piątek, 22 listopada 2013

Pierwsza brygada

Mógłbym napisać o głupkach, idiotach, kretynach, bęcwałach, cymbałach, baranach, krowach i osobnikach wszelkiego autoramentu z mózgami nieskalanymi wyobraźnią i pomyślunkiem nie sięgającym dalej niż maska samochodu.
Mógłbym też napisać o pani, do której wysiadłem na środku skrzyżowania i w prostych, żołnierskich słowach wyjaśniłem, że pół metra to odległość wystarczająca na zjechanie z torowiska.
Parę zdań mógłbym również skreślić na temat księżniczek z kubkami od Starbucksa (bo pewnie ich na iPada nie stać), które dystyngowanym krokiem przechadzają się w okolicach przystanku, a gdy tramwaj nadaje sygnał zamykania drzwi, to są szczerze zdziwione i rozczarowane życiem, że wredny motorowy nie poczekał.
Dziwne, co nie?
W sumie to nie wiem, skąd w narodzie przekonanie, że tramwaj czeka.
Przecież istnieje coś takiego jak rozkład jazdy, a dokładnie godziny odjazdów z przystanków.
I tego będziemy się trzymać. My, znaczy motorowi.
Co innego ludzie którym zależy, czy starowinki, które siłą rzeczy biegać nie mogą.
Można też pisać o zajeżdżaniu drogi, blokowaniu torów, a nawet wchodzeniu NA tramwaj.
Poważnie.
Jeden znajomy potrącił (na szczęście nic poważnego się nie stało) dziewczynę, która weszła wprost na tramwaj ignorując dzwonki ostrzegawcze.
Oczywiście co miała na głowie? Czapkę? Neeee. Były to słuchawki wygłuszające.
Jak się okazuje, to wcale nie jest taka znowu kuriozalna sytuacja : link do Google.
Co przypomniało mi o jeszcze jednym typie ludzi, o których mógłbym napisać.
Rozmówcy.
To to jest ubaw po pachy. Szczególnie, gdy taki biegnie.
Bo przerwanie rozmowy jest zbyt trudne. Trzeba koniecznie gadać i biec.
Wielu nie potrafi wykonać tej arcytrudnej czynności i przez to wyglądają dość śmiesznie.
Bywa, że koordynacja ruchowa siada i wtedy można zaobserwować ruchy jakie wykonywali zarażeni ludzie w filmie World War Z (tam zombie biegały z opuszczonymi rękami). Tylko patrzeć, kiedy wyrżną głową w bok tramwaju lub przewrócą się na schodkach.
Coś jak bieganie z rękami w kieszeniach, tylko śmieszniej.
Ale nie będę się nad tym rozwodził. Każdy biega, jak lubi.
Napiszę za to o kolejnej tajemnicy tramwajów.

Brygady.

Ostatnio na krańcu Młociny (to tam, gdzie ostatnia stacja Metra jest), podczas gdy czerpałem przyjemność z przerwy na linii 33, podeszła do mojej kabiny dziewczyna o perłowych włosach. Ładniutka.
Kanapkę właśnie konsumowałem, więc mnie nieco zaskoczyła.
Sytuacja była o tyle dla mnie dziwna, że dziewczę weszło do tramwaju jakieś pięć minut wcześniej, usadowiło się wygodnie i czekało spokojnie.
Z sąsiedniego toru właśnie odjechało drugie 33.
Wtedy dopiero piękna pasażerka zdecydowała się zasięgnąć informacji standardowej.
Więc zapytała:
- Za ile pan jedzie?
Aż się chce wtedy odpowiedzieć, że za 4,40 PLN, ale nie wypada. Więc postarałem się być miły i sympatyczny.
Odpowiedziałem, że za około 10 minut.
Panienka była bardzo zawiedziona.

I wiecie, w takiej sytuacji to nawet odczytanie rozkładu jazdy niewiele by pomogło, no bo skąd człowiek ma wiedzieć, który tramwaj odjedzie pierwszy.
Otóż tajemnicę można rozwikłać odczytując prostokątne tabliczki z numerami, umieszczone z boku pierwszego wagonu.
W nowoczesnych tramwajach typu SWING ten numer ukazuje się na wyświetlaczu, ale miejsce ulokowania jest podobne.
Numer ten określa brygadę, czyli kolejność, w której tabor znajduje się na szlaku.
Siłą rzeczy możemy z tego wykoncypować, który ze składów rusza pierwszy z pętli (zwanej niekiedy krańcem).


Ot taka fotka poglądowa.

I na zakończenie poproszę, byście nie rozmawiali w otwartych drzwiach tramwaju.
Od tego jest czas spędzony na przystanku, a także środki komunikacji werbalnej typu telefon lub dla bardziej zaawansowanych geeków - krótkofalówka.
A szczytem są obywatele, którzy potrafią zablokować drzwi by dokończyć konwersację.
Ostatnio kumpel musiał wysiąść i pofatygować się do rozgadanych delikwentów. Tramwaj oczywiście odjechał z przystanku opóźniony.

3 komentarze:

  1. Przychodzimy do pracy aby narażać życie innych !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako dzielna pasażerka komunikacji miejskiej dorzucę jeszcze jeden typ ludzi - nazwa robocza to "wazony". Po wejściu do tramwaju/busa/metra z zaciętą miną umiejscawiają się przy drzwiach i żadna siła ich stamtąd nie ruszy. Szczegół, że jadą 10 przystanków, a nie jeden, czy dwa - "bo ja zaraz wysiadam". Na moim ulubionym przystanku pod Metrem Politechnika takie panie "bo-ja-zaraz-wysiadam" najczęściej zmuszam do wyjścia, wysiadając w najmniej ergonomiczny, a najbardziej zaczepny sposób. Taka jestem :P.

    A swoją drogą - dlaczego to kobity najczęściej nie używają mózgownic?

    OdpowiedzUsuń