środa, 11 czerwca 2014

Szort nius

Tak na szybko, bo zapomnę, albo mi z głowy wyleci.
Kumpla spotkałem. Takiego z kursu dla motorowych. Nie widzieliśmy się bardzo długo, a że on na Pradze jeździ, a ja na Woli, to i zejść się jest niebywale trudno (problemy umówienia się z motorowym opiszę innym razem).
No i mając całe 3 minuty na pogaduszki (albowiem spotkaliśmy się na pętli, a czas naglił), kumpel ów opowiedział mi krótką dykteryjkę.
Otóż.
Siedzą sobie dwie psiapsióły w tramwaju i gawędzą o tym i owym.
Jako, że dokazywały dość głośno, to i otoczenie mogło usłyszeć, o czym sobie rzeczone dziewczyny rozmawiają.
A rozmawiały o tramwajach.

- I wiesz moja droga, bo ja to chciałam się przesiąść z jednego tramwaju do drugiego. Sprytna jestem niebywale, to sobie sprawdziłam rozkłady jazdy. No i wynikało z nich, że ten tramwaj, do którego mam się przesiąść, to przyjedzie trzy minuty po tym, którym akurat jechałam.
No to wysiadam sobie na przystanku, patrzę, a tu mój tramwaj zamiast być trzy minuty za mną, to stoi przede mną.
Znaczy nie stoi, a właśnie odjeżdża.
O drań! Cztery minuty przed czasem. To świnia, cham! Już ja mu dam!
No i napisałam skargę, bo co będzie cham taki, cztery minuty przed czasem odjeżdżał.

Usłyszawszy to, ręce mi opadły do samego chodnika, a smutek przeszył me serce wielce.
Bo wystarczy pomyśleć chwilę, a dojdzie się do wniosku, że pan nie odjechał cztery minuty za wcześnie, tylko był zwyczajnie opóźniony.
Taki przykład z mojego, osobistego doświadczenia.
Pomagałem pani na wózku inwalidzkim. Na jednym przystanku wsiadała, na drugim wysiadała.
Trzeba było wysunąć specjalną rampę, trzeba było wysiąść, pomóc wózek wyprowadzić, potem tę samą rampę schować. Wszystko zabiera czas.
Taka obsługa pasażera to właśnie magiczne cztery minuty opóźnienia.
TADAM! Badam TSSS (taki werbelek na koniec sztuczki magicznej).
Ale skarga poszła i biedny motorowy musiał się tłumaczyć.

A propos skarg.
Ostatnio w modzie wózki inwalidzkie, to i mi się przytrafiła nie do końca miła cyrkumstancja.
Miły pan na wózku okrzykując mnie z przystanku zapytał, czy dojedzie do pewnej apteki.
Jako, że apteka była na mojej trasie, to odkrzyknąłem z kabiny, że i owszem uda mu się dojechać.
Na to pan poprosił, żebym mu rampę wysunął.
Ochoczo na to przystałem, ale że drzwi w SWINGU już miałem otwarte, to krzyknąłem żeby poczekał, bo wpierw muszę wszystkie drzwi zamknąć, żeby rzeczoną rampę wysunąć.
Niestety już tego nie usłyszał i zaczął się tarabanić w zamykające się drzwi.
Nawet nie zdążyłem wysiąść z kabiny.
Nauczony doświadczeniem i obcowaniem z pasażerami, wyszedłem z kabiny i prostych słowach przeprosiłem pana za niedogodność.
Dodam, że już się larum podnosiło, że motorowy świnia i chciał zabić, albo co gorsza przytrzasnąć drzwiami.
Pan był wyrozumiały, tłumaczenie przyjął do wiadomości i również mnie przeprosił.
Pewnie dlatego, że zdążył na mnie kilka psów rasy mieszanej powiesić podczas wsiadania.
Nie zdążyłem wrócić do kabiny, a jakiś jegomość z przystanku, wygrażając mi ponurym wzrokiem zaczął opierniczać za przytrzaskiwanie inwalidów w drzwiach.
Też spokojnie wyjaśniłem, na czym polega problem z wysunięciem rampy.
Nie wiem, czy zrozumiał problem, bo machnął ręką i odszedł.
Obawiam się tylko, że ktoś obserwujący zdarzenie z oddalenia, mógł z naszej konwersacji wyciągnąć zgoła dziwne wnioski, a jako że napisanie skargi niewiele kosztuje, to mogę się liczyć z potrzebą tłumaczenia się z braku posiadania garba.
Całość zakończyła się jednak miło.
Pan inwalida na kolejnym przystanku wyjechał sobie sprawnie po rampie, zatrzymał wózek przed przodem tramwaju i pomachał mi życzliwie, na co skwapliwie odpowiedziałem i rozjechaliśmy się w nieco lepszych humorach.
Dobrze, że w SWINGU są kamery.

Tak na zakończenie.
Pomimo tego, że użyłem informacji pasażerskiej, ogłaszającej że drzwi są zamknięte bo rampa się wysuwa, to pasażerowie i tak nerwowo naciskali guzik otwierania, powarkiwali i nerwowo obracali głowy w stronę mojej kabiny.
Eh nerwy moje nerwy.

23 komentarze:

  1. Pamiętasz zapewne ten mądry dowcip, ale i tak przypomnę go pro publico bono:
    Kubuś z Prosiaczkiem wypłynęli sobie łódką na jeziorko. Płyną sobie, woda pluska, słonko świeci, biała chmurka leniwie przesuwa się po niebie i gdzieniegdzie pośpiewuje ptaszek.
    Nagle Kubuś PRASK! wycina Prosiaczka w ryjek. Ten ze łzami w oczach pyta "Za co?" A Kubuś "A bo jakoś tak kurwa zbyt pięknie było".

    OdpowiedzUsuń
  2. Jarku powinny te rampy elektryczne w 120Na wymienić na mechaniczne i większość naszych kłopotów i obaw z tym związanych znika bezpowrotnie. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jarek postaraj się częściej pisać dla INTERnautowidzów bo ja urlop idę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Krzychu udanego i dłużącego się urlopu życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki .! http://tvnwarszawa.tvn24.pl/informacje,news,stary-tramwaj-wjechal-w-swinga-trzy-osoby-ranne-utrudnienia-na-woli,125777.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Z moich obserwacji wynika, że pisanie skarg w ogóle przynosi dokładnie odwrotny skutek od zamierzonego. Kierowców, którzy naprawdę się przykładają do pracy, skargi skutecznie zniechęcają, bo po co się wysilać, skoro i tak zawsze komuś będzie źle. Z kolei jak się trafi kierowca, który z założenia ma w d... pasażera, to po każdej skardze robi się jeszcze bardziej zacięty, często zamienia się w skrajnego służbistę i na zasadzie strajku włoskiego bezlitośnie wykorzystuje przeciwko pasażerom każdy możliwy przepis. Zresztą to właśnie przez wzrost liczby skarg skończyło się wyświadczanie pasażerom licznych grzeczności, które jeszcze w latach osiemdziesiątych były czymś zupełnie normalnym. Więcej, dużo rzeczy na które się skarżycie, jest bezpośrednim efektem waszych wcześniejszych skarg! Ogólny schemat jest taki: wy piszecie skargi, urzędnicy w odpowiedzi wprowadzają durne przepisy, przepisy zaś uderzają w was. Bo nie da się kierować autobusem ani tramwajem z za biurka. Jeśli chcecie naprawdę coś zmienić, to napisanie skargi jest najgorszym z możliwych sposobów. I to nie tylko w komunikacji miejskiej. Przypatrzcie się u siebie w firmie, jak tzw. roszczeniowi klienci wpływają na wasze podejście do pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    Ja rozumiem że bywają motorniczy, którzy są mili i uprzejmi, czekają, pomagają itd, a mimo to dostają niesłusznie po nosie. Ja od 15 lat mieszkam i pracuję w miejscu, gdzie jeżdżą prawie wyłącznie tramwaje i mam trochę inne doświadczenie. Jak wytłumaczyć taką sytuację: pracuję przy samej pętli tramwajowej, od wyjścia z budynku do dojścia do pierwszego na pętli tramwaju mija 1,5-2 minuty. Praktycznie gdy idę wzdłuż "peronu" czy jak to nazwać, jestem doskonale widoczna. Ja nie mówię o sytuacji gdy jestem np. przy końcu drugiego tramwaju a pierwszy już rusza. Ale nie raz miałam sytuację że dochodziłam do drzwi tego pierwszego i w momencie gdy podnosiłam nogę do wejścia, on zamykał drzwi, blokował przycisk i ruszał. Albo podchodziłam do drzwi, wciskałam guzik raz, za chwilę drugi, a w tym momencie tramwaj ruszał. Bywało i tak, że ruszał 2-3 minuty przed czasem (specjalnie sprawdzałam). Czy to też jest dla Was normalne zachowanie, a ja jestem tylko głupią babą, która się czepia? Generalnie nie robię zadymy, na pętli stoi kilka pojazdów, każdy mi pasuje do domu bo mam blisko, nie ruszę od razu to za 5 minut, żaden problem. Ale wkurza mnie takie wykorzystywanie pozycji "pana i władcy", który jak sobie wyobrażam z radosnym chichotem rusza i cieszy się że zrobił komuś kawał. Nie wiem czy to jest zawsze ten sam człowiek, czy za każdym razem inny (wychodzę o stałej porze). Może po prostu temu akurat się moja facjata nie podoba, ale mnie takie zachowanie też się nie musi podobać. I co, takiej sytuacji też mam nie zgłaszać, bo biedny motorniczy się będzie tłumaczył i dostanie "po premii"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie pomyślałaś że jeśli taka sytuacja powtarza się dość często to Ty robisz coś nie tak? Nagminnym błędem pasażera jest przekonanie że jak motorniczy go widzi to będzie czekał aż pasażer zdecyduje się którymi drzwiami wsiąść. Zazwyczaj rozkłady jazdy są ułożone tak że aby jechać w miarę punktualnie trzeba wyruszyć z pętli dokładnie w wyznaczonym czasie, w przeciwnym razie nie zdążymy na światło na którym musimy przejechać aby nie zajechał nas inny wóz. Często poczekanie na hrabiankę która spaceruje sobie do tramwaju powoduje opóźniony wyjazd a w konsekwencji cały opóźniony kurs. A jeśli idziesz na tramwaj ruszający o konkretnej godzinie to czy naprawdę to taki problem wyjść na niego 5 min wcześniej i poczekać 2 minuty zamiast przychodzić równo na odjazd i mieć pretensję że motorniczy cham bo odjechał o czasie?

      Usuń
    2. Powrócić do starych rozkładów jazdy i tramwaje będą czekać na dobiegaczy !

      Usuń
    3. Potwierdzam stare rozkłady były dobre:) Tramwaj jeździ co 5 minut i koniec - nic wiecej nie powinno być napisane w rozkładziei wtedy każdy będzie miał czas zaczekać i jechać z kulturą jak człowiek a nie jak chory robot kreowany przez ZTM.

      Usuń
    4. Tramwaj ma odjechać o konkretnej godzinie. Mnie osobiście wielokrotnie zdarzyło się, że poczekałem na kogoś i zamiast odjechać o czasie odjechałem 20 sekund później. Cienias jestem. Skutkowało to dojechaniem na drugi kraniec z opóźnieniem 5-7 minut. Bo tak jak kolega napisał, najpierw światła jedne,drugie,trzecie, potem inna linia mnie zajechała i się nie spieszyła, bo jechała o czasie. Dla kogoś,kto czas dzieli na godziny i minuty te 20 sekund to jest to mgnienie oka. Dla motorniczego, który dzieli czas na minuty i sekundy- 20 sekund to wieczność. Wielokrotnie na przystanku centrum miałem ochotę czekać aż naprawdę nikt nie będzie chciał wsiąść. Bo ZAWSZE w momencie zamykania drzwi ktoś podbiegał i chciał wsiąść.A otwarcie i zamknięcie drzwi w tramwaju trwa dłużej niż zielone światło. Drodzy pasażerowie,ciekawe ile będziecie czekać aż tramwaj ruszy? 5 minut, a może 20 minut? Będzie regularne zatrzymanie,ale będę pracować zgodnie obowiązującymi mnie przepisami.

      Usuń
    5. Znam dokładnie sytuację, którą opisujesz, tylko od drugiej strony :)

      Godzina odjazdu minęła, przekręcam kluczyk, wciskam czuwak, sprawdzam lusterko... i widzę Ciebie idącą niespiesznie z tyłu przystanku :) Rzut oka na Infotron mówi mi, że jeśli nie ruszę w ciągu następnych 15 sekund (tak, kontrolują nas co do sekundy!), to odjazd z pętli zostanie uznany jako niepunktualny a kurs zakwalifikowany jako wadliwy. W takim wypadku ZTM nałoży na mojego pracodawcę karę umowną z paragrafu: „nieuzasadniony opóźniony odjazd z pętli powyżej 1 min.”, a pracodawca policzy się potem ze mną przy naliczaniu premii. Bolesne doświadczenie mówi mi, że nie ma szans, abyś w 15 sekund zdążyła dojść do tramwaju, wybrać sobie swój ulubiony wagon, najwygodniejsze drzwi, potem otworzyć je sobie przyciskiem i wejść do środka. Zanim zamknę za Tobą drzwi, zanim puści blokada jazdy, będzie już dawno po czasie (zwłaszcza ostatnie drzwi w Swingach działają masakrycznie wolno). A przecież nawet nie mam pewności czy chcesz jechać moim tramwajem, czy może idziesz do 26, do centrum handlowego, albo po prostu umówiłaś się z koleżankami na przystanku. Aha, i oczywiście zdajesz sobie sprawę, że kiedy Ty wejdziesz już do tramwaju, to na przystanku może się pojawić kolejna pasażerka? Na nią też zaczekamy? A na kolejnych kilka? A może tramwaje mają czekać z odjazdem tylko na Ciebie? ;) Potem na co drugim przystanku będzie dokładnie to samo, bo takich co uważają że tramwaj powinien na nich czekać nie brakuje. Masz pojęcie ile czasu jechałabyś wtedy z pracy do domu?

      Zasada działania KAŻDEGO środka transportu zbiorowego, niezależnie czy jest to tramwaj, autobus, pociąg, statek czy samolot, jest zawsze ta sama: przychodzi godzina odjazdu i pojazd rusza w drogę. Czy ktoś ma pretensje do pilota, że samolot odleciał o czasie, chociaż pasażer właśnie wchodził do terminala? Nie, bo to głupie. I oczywiście decyduje tzw. czas pokładowy, a nie czas zegarku spóźnionego pasażera ;) O ile więc nie masz zsynchronizowanego z ZTM zegarka, mądrze jest pojawiać się na przystanku 5 minut wcześniej. Ja tak robię (choć zegarek mam dokładnie zsynchronizowany) i jeszcze żaden motorniczy ani kierowca autobusu nie uciekł mi z wrednym chichotem, choć zdarzało mi się widzieć odjeżdżający poprzedni, lecz opóźniony kurs.

      Swoją drogą tak sobie myślę, że często mierzymy innych swoją własną miarą. Jeśli sami źle traktujemy ludzi, to raczej nie spodziewamy się po innych niczego lepszego. I odwrotnie, jeśli obchodzimy się z ludźmi uczciwie, to potrafimy sobie rozsądnie wytłumaczyć cudze zachowanie, zamiast bezkrytycznie posądzać ich o złośliwość.

      Pozdrawiam, apelując o więcej empatii na co dzień i obiecując jednocześnie odwdzięczać się tym samym :)

      P.S. W tym białym budynku na pętli siedzi pracownik nadzoru ruchu tramwajów. Każdy odjazd skrupulatnie zapisuje na specjalnej deseczce a przyspieszone odjazdy są zagrożone jeszcze surowszymi sankcjami niż opóźnienie. Jeśli uważasz, że któryś motorniczy odjechał 3 minuty za wcześnie, możesz pójść i zapytać ekspedytora czy tak rzeczywiście było. Nie bardzo widzę też sensu ruszania z pętli 3 minuty przed czasem. Ty wracasz ze swojej przerwy w pracy wcześniej, po to żeby zrobić komuś na złość? ;)

      Usuń
  8. A mnie zastanawia inna rzecz. Dlaczego, jak stoi 5 tramwajów (jadących często po tej samej trasie) w kolejce do przystanku , to wszyscy pchają się do tego pierwszego, tak że drzwi nie mogą się zamknąć. W ten sposób, to ten pierwszy szybko nie odjedzie i wbrew pozorom będzie jeszcze dłużej to trwało, niż gdyby część wsiadła do drugiego,czy trzeciego tramwaju.
    Ja czekam na 3 czy 4 i nawet mam miejsce siedzące :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądre zachowanie nowoczesnego pasażera - mówi Ci to motorniczy:) Ale uwierz ludzie są przyzwyczajeni do jazdy jak sardynki i często odnoszę wrażenie, że to lubią i sami sobie to serwują, bo podkreślam nikt ich nie zmusza do jazdy w takich warunkach - wystarczy chwilę czasami zaczekać jak napisałeś. Rozumiem, że nie zawsze ale w sytuacji o której piszesz to ewidentnie.

      Usuń
    2. Z uznaniem zauważam, że takie podejście jak Twoje, staje się w niektórych kręgach normą. Na przykład na Kieleckiej, studenci przestali wreszcie szturmować opóźnione i załadowane po dach siedemnastki, a zamiast tego inteligentnie czekają dwie minuty i jadą ruszającym z pętli, całkiem pustym tramwajem linii 33. Czyli jednak można :) Wszyscy na tym korzystają: pasażerowie siedemnastek, bo dojadą szybciej i nie aż tak bardzo wymięci; studenci, bo jadą sobie wygodnie jak paniska do samego Centralnego; a nawet (o z grozo!) motorniczy, bo będzie miał czas na Hucie odwiedzić ubikację i napić się wody. Jak mawiała moja nauczycielka w szkole średniej: myślcie ludzie, myślenie ma przyszłość! ;)

      Usuń
    3. To można łatwo wytłumaczyć również masową świadomością działania praw Murphy'ego. Schemat myślenia jest taki: każdego z nas, pasażerów, może spotkać jakieś nieszczęście komunikacyjne - no ale chyba nie aż tylu na raz? I dlatego wolą jeździć upchani jak elektronika w pudełku (raz wyjmiesz i już nigdy nie włożysz tak, by zamknąć pudełko). ;)

      Usuń
  9. Genialne te komentarze. Chyba zrobię z nich oddzielny wpis, bo wiele osób tych właśnie komentarzy nie czyta, a bardzo celnie opisaliście problem, który dotyka obu stron "konfliktu".

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja bardzo, ale to bardzo proszę, aby chociaż co trzeci wpis na tym blogu był pozytywny - w rodzaju tych początkowych. Gdzie się podziała ta ekscytacja nowymi wyzwaniami, poznawaniem zasad rządzących prowadzeniem różnego typu pojazdów szynowych, gdzie ta satysfakcja z możliwości przesiadki ze stopiątki na stodwudziestkę?

    Panie i Panowie motorowi, każda praca po pewnym czasie może stać się nużąca, wiadomo - klienci upierdliwi, a szefowie często bezlitośni, a mimo wszystko trzeba mieć na uwadze, że "klient nasz pan", a szef, to też człowiek, który ma za sobą sporo doświadczeń. Wydaje mi się, że to rozumiem.

    Panie Jarosławie, pragnę złożyć podziękowania dla Pana za przybliżenie pracy motorowego w sposób kulturalny i rzeczowy, wiele wpisów otworzyło mi oczy na ciężką i cholernie stresującą pracę, jaką Panie i Panowie wykonujecie. Życzę Panu serdecznie, aby znajdował Pan w tej pracy więcej pozytywów niż negatywów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Satysfakcja z przesiadki ze 105N na 120Na? Każdy kolejny typ tramwaju, przynajmniej za czasów złego Konstalu, miał jakieś ulepszenia, czyli nie było zepsute to, co było do tej pory, a były jakieś ulepszenia. Tymczasem Swing wygrywa ze stopiątką komfortem pracy. I tyle. W 105N jest szybsza wymiana, lepsza wentylacja wnętrza, nawet układ antypoślizgowy, choć skopany już konstrukcyjnie, jest o wiele lepszy niż nieprzewidywalna PESA na hamowaniu. Satysfakcja z przesiadki na Swinga może być więc bardzo dyskusyjna (wolne drzwi, długo puszczająca zielona linia, antypoślizg działający na zasadzie generatora liczb losowych, klimatyzacja robiąca więcej hałasu niż pracy właściwej, sterowanie ogrzewaniem i klimatyzacją, które to sterowanie w skrajnych przypadkach robi co chce i za nic ma polecenia operatora, itd.).

      Usuń
  11. z tych wszystkich komentarzy wg mnie wniosek nasuwa sie prosty - pasażerowie nie mają pojęcia jak się zachowywac w zetknieciu z komunikacja publiczna. Glupi ztm zamiast kombinowac jakimis plakietkami "jestem zyczliwy" powinien non stop uczyc pasazerow manier jakimi powinni sie charakteryzowac. ps. pracownikowi komunikacji naprawde nie jest na reke byc złosliwym itp. prodi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim to głównie ZTM, swoimi działaniami, nauczył pasażerów jak utrudniać sobie nawzajem życie. W każdym zdrowym społeczeństwie muszą obowiązywać jakieś reguły, a ZTM z profesorem Suchorzewskim na czele (to ten uczony mędrzec, który ogłosił, że pasażerowie nie będą mieli od teraz żadnych obowiązków tylko same prawa), nauczyli pasażerów, że nie obowiązują ich żadne zasady.

      Z naszych komentarzy może się wydawać, że kierowcom komunikacji miejskiej pasażerowie w czymś przeszkadzają, ale tak naprawdę kierowca i pasażer mają wspólny interes: bezpiecznie, punktualnie i w miarę komfortowo dotrzeć do celu. Jeśli ktoś lub coś przeszkadza w osiągnięciu tego celu, to uderza zarówno w pasażera jak i w kierowcę.

      Za każdym razem kiedy autobus lub tramwaj na kogoś zaczeka, komuś innemu nie uda się zdążyć na przesiadkę, do pracy, czy dokąd tam jedzie. Obserwuję to dosłownie codziennie. I nawet zaczynam czerpać z tego jakąś ponurą satysfakcję. Wczoraj kilkoro pasażerów spóźniło się na OSTATNI autobus do domu, bo wcześniej paru innym osobom nie chciało się czekać na przystanku, tylko wyszli sobie na styk. Najpierw sami opóźniali kolejne odjazdy (od pętli począwszy!) a potem pretensje do mnie, że muszą po nocy na piechotę maszerować. Jakbym zamknął im drzwi przed nosem i ruszył dalej z radosnym chichotem, to na Koło przyjechałbym punktualnie a ludzie zdążyliby na przesiadkę. A że byłem uprzejmy, czekałem, pomagałem itd. to odbyli sobie półgodzinny spacerek przed snem. Pasażerowie pasażerom zgotowali ten los.

      Usuń
  12. Na znaczku jest napis "Więcej życzliwości w komunikacji miejskiej" ... jest to skierowane do wszystkich pasażerów , aby nawzajem sobie pomagali i nie utrudniali niepotrzebnie podróży. Chodzi o to , aby promować wśród pasażerów kulturalne zachowania wobec samych siebie. Jeśli większość motorniczych zacznie nosić te znaczki to być może cośkolwiek się w tej materii zmieni, choć pewnie nie będą to zmiany diametralne i znaczące na dużą skalę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jasne! Zapnij panie motorowy znaczek w klapę a pasażer zjedzie Cię inaczej. Od kiedy to pasażer umie czytać? Nie umie czytać, słuchać, zachować się by nie utrudniać pracownikom i współpasażerom życia. I to za przyzwoleniem decydentów.
    Nie dziwię się że Jarek przestał pisać euforycznie o swojej pracy. W końcu mija mu czas niewinności i ufności w ludzi. Powiem z doświadczenia...będzie gorzej. I jak sobie z tym poradzi dopiero wtedy będzie mógł na nowo poznać swoją pracę i ewentualnie ją polubić. Innego wyjścia nie ma. Albo lubisz tę robotę albo rezygnujesz. Mówcie co chcecie ale w naszej pracy wytrzymują tylko ci którzy na prawdę lubią to robić, nie ważne z jakiego powodu i zboczenia;)
    Hipolit

    OdpowiedzUsuń