piątek, 27 grudnia 2013

Wyrzucili mnie.

Chwytliwy temat.
Nie poczułem się dobrze, gdy dotarła do mnie pewna wiadomość.
Skoro jednak życie trzeba traktować swobodnie jak w w tej piosence, to zacznę od dowcipu:

Dzwoni motorowy na dyspozytornię.
- Szefie, bo psa przejechałem. Co robić?
- Kopnij go gdzieś na bok i jedź dalej. Nie rób zatrzymania.
Po kilku minutach kolejny telefon.
- Szefie, kopnąłem go na bok, ale nie wiem co mam zrobić z radiowozem.

I może byłby to śmieszny dowcip, ale w samą wigilię Świąt Bożego Narodzenia musiałbym wykonywać podobny telefon.
O mały figiel i miałbym klasycznego dzwona z samochodem policyjnym typu blacharnia.
Panowie policmajstrowie sobie beztrosko wjechali na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. Centralnie na placu Unii Lubelskiej.
I gdybym nie znał się na niefrasobliwych kierowcach, tak jak się znam i gdyby nie szkolił mnie jeden z najlepszych instruktorów w Tramwajach Warszawskich, to przydzwoniłbym centralnie w szoferkę.
Znaczy byłoby walone (taka nomenklatura tramwajowa).
Jednak hamować zacząłem już w momencie, kiedy radiowóz zbliżał się do torowiska.
Tylko moje doświadczenie uratowało życie średnio rozgarniętego kierowcy.
Myślicie, że przeprosił? A może podziękował?
Heh. Zwyczajnie uciekł, przy okazji zajeżdżając drogę tramwajowi jadącemu z przeciwnej strony.

Na szczęście była to jedyna, groźna sytuacja w ciągu całego dnia.
Pewnie dlatego, że większość warszawiaków wyjechała do rodziny na święta har har har. Taki żarcik.

Wstęp poczyniłem, to teraz przejdę do sedna.
Albo nie. Jeszcze nie.
Bo w końcu trzeba coś o prezentach świątecznych napisać. Wszyscy się chwalą, to mogę i ja.

Mikołaj świetnie trafił.
Kupił mi w prezencie dyktafon.
Teraz mogę sobie zapisywać cyfrowo to, co mi do łba strzeli.
Na przykład rodzaje pocisków, albo to, że mnie przenieśli na Pragę co wywołało głęboką frustrację z objawami depresyjno - maniakalnymi.
Ah, no i wygadałem się, ale nie jest to cała prawda.
Ale wracając do frustracji.
Zadzwonił do mnie kumpel (zwykły, szary pracownik) i powiedział, że podobno przenieśli mnie na Zajezdnię Praga.
Trochę mi się słabo zrobiło, nie powiem. Bo to mi ani nie po drodze, ani dojazd dobry. Z nocnego blisko pół kilometra piechotą przez Szmulki.
Tak tak, z nocnego, bo jak wiecie dobrze - w końcu czytacie tego bloga - motorowi pracują od trzeciej rano do trzeciej rano. Oczywiście w zmianach, ale trzeba dojechać czasami na 3:15 czy wyjść z pracy o 2:45.
Takoż jak wspomniałem, nie byłem zadowolony i kilka nieprzyjemnych słów sobie na mój nowy dyktafon nagrałem.
Żółć przepełniała mnie przez całe święta, bo nie miałem jak potwierdzić tej jakże niemiłej dla mnie wiadomości.
Po przemyśleniu całości i w świetle wydarzeń, które nastąpiły później, postanowiłem jednak nie przelewać na papier mojej frustracji.
Kilka dni z tym czekałem, żeby niepotrzebnie fermentu nie robić, bo napisać duby smalone łatwo, ale odkręcić je jest trudniej niż babcine weki.
Okazało się, że owszem - przenoszą mnie, ale nie na Pragę, a na Wolę.
A ja przecież chłopak z Czerwonej Woli jestem. Tam się wychowałem.
Jedyne, czego żałuję to fakt, że nikt do mnie nie zadzwonił. Nikt nie uprzedził oficjalnie, albo chociaż pół oficjalnie.
Dużo lepiej bym się poczuł, gdyby kierownik dał mi jakiś znak - sygnał, że dla dobra ludzkości muszę wykonać ten mały krok i wesprzeć szeregi motorowych na Woli swoją osobą.
Wiecie, takie korporacyjne blah blah blah dla podtrzymania morale i inne tam takie sratatata.
I ja bym wtedy powiedział, że nie ma czasu do gadania, bo moi ludzie mnie potrzebują!
Zawinąłbym pelerynką i poleciał niesiony siłą mięśni i mocy nadprzyrodzonych.
Wszystkiego jednak dowiedziałem się dopiero w piątek (w sumie to jedyny dzień, w którym mogłem się czegokolwiek dowiedzieć).
Pogadałem z kierownikiem, opowiedziałem o moich wątpliwościach, a on mnie wtedy oświecił, że nie skazuje mnie na praską banicję, a wysyła z misją na Wolę.
Humor od razu mi się poprawił.
Bo chociaż z faktu przenosin zadowolony do końca nie byłem, to jednak Zajezdnia R1 jest bliska mojemu sercu, bo tam się uczyłem prowadzić tramwaje. Tam się wszystko zaczęło.
Tam też pracuje Patron, który szlifował mnie na początku kariery w Tramwajach Warszawskich.
Mam nadzieję, że zostanie mi on przydzielony ponownie.
O kierowniku nic nie będę pisał, bo mi potem ktoś zarzuci, że cukruję :)

Czyli jednym słowem, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
I nie trzeba ufać niepotwierdzonym wiadomościom.
Nie zmienia to jednak faktu, że gdybym sam do kierownictwa nie poszedł, to nadal bym pracował w błogiej nieświadomości.

No to ten tego, Szczęśliwego Nowego Roku i aby Wola okazała się być miejscem, gdzie dobro zwycięża.

16 komentarzy:

  1. A żebyś wiedział, że tytuł chwytliwy temu postowi dałeś... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Grrrr, nie strasz!
    Hmm... na Wolę? To będę wypatrywać, bo jak dwa przystanki od zajezdni pracuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Jarku,
    Nie Ty jeden zostałeś w ten sam sposób przeniesiony.
    Mój małżonek trafia właśnie na Pragę. Niby bliżej domu, ale od nowa będzie się musiał uczyć tras, zwrotnic, cyklów świateł i zwyczajów na zajezdni...
    Szkoda tylko, że oficjalnie nie otrzymał do tej pory żadnego papierka, czy choćby telefonu o przeniesieniu. Zwyczaje dosyć kontrowersyjne, bo jednak to Wy MOTOROWI jesteście filarem tej śmiesznej firmy i Was powinno się dopieszczać i o Was dbać jak o porcelanowe cacuszka.
    No cóż, jedyne co mogę Wam teraz życzyć, to byście się szybko i w miarę bezstresowo zaaklimatyzowali w nowej rzeczywistości...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też dziwi sposób załatwiania przenosin.
    Ale to i tak lepiej, niż mają w autobusach.
    Tak, jak motorowi są filarem firmy, tak wyborcy są filarem państwa.
    I co to zmienia? ;)
    Tyle dobrego, że zajezdnia mniejsza i mniej się trzeba wozów naszukać :)
    Miłego królowania na Pradze życzę Jackowi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odnoszę wrażenie, że w TW sami nie wiedzą czego chcą. Niedawno Prażaków i Wolaków przenosili na R4 było też i kilku Gołkowiaków w tym pakiecie promocyjnym. Teraz znowu mieszają tym kołem fortuny. Ja zostałem przeniesiony służbowo z R3 do R4 Pingwinowo równiuteńko 27 lat temu. Wtedy narzekałem bo mieszkałem na Mokotowie, dojazd przez cale miasto. A co do rozjechania ,,policyjnej suki’’ ja bym sobie nie darował przepuszczenia takiej okazji. Gdybym miał na torach straż M, lub psów nigdy nie zahamuję ! dodam jazdy , powiem że się pomyliłem w razie co. Generalnie hamuję kolosa gdy na szynach widzę myszkę , kreta, węża, ptaka, kota, jeża czy innego zwierza. Jarku nareszcie zaczynasz rozumieć że będąc motorniczym jesteś tak naprawdę niczym. Robią z nami co chcą. A może już wkrótce obaj zostaniemy przeniesieni do R5 Żerań Wsch? Hmm? Nic nie wiadomo będziesz tam miał dobrze na R5 bo ja jestem kierownikiem zakładu. Ciebie zrobię kierownikiem ruchu, czy takie stanowisko ci pasuje ? a może masz większe aspiracje i chciałbyś zostać moim zastępcą ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, musimy się w TW zacząć przyzwyczajać do „mądrych” rządów młodych, zdolnych, atrakcyjnych specjalistów od marketingu i zarządzania :( Było kwestią czasu zanim ta zaraza dotrze i do nas. Nie takie firmy rozwalały już te dzieci excela i powerpointa :/ Dawniej zakłady cieszyły się autonomią, prawie wszystko dawało się załatwić u siebie na zajezdni. I prawidłowo, w końcu kierownicy i dyspozytorzy lepiej znali potrzeby swojego zakładu i swojej załogi niż centrala na drugim końcu miasta. A teraz muszą tylko bezkrytyczne wykonywać polecenia obłąkanych królów wirtualnej rzeczywistości z siedmiogrodu, którzy najwyraźniej sami nie wiedzą co robią ani czego chcą (poza cieciem kosztów, bo to jedyne czego ich uczono w wyższych szkołach nieróbstwa i marnotrawstwa czasu). Czy ten nasz prezes to jeszcze w ogóle żyje, czy specjaliści od marketingu i zarządzania zastąpili go już jakimś sobowtórem, który co jakiś czas pomacha tylko ręką, uśmiechnie się do kamery albo podpisze jakiś papier na oficjalnej uroczystości?

      Usuń
  6. Tak jest! Będziemy rządzić wspólnie i wprowadzimy taki chaos, że w końcu będzie normalnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pracowałbyś w błogiej nieświadomości, a na Woli leciałyby nieuzasadnione nieobecności w pracy... :^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem o takiej sytuacji.
      Całkiem niewesoła.

      Usuń
  8. Teraz jeżdżę na popołudnia, ale po przemówieniach może się to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Teraz jeżdżę na popołudnia, ale po przemówieniach może się to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Eh. Głupia korekta w telefonie.
    Chodziło o przeniesienie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale teraz to będziesz miał nowe tematy do wpisów - toż to jak prezent dla blogera! Bym życzenia złożyła, ale przychodzi mi tylko do głowy coś a'la "stopy wody pod kilem" - w wersji dla tramwajarzy to jak będzie? Acha i jeszcze miałam ładnie poprosić o wpis wyjaśniający takie określenie "szyny po napawaniu".

    OdpowiedzUsuń
  12. Dla nas ważne jest, żeby szyny były proste i błyszczały. Wtedy nie ma zbyt częstych poślizgów.
    Skrobnę słówko o napawanych szynach w następnym wpisie. Specjalnie na życzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. głupie pytanie ale musze zadać, widzisz na czerwono Błąd na wyświetlaczu, błąd hamulca, lub inne błędy których nie powinno być bo zagrażają, a wy i tak jeździcie dalej jak to możliwe, przecież za coś takiego można sobie narobić problemów z prawem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od ponad roku nie pracuję już w TW, więc powiem krótko - taki problem, to nie problem :)
      Ogólnie rzecz ujmując jest tak, że jeżeli faktycznie występuje awaria, to się z tramwaju wyprasza pasażerów i zjeżdża na zajezdnię.
      Więc gdy następnym razem zobaczysz jakieś obrazki na wyświetlaczu, to nie wpadaj w panikę :)
      Motorowi znają się na swojej pracy jak nikt inny.

      Usuń