sobota, 30 listopada 2013

Andrzejki

To taki specjalny dzień w roku, kiedy imieniny ma Andrzej, a pije cała Polska.
No, prawie cała, bo niektórzy motorowi zasuwają po szynach i na przystankach przystają.

Mi także trafił się dzień pracujący i trochę się ckniło samemu, szczególnie z powodu, iż ferajna moja ukochana prócz spotkania andrzejkowego urządziła podwójne urodziny dwóch zawodników.
Czyli impreza byłą epicka, a ja nie mogłem w niej uczestniczyć.

No i taki przygnębiony nieco podróżowałem z krańca na kraniec podśpiewując sobie pod nosem
always look on the bright side of life.
Dla tych, którzy nie rozumieją dziwnego humoru Monty'ego Pythona, zamieszczam wersję bardziej rockową w wykonaniu Acid Drinkers
Pogwizdywałem dla poprawienia humoru, a kilometry uciekały.
Ilość imprezowych Andrzejów zwiększała się wraz z upływem godzin. Część miała niejakie problemy z wysiadaniem, inni rozpoczynali proces opuszczania wagonu w momencie usłyszenia sygnału oznajmiającego zamykanie drzwi. Inni po prostu zasypiali.
Ubaw po pachy.

Ale jeden przystanek pobił rekord i zaskoczył mnie tak, że horyzont zdarzeń to pikuś przy takim zjawisku.
Dokładnie rzecz ujmując, nie był to stricte przystanek, a to co się tam wyrabiało.
Otóż podczas podjeżdżania zauważyłem kuriozalną grupę podejrzanych indywiduów, która to grupa machając rękami i błyskając flashami w telefonach rączo rozpoczęła bieg w kierunku prowadzonego przeze mnie tramwaju.
No jak nic osławieni kibole i do tego jeszcze w tym specjalnym dniu. Zdemolują mi tramwaj i uprowadzą pasażerów. Będzie masakra.
Jednak do dnia sądu ostatecznego nie doszło.
Okazało się, że to impreza andrzejkowa moich przyjaciół przyszła do mnie.
Normalnie byłem tak zaskoczony, że jedyne co mogłem robić to machać ręką jak jakaś średnio rozgarnięta finalistka konkursu piękności i szczerzyć zęby w idiotycznym uśmiechu.
Serce ściśnięte, gula w gardle i łzy w oczach normalnie.
Grupa pod wezwaniem głośno zakrzyknęła gromkie HIP HIP HURRA na moją cześć i nawet były jakieś okrzyki o pokazywaniu cycków, ale jako że aura nie sprzyjała, to obyło się bez roznegliżowanych ekscesów.
Wiele radości, uśmiechów, pozdrowień i machania kończynami górnymi.
Niezapomniane zjawisko. Będę o nim opowiadał swoim wnukom.
A co mi tam - wszystkim wnukom będę opowiadał.

Przyjaciele zrobili mi dzień (że tak pozwolę sobie parafrazować pana Clinta Eastwooda). Reszta dnia upłynęła z uśmiechem na ustach i głośnym śpiewem.
Tym razem było to Walk of Life.
Jako, że kawałek skoczny, to i głową sobie kiwałem w takt muzyki.
Nawet nie wiecie ilu kierowców autobusów mi odkiwnęło. Trafiali się również pasażerowie na przystankach.
To się nazywa przekazywać pozytywne wibracje.

Zjazd też miałem śmieszny, bo całą trasę z pętli Żerań FSO pokonałem jedynie z dwoma Andrzejami.
Nikt inny nie wsiadł. Normalnie chłopcy mieli prywatny tramwaj.
Szkoda tylko, że nie do domu.
Obaj smacznie spali aż do samej zajezdni, gdzie zostali dobudzeni i wyprowadzeni przez panów ochroniarzy.

Święta też mam pracujące, a do tego ostatni dzień grudnia również spędzę za konsoletą tramwaju.
Nie ma lekko.
Ale są jasne strony życia, bo przynajmniej w sylwestra nie będę jeździł do rana.

3 komentarze:

  1. Ale bowiem zaprawdę powiadam Ci, iż praca w dni świąteczne potęguje naszą miłość do zawodu. Jako niewolnicy wierni a rozumni służąc ludowi jesteśmy w oczach pana pełni łaski i uwielbienia. Czasami zły szatan śmieje się chytrze błyskając blaskiem świecy wigilijnej i namawia do grzechu mówiąc: IDŹ DO GABINETU NASZEJ PANI BABCI PO ZWOLNIENIE L-4. Pewnie i w tym roku wielu podupadnie na zdrowiu, a zmartwienie pana dyspozytora wielkie będzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam (bo pewny nie jestem), że największy pomór przypadnie na przełom grudnia i stycznia.

      Usuń
  2. Teraz to ja każdemu motorniczemu w szybkę zaglądam od frontu - przeważnie staram się dyskretnie, ale w Andrzejki, jak szliśmy do znajomych to już ciemno było, więc wyszło nachalnie. Co ewidentnie zwróciło uwagę sympatycznego i dość urodziwego motorniczego (o ile w listopadowych, wieczornych mrokach można to ocenić). Jednak nie byłeś to Ty, bo być nie mogłeś - dopiero dziś doczytałam, że ani 9, ani 24 na Gocławek nie jeździsz.

    OdpowiedzUsuń