sobota, 9 listopada 2013

Kolizyjnie, ale z fasonem

To był dziwny tydzień.
Poniedziałek zaczął się od ciosu w plecy z zaskoczenia.
W sumie od kiedy pracuję w Tramwajach Warszawskich, to nazwy dni tygodnia nie mają dla mnie większego znaczenia, bo niedziele i tak wypadają mi albo w czwartek, albo inny dzień.
Jednak jakoś trzeba zacząć, więc niech będzie poniedziałek.

Dostałem wóz.
Skład jak skład. Niby działa, niby się toczy, trochę słabo hamuje, ale dam radę - w końcu dzisiaj tylko dwa kółka i do domu (znaczy na zajezdnię).
Ale dobrze to on jeździł po zajezdni, czyli tam, gdzie maksymalna prędkość osiągana to 15 km/h.
Jednak po wyjechaniu za bramę rozpoczął się prawdziwy pokaz mocy Ducha Maszyny.
Dodam, że ten Duch nie miał ochoty współpracować tym razem. Narowisty był znaczy się.
Jak mi nie szarpnie przy ruszaniu. Raz, drugi. Potem z hamowaniem nastąpiły jakieś problemy.
Żeby zatrzymać się na drugim przystanku, to musiałem rozpocząć hamowanie jakieś 100 metrów przed nim.
Potem drzwi się nie chciały otworzyć, bo hamulce szczękowe nie chwytały. Trzeba było "szynowe rzucać".
No i ponowne szarpanie przy ruszaniu, ale takie, że prawie z fotela spadłem :)
Ugh... Nie pojeździmy sobie.
Szczęście w nieszczęściu, że jeden z Patronów akurat wracał do domu i był moim pasażerem.
Szybko podjął działania zapobiegawcze, a ja w tym czasie przez SNRT informowałem Centralę Ruchu, że tramwaj odmówił posłuszeństwa i trzeba będzie zjechać nim na zajezdnię.
Wspólnie ogarnęliśmy problem i po przejechaniu całych dwóch przystanków musiałem wrócić do macierzy.

Wtorek i środa przycupnęły za krzakiem jak ten ukryty smok i przyczajony tygrys, by w czwartek uderzyć z podwójną siłą wodospadu.

No i zaliczyłem pierwszą kolizję.
Jeszcze żebym to ja się wbił w samochód, żeby moja wina była, żebym chociaż na czerwonym świetle przejeżdżał.
Ale nie.
Gość musiał wjechać w bok tramwaju. Przy prędkości 20 km/h (może było 25).
I w nos można sobie wsadzić te wszystkie, durne kampanie telewizyjne, w których wciskają ludziom do głów, że to prędkość jest odpowiedzialna za wypadki.
Guzik tam prawda.
To jedynie ludzka głupota i gapiostwo.
No bo jak można wjechać w tramwaj, który rusza z przystanku, daje sygnały dźwiękowe, świeci światełkami i ma zielone światło?
No jak?
Ano właśnie tak.
Wystarczy skręcać sobie w prawo i nie patrzeć na boki, no bo przecież skoro jest zielona strzałka, to można wbijać.
Tylko szkoda tramwaju, bo droga hamowania jest długa i przez to cały bok został zniszczony, blachy pozrywane i nawet obudowa baterii lekko uszkodzona.
Kierowcy nic się nie stało, ale co się nerwów nazjadałem to moje, bo martwiłem się o pasażerów, którzy przy tak ostrym hamowaniu mogli się poprzewracać.
Jednak wszyscy byli cali i po otwarciu drzwi szybciutko się ulotnili - nikt nie lubi być świadkiem.
Pan kierowca był bardzo miły.
Uścisnął prawicę, pomógł pozbierać blachy, przeprosił i przyznał się do winy jak tylko nasi chłopcy z Nadzoru Ruchu przybyli.
Wszystko poszło sprawnie, porozrzucane części zapakowaliśmy do tramwaju i 12 minut po incydencie już mogłem ruszyć dalej.
W sensie, że do najbliższej pętli i abarot na zajezdnię.
Tyle dobrego, że to był ostatni pół-kurs i do stacji macierzystej zjechałem praktycznie o czasie.

Piątek zaczął się od telefonu.
Dyspozytor bardzo miłym głosem zakomunikował mi, że ma do mnie prośbę.
W sumie to bardzo miły sposób wydawania poleceń. Podoba mi się.
Prośba dotyczyła objęcia służby na konkretnej linii w konkretnym przedziale czasowym.
I nie byłby w tym nic dziwnego, gdyby nie trafił mi się pierwszy SWING w życiu (znaczy tramwaj taki).
Niby szkolenie przechodziłem, niby czytałem instrukcję kilka razy, niby powinienem ogarniać temat.
Jednak co innego obrazki i książeczki, a co innego praktyka na mieście z pasażerami, w deszczu i z zaparowanymi szybami.
Przed wyjściem mocno się denerwowałem, a wydarzenia dnia poprzedniego wcale nie poprawiały mi humoru.
Ale jak mus, to mus.
Jako ten Mefistofeles, który musiał się skąpać w święconej wodzie po szyję.
I byłem bardzo pozytywnie zaskoczony - nie parzyło :)
Wielce wygodnie podróżuje się tym typem tramwaju.
Fotel dopasowany z podłokietnikami z obu stron, wszystko widać, kamerki pokazują dokładnie pasażerów na przystanku, inna kamera odkrywa tajemnice lewej strony wagonu, do tego dochodzą bardzo dobrze umieszczone lusterka z pełną regulacją i kilka innych ułatwień życia motorowego.
No czad wypas i full na maxa. Tak to ja mogę pracować.
Byle się maszyna nie psuła.
Jednakże po zrobieniu jednego kółka musiałem wóz przekazać zmiennikowi. Aż szkoda było wysiadać.

Pół godziny później przejąłem kolejny tramwaj, a pod koniec zmiany na jednym z przystanków do kabiny zapukał ponury, duży, łysy pan.
Okazało się, że oto przybył mój Patron. Ucieszyłem się jak ten głupi, aż się opiekun zdziwił.
No, ale ja tak mam. Wiem, dziwny jestem.
Z takim aniołem stróżem to ja niczego się nie boję "choćby niedźwiedź, to ustoję". Kawał chłopa z ogromnym doświadczeniem, czyli jeżeli wyczerpie wszelkie opcje techniczne, to samojeden potrafi zepchnąć tramwaj spod izolatora.
Droga powrotna upłynęła nam na wymianie opowieści tramwajowych i przekazywanych przez Patrona mądrościach życiowych. Przez niecałą godzinę poznałem kilka nowych tajemnic i chwytów motorowych (taka szkoła walki bez walki).
Szkoda, że tak rzadko można korzystać z tego typu wspomagania.
Przekazywanie wiedzy to podstawa sukcesu, a doświadczenia nigdy zbyt wiele.

Ot życie motorowego - szare, długie i .. całkiem znośne.
I wypłata przyszła na konto. Terminowo jak zwykle.
Teraz mogę zaśpiewać Jezu jak się cieszę, z tych króciutkich wskrzeszeń.


5 komentarzy:

  1. Dobrze się Pana czyta :)

    Mam pytanie: Czy jest jakieś logiczne wyjaśnienie częstotliwości pojawiania się tramwaju nr 1? Często widzę dwie 1-ynki jadące jedna po drugiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta linia jeździ co kilka minut.
      Wystarczy niewielki korek na mieście, popsute światła lub bęcwał w samochodzie blokujący przejazd przez skrzyżowanie.
      Czas w ten sposób stracony jest wielokrotnie nie do odrobienia i druga linia dogania tę pierwszą.
      Bywa również tak, że z powodu opóźnienia z pętli wyjeżdżają dwie "Jedynki" równocześnie.
      Takie cuda będą się teraz działy na linii 6, bo jakiś bardzo mądry pan planujący z ZTMu ustawił przerwy na pętli na 2 minuty.
      Dodam, że światła przed wjazdem na pętlę KOŁO potrafią przytrzymać tramwaj przez ponad półtorej minuty.
      Ergo - tramwaj nawet będąc o czasie, wjeżdża na kraniec KOŁO opóźniony.
      Tym to się powinny jakieś media zająć normalnie, bo taki rozkład jazdy powoduje obniżenie bezpieczeństwa pasażerów.

      Usuń
    2. Cóż, każdy chce żeby tramwaj na niego zaczekał. Więc czekam. Potem Ty czekasz sobie na opóźniony tramwaj. A kiedy się wreszcie doczekasz, przyjeżdżają dwa na raz. Co strasznego się stanie, jeśli zaczekam kilka sekund na kogoś biegnącego? Właśnie to.

      Tramwaje są dla pasażerów, a nie dla rozkładów jazdy. Jak pasażerowie nie chcą, żebym odjeżdżał z przystanków punktualnie, to ja nie będę ich na siłę uszczęśliwiał.

      Usuń
  2. Powinni całkowicie zlikwidować postoje tramwajów na pętli. !!!! !!! !! Mało tego, genialnym pomysłem byłoby skrócenie manewru zawracania na tych pętlach przez podniesienie prędkości z 15km/h do 50km/h. Następnym pomysłem na podniesienie bezpieczeństwa w ruchu jest wprowadzenie trzeciej premii, a jej widełki to 99% do 100% punktualności w ruchu miejskim pojazdem szynowym. Uzbroić motorniczych w kałasze, tak aby sami między sobą mogli wymierzać sprawiedliwość gdy któryś pociągnie na trasie peleton. A i jeszcze zakupić więcej radarów do pomiaru prędkości, podnieść instruktorom plan pisania raportów do 100 dziennie, I BEeeeDZDZDIE DOBRZEEEE JA WAM TO MÓWIĘ. po pijaku mówię ! och ! profilaktyka przecie, muszę pić aby nie zwariować.

    OdpowiedzUsuń
  3. To się nazywa Matki Boskiej Pieniężnej i jest comiesięcznym świętem klasy pracującej.

    OdpowiedzUsuń