy na linii 29 drugi wagon wdzięcznie szybował w powietrzu, albo jak się szyny za nimi zwijały na 26... Tylko wracamy do pierwotnego pytania: czy na pewno w ten sposób powinno się kierować tramwajem? Tramwajem, w którym jadą osoby starsze, niepełnosprawne, małe dzieci i kobiety z siatami!!! I to jeszcze w czasach, gdy na każdym skrzyżowaniu stoi ORMOwiec z kamerką wycelowaną w motorniczego ;)

      Uważam, że premię za punktualność powinni otrzymywać (lub tracić!) ludzie odpowiedzialni za organizację ruchu i rozkłady jazdy, bo to oni mają na to największy wpływ. Może wtedy okazałoby się, że wszystko jest możliwe: wydłużenie czasu przejazdu, zwiększenie rezerwy czasowej na pętlach, nawet doprowadzenie sygnalizacji świetlnej do poziomu jakiejś normalnej przepustowości. A jeśli przyniosłoby to znaczną poprawę warunków pracy, to może warto by za nią zapłacić nawet te 600zł. Jak myślisz Jarek, 600zł warte jest tego piekła, jakie mamy na przykład na szóstce? A jak ZTM jeszcze bardziej obetnie czasy, to ile tak pociągniesz, zanim jak inni ambitni, rzucisz tą robotę w cholerę nie patrząc na zarobki?

      Usuń
    3. Czasy się zmieniają. Roboty nie rzuca się ot tak, w cholerę.
      Szczególnie, gdy jesteś bliżej pięćdziesiątki niż trzydziestki.
      Ale zgodzę się w jednym, że punktualność nie jest uzależniona od premii.
      Ja na ten przykład styczeń 2014 spisałem na straty już w drugim tygodniu (zmiana zajezdni, nowe linie, nowe tramwaje, nowa technika jazdy i zamykania drzwi). Zwyczajnie się nie wyrabiałem w czasie.
      Nadal jednak starałem się jeździć zgodnie z rozkładem, próbując jednocześnie stosować przepisy o ruchu drogowym.
      Minusowe czasy, które wyświetlają się na infotronie są bardzo stresujące i wymuszają na podświadomości motorowego chęć wyrównania. Nikt nie lubi tracić.
      Ostatnio, gdy miałem popsuty infotron, to zwyczajnie jechałem z rozkładem w ręku i starałem się być o czasie na każdym przystanku.
      Czasami się da, a czasami autobus zablokuje drogę.
      Można być technicznie mega sprawnym i znać układy świateł, a i tak przyjechać na kraniec z opóźnieniem.
      Bywa, że jest to kwestia kilku sekund więcej na jednym z przystanków, a potem to już następuje efekt motyla.
      Chyba muszę napisać drugą część Dwudziestki, bo się tu strasznie rozpisaliśmy :)

      Usuń
    4. Jarek odezwij się do mnie z poczty na moja pocztę.

      Usuń
  12. opisuj trasy, to bardzo ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń