poniedziałek, 20 stycznia 2014

Demon w telefonie

Się tak zastanawiam, czy pisać, czy nie pisać.
Zawiesić bloga, czy skrobać.
Bo prawda jest taka, że nie da się ciągle pisać w samych superlatywach.
Na przykład o linii 10 złego słowa nie mogę powiedzieć.
Rozkład pięknie napisany, nie trzeba się śpieszyć. Można poczekać na dobiegających i czasami odpuścić jeden cykl świetlny.
Dobra robota ZTM!
Podobnie rzecz ma się z linią 14.
To jest taki jakby transformer. Wyjeżdża z zajezdni jako linia 1, potem się przebiera w 10, by na koniec przedzierzgnąć się właśnie w linię 14.
Trochę to wprowadza fermentu wśród pasażerów, ale na pewno ułatwia życie planistom i wykorzystuje w pełni tabor, bez potrzeby wyprowadzania dodatkowych składów na szlak.
Podoba mi się.
Jedyny mankament, to uciążliwy proces zmieniania tablic. Czasami trzeba się mocno nabiegać, ale w nowszych modelach, gdzie wyświetlacze są elektroniczne, to dla motorowego takie zmiany numeracji nie stanowią większego problemu.
Jest klawo.

Schody zaczynają się w momencie, gdy na twojej drodze stanie, albo co gorsza na nią wejdzie nierozgarnięty pieszy.
Tak właśnie miałem w okolicach Dworca Wileńskiego.
Jest tam standardowy skręt (od strony Starego Miasta).
Tramwaj sobie stoi grzecznie na światłach, a gdy dostanie sygnał startu, to sobie spokojnie wjeżdża na przystanek.
Przedtem jednak jest przejście dla pieszych i o tym właśnie przejściu będzie historia.
Ludzie tam dostają małpiego rozumu i nie patrzą.
Ba, nawet nie słuchają.
Biegają sobie tam i sam, a to do autobusu, a to by po prostu szybciej pokonać 3 metry po torowisku.
Trzeba się do tego przyzwyczaić.
Dlatego zawsze wjeżdżam tam z wciśniętym dzwonkiem ostrzegawczym.
Bywa, że muszę go użyć ponownie, by zwrócić uwagę pieszego na czterdzieści ton żelaza i stali w postaci tramwaju.
Jednak nie zawsze się to udaje.
I tak właśnie było wtedy, gdy pani pisząca SMSa nie zwróciła uwagi ani na światła, ani na nadjeżdżający tramwaj, ani na dwa dzwonki ostrzegawcze.
Dodam, że z przeciwnej strony inny skład ruszał z przystanku.
Ona i tak weszła.
Całe szczęście, że zwolniłem do minimum, bo nie byłem do końca pewny, czy kobieta zdaje sobie sprawę, w jakiej rzeczywistości funkcjonuje.
No i nastąpiło BUM w tramwaj.
Bardziej ona weszła na wagon, niż tramwaj ją uderzył.
Ale stres jest.
Najgorszy moment był wtedy, gdy po uderzeniu dziewczyna się przewróciła i zniknęła z mojego pola widzenia.
Nie wiedziałem, czy się odbiła i upadła na pupę, czy wciągnęło ją pod koła.
Horror.
Zatrzymałem wagon na środku skrzyżowania i wyszedłem (a właściwie wyskoczyłem) sprawdzić jaki jest stan rzeczy.
Na szczęście okazało się, że wystąpiła wersja z upadkiem na pupę.
Podniosłem panią, zapytałem jak się czuje, sprawdziłem odruchy i zaprosiłem do środka tramwaju.
Ona oczywiście jak nakręcona, że przeprasza, że się zagapiła, że przeprasza, że nic jej nie jest, że przepraszam, że się zagapiła, że ona do pracy, że przeprasza...
Znaczy nie jest najlepiej.
Zawiadomiłem Centralę Ruchu i po kilku minutach nadciągnęły posiłki z Nadzoru.
Panowie sprawnie zajęli się sytuacją, wezwali karetkę (chociaż pani nadal twierdziła, że nic jej nie jest i chce do pracy już jechać) i przystąpili do standardowych czynności.
Po kolejnych kilku minutach przyjechała karetka, panowie Ratownicy zadali kobiecie kilka testowych pytań i zaprosili do wnętrza swojego wehikułu by spisać dane i być może zbadać dokładniej.
I w sumie to by było na tyle.
Pani po opuszczeniu ambulansu jeszcze raz mnie przeprosiła za swoje gapiostwo.
Mogłem się tylko uśmiechać. Bo przecież nie będę pokazywał, że bardzo się tym przejąłem, a w głowie ciągle siedzi mi wersja z wciągnięciem pod koła. Dobra mina do słabej gry.
Po niecałych 20 minutach mogłem jechać dalej.

Najbardziej zaskoczyła mnie reakcja ludzi.
Wiecie, że nikt nie żałował tej pani? Nikt nad nią nie utyskiwał.
WSZYSCY chcieli jechać dalej. Wszystkim się śpieszyło. Niektórzy nawet próbowali wszczynać awantury, by przyśpieszyć proces.
No dobra, nie wszyscy.
Jeden pan, który jak się potem okazało był kierowcą - weteranem, podał mi numer telefonu do siebie i powiedział, że chętnie będzie świadkiem, bo widział, że jechałem z atencją i że używałem sygnałów dźwiękowych i że to ta pani wtargnęła pod jadący tramwaj.
Podziękowałem mu wylewnie.
Takie wyjątki przywracają wiarę w człowieka.

Jedna rzecz mnie tylko zastanawia.
Motorowy nie może jeść, pić czy rozmawiać przez telefon w trakcie jazdy (o papierosach nie wspominam, bo palenie w kabinie powinno być karane pręgierzem). Te czynności rozpraszają uwagę i takie tam sratatata.
Ale potrącenie człowieka nie rozprasza.
Można jeździć.
Jak dla mnie - dziwaczne.

14 komentarzy:

  1. Masz pełne prawo po takim zdarzeniu odmówić dalszej jazdy w tym dniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawo mam i owszem, ale chyba firma nie płaci za godziny, które wynikną z wykorzystania takiego prawa.
      Uczciwie powiem, że nerwy mi zeszły dopiero następnego dnia.

      Usuń
    2. Denerwują mnie tacy ludzie co sie zagapią w komórkę czy w coś i cały świat dla nich nie istnieje a później są wypadki. Ta Pani pewnie już będzie bardziej ostrożna. a tak po za tym to bardzo podoba mi sie Pana blog ogólnie tematyka związana z tramwajami i komunikacją miejską mnie bardzo interesuje. Nie przeczę moim marzeniem jest zostać motorniczą mimo że to bardzo odpowiedzialny zawód no... i też kurs na motorniczego drogi :( To mnie w sumie najbardziej pozbawia tego marzenia.......

      Usuń
  2. No nie zazdroszczę. Wypadki i kolizje to stres na całego.
    Pisz dalej, czasem łatwiej na duszy, jak ktoś wysłucha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto Ci pozwolił prowadzić po zdarzeniu z człowiekiem ? To skandal.!!! Jarek ! trzymaj się! nie przestań smarować na blogu. Bo nie o to chodzi ,,by złapać króliczka ale by gonić go''... Współczuję Ci że miałeś taki ,,chrzest bojowy'' ale to tak jest w tym zawodzie, jest to wpisane w karierę zawodową. Ale jak by się coś stało więcej to też pamiętaj ; TOBIE TEŻ NIKT RĘKI NIE PODA PO ZAWINIONYM ZDARZENIU.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspolczuje Jarku wyjatkowo stresujacej sytuacji...dziewczyna miała szczescie w nieszczesciu ze wyszla calo z takiej sytuacji...ach te gapiostwo mlodziezy i nowoczesne gadzety w rekach...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jarku ! wszyscy są omylni... tylko my musimy ich chronić ! https://www.youtube.com/watch?v=WLKk00OYKhU

    OdpowiedzUsuń
  6. Jarku, bardzo Ci współczuję tego przykrego doświadczenia. Miejmy tylko nadzieję, że to Twój pierwszy, ale i ostatni raz.
    Super,że masz prawdziwego świadka zdarzenia, bo nigdy nic nie wiadomo...
    Trzymaj się i nie przestawaj pisać. Twój blog jest bardzo fajny i szkoda by było, gdybyś zaprzestał pisania przez jakąś lalę, która ma w głowie sieczkę i guziki zamiast oczu.

    OdpowiedzUsuń
  7. A teraz wyobraźmy sobie, że pani, zamiast Jarkowi na Wileńskim, weszłaby pod jadący zgodnie z rozkładem tramwaj linii 6...

    http://krzycholandianews.blogspot.com/2014/01/w-szynowym-kosmosie-technika-jazdy.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsze koty za płoty. Nie ma co się rozczulać nad zdarzeniem, nad sobą czy ludzką głupotą w postaci pieszej. Było, minęło. Trza jechać dalej. 90% motorniczych ma na koncie jakieś zdarzenie z człowiekiem i w takich sytuacjach są dwa wyjścia: zostać albo rzucić te robotę. Ale tramwajarze są jak koty - odporne, uparte i ciężko ich zniechęcić do czegoś co lubią. Bo nie oszukujmy się ta robota jest dla tych co lubią to robić. Więc głowa do góry czapka na głowę kij wekslowy do reki i jazda!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciężko lubieć bardzo tę prace , gdy wszyscy wokół robią na złość tramwajarzom. Piesi , kierowcy pojazdów obcych, inżynierowie ruchu,planiści od wyśrubowanych rozkładów jazdy,sama firma również dokłada 3 grosze poprzez stawianie sprzecznych ze sobą wymagań.Jak się to wszystko zbierze do całości to wychodzi niezły bałagan.Jest bardzo duże pole do zmian na lepsze tylko kwestia taka czy coś się zmieni w przyszłości w tej materii.Bądźmy dobrej myśli, gdyż wiara czyni cuda:)

    OdpowiedzUsuń
  10. pisz tym bardziej - przez ten post tysiąc razy się porozglądam zanim wejdę na przejscie. Twoj blog ma naprawde walor edukacyjny. No i ja przez Ciebie bardzo polubilam tramwajarzy :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie do końca się zgodzę , że linia 10 jest taka spokojna rozkładowo(fakt w godzinach szczytu jest sporo czasu na przejazd)...owszem gdy światła przypasują to jedzie się elegancko w czasie ...ale gdy coś pójdzie na trasie nie tak , a czesto tak sie zdarza to można przyjechać na kraniec -6 bo wszystko po kolei zajeżdża i nijak jest jak odrobić stracony czas...nie lubie tej linii osobiscie zdecydowanie wole 17stke albo 4kę...

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak samo linia 26...w kierunku Górczewskiej przyjeżdżałem przed czasem, natomiast w kierunku Annopola za każdym razem od -4 do nawet -9.Horror.

    OdpowiedzUsuń