wtorek, 7 stycznia 2014

Piłeś - nie jedź.

Z nowym rokiem, nowe wyzwania.
A już się dzieje. Jeden motorowy z Łodzi narozrabiał mocno i teraz na wszystkich zajezdniach są przeprowadzane badania prewencyjne.
Każdy motorowy jest potencjalnym pijakiem. A jak pijak to pewnie i złodziej.
Bo każdy pijak to złodziej.
Ja też dmuchałem. Co prawda wilkiem nie jestem i tym moim dmuchaniem domku świnek bym nie rozwalił, ale udało mi się dwukrotnie zawiesić cymes badający trzeźwość.
Za dobrze dmucham ani chybi.
Trzecia próba wykazała, żem trzeźwy jak niemowlę z dobrego domu, znaczy mogę prowadzić tramwaj.
No to poprowadziłem.

Pierwszy szok na nowej zajezdni powoli mija, ale uczciwie powiem, że drugiego dnia, jak samojeden na linii 24 jeździłem to wcale nie czułem się fantastycznie.
Na szczęście zmiana było krótka i po sześciu godzinach oddałem wóz.
Jednak to wystarczyło, żeby wywołać we mnie stan emocjonalny popularnie zwany kryzysem.
Ciężko to wytłumaczyć osobom, które nie prowadzą tramwaju, ale motorowy na linii, której nie zna jest narażony na pułapki, z których ciężko się wykaraskać, a ambaras może być naprawdę poważny.
Nie chodzi tu tylko o ustawienie zwrotnic, ale również o cykle świetlne i specyficzne skrzyżowania, oraz potencjalne zagrożenia, które wynikają z miejscowego folkloru.
Można to porównać z jazdą we mgle przy widoczności 50 metrów bez świateł, w deszczu i z popsutym prędkościomierzem.
Po powrocie do domu zapytałem żoneczki jak się nazywam, potwierdziłem odpowiedź w dowodzie osobistym i upewniwszy się, że jestem kim jestem, na kilka godzin zapadłem w rodzaj letargu przed monitorem komputera.
Ale już czuję się lepiej. Już rozmawiam z ludźmi.
Kolejnego dnia na tej samej linii nie miałem żadnych opóźnień. Wszystko poszło gładko i przyjemnie.
Bardzo fajna linia, bo długo się jedzie i czas szybciej mija, a i mieszkańcy Pragi też jakby bardziej cywilizowani.
Niektórzy nawet bilety kupują. Po kilka. Muszę sobie wsypać większą ilość drobniaków do mieszka.
A i słowo "dziękuję" słyszę tu częściej niż w innych dzielnicach Warszawy.

Wracając do dmuchania. Bo dmuchnąć to każdy sobie lubi od czasu do czasu.
Nie wszyscy mają w tym doświadczenie. Na przykład ja.
Pierwszy raz w życiu dmuchałem w alkomat. Poważnie.
Nawet jak czasami policja do kontroli mnie zatrzymywała, to nie zdarzyło się skorzystać z tego ustrojstwa.
A tu zaskoczenie - przed pobraniem kluczyków do wozu, trzeba zadąć w trąbę.
Myślałem, że to urządzenie wygląda inaczej. Bywało, że widziałem takie cuda na filmach (tych amerykańskich) ale to, które dostałem do wypróbowania wcale ich nie przypominało.
Bardziej było zbliżone do pałki policyjnej (wersja mini) lub do paralizatora.
I gdy dyspozytor powiedział  "Pan cyknie panie Jarku",  to byłem lekko skonsternowany i nawet się zapytałem, kogo konkretnie mam cyknąć tym ustrojstwem.
Skończyło się jednak jedynie na dmuchaniu.
Rzeczony dynks wygląda tak:



Wiele osób pyta się mnie, jakie są różnice między zajezdniami, bo jak mogliście przeczytać w moim poprzednim wpisie, takie odmienności występują.
Na razie nie chcę się wypowiadać, albowiem po kilku dniach ciężko wszystko wychwycić.
Jak na razie przychodzi mi do głowy jedno porównanie.
Na pewno oglądaliście film Złoto dla zuchwałych, albo Parszywą Dwunastkę, albo chociaż Działa z Navarony (ostatecznie Ucieczka na Atenę).
We wszystkich tych filmach występują niemieccy żołnierze.
Karni, zdyscyplinowani, sztywni, znający się na swojej robocie, dobrze wyposażeni, wyszkoleni i wierzący w to, co robią.
Jednak wszystkie pojedynki wygrywają wyluzowani, amerykańscy bojownicy o wolność (albo greccy, jeżeli walczą o złoto ukryte w klasztorze). Osobnicy, którzy bardziej polegają na swoich przyzwyczajeniach i zdolnościach niż na przepisach zawartych w podręcznikach.
Oni się buntują, oni nie noszą przepisowych mundurów, oni palą cygara i czasami nawet chodzą lekko wstawieni.
Ale znają się na swojej robocie jak mało kto i dowództwo to docenia.
W tramwajach rygor jest potrzebny, bo załoga nie składa się jedynie z herosów.
Jednak jak na razie bardziej odpowiadała mi rodzinna atmosfera Żoliborza niż "per pan" na Woli.
Być może to się z czasem zmieni i docenię sztywne relacje panujące tutaj między pracownikami.

Na koniec pan, który nie powinien wsiadać do tramwaju ani jako motorowy, ani jako pasażer.


Nie przynudzam więcej. Idę odpocząć, bo poranne zmiany wykańczają mnie kosmiczne i muszę odsypiać w ciągu dnia.

9 komentarzy:

  1. A nie mówiłam, że na trasie na Gocławek będzie fajnie? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na R-1 nie jest aż tak źle, ani aż tak dobrze, jak napisał Krzycho, że elita. Może kiedyś tak było. Tak, pewnie jest... inaczej;) A tak w ogóle to jakoś dziwnie trafiłeś na "per panowców", może w złym czasie, a może to się faktycznie zmieniło...

    24 jest do d..., ale i tak ciesz się, że nie trafiłeś na czasy, gdy Wola miała od groma brygad na 9 i 25 (w wersji na Bródno). Tam to dopiero był Meksyk.

    A trafiły Ci się już "telewizorki": 1390+1386, 1363, 1364, 1391, 1392 i chyba z podobnych "modernizacji" to jeszcze 2006+2007, ale go chyba znowu przerobili?;)

    (x)r1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie jeździłem całe trzy razy (cztery, licząc SWL na SWINGu). Raz jechałem "Wynalazkiem", ale już nie miał telewizorka.
      Jeszcze wszystko przede mną.
      Na razie cieszę się "Bocianami" i ich delikatnym hamowaniem.

      Usuń
    2. Ortodoksyjni "miszczowie" będą Cię przekonywać, że to nie bociany, a tyrystory. Owszem, jest takie samo charakterystyczne umocowanie pedałów, ale "kochany, to nie to samo";) Ale fakt, to całkiem przyjazne wozy dla motorniczego. Szkoda, że pulpity po NG mają trochę zmieniane na niekorzyść.
      (x)r1

      Usuń
  3. Piłeś? nie jedź ! Jedziesz ? wypij ! aby zachować tradycję lub dodać sobie odwagi!. Ja muszę, niestety muszę, a wy wszyscy nie śmiejcie się z mojej choroby. Wydałem na odwyk fortunę, leczyli mnie najlepsi specjaliści. Niestety bez rezultatu. Zwracam się do Was Dobrzy Ludzie pomóżcie mi. Błagam was ! niech każdy ofiaruje mi kilka złotych abym mógł znów wznowić leczenie nałogu. Obiecuję że zapiszę się do klubu AA i przestanę spożywać denaturat który przecież nie jest wyrobem alkoholowym i śmiało można pić ten trunek wszędzie gdzie się tylko chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Krzycho dobrze uświadamia Młodego, że prędzej, czy później większość motorniczych kończy dzień na znieczuleniu, po pracy oczywiście. Ja z tego na początku się śmiałem, a teraz jak najbardziej rozumiem kolegów z podziemia. Rozumiem też skąd się bierze specyficzny humor Krzycha. Lepsze to niż zwariować;).

      Dlaczego to robimy? Wystarczy przeżyć jeden dzień na tramwajach, posłuchać starszych kolegów, poczytać któryś z Waszych blogów, i pamiętać, że niejeden został już zlikwidowany. Nie bez powodu.
      (x)r1

      Usuń
    2. Weź pod uwagę że swoim samochodem prawie zawsze jadę pijany, tylko w tramwaju udaję takiego niewinnego frajera. Bo mi na robocie zależy, a w e własnym aucie po robocie mogą mi zrobić wielkie ku-ku.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. "...a i mieszkańcy Pragi też jakby bardziej cywilizowani" - linia 24 nie przejeżdża przez Pragę. Pamiętaj o tym bo się możesz bardzo narazić pewnej grupie mieszkańców prawobrzeżnej Warszawy. :-)
    Patrz link poniżej:
    http://wisien.blogspot.com/2014/03/odpoczynek.html

    OdpowiedzUsuń