czwartek, 26 września 2013

Nic się nie dzieje

Kumpel ostatnio powiedział, żebym napisał coś na blogu, bo mam jakieś dziwne przestoje.
Słusznie prawił, ale choroba nie wybiera, a na zwolnienie iść głupio, gdy dopiero rozpoczęło się pracę.

Zatem dokonałem zakupu kontrolowanego i wykupiłem połowę zasobów w okolicznej aptece.
Dokładnie ujmując, to zrobiła to moja żoneczka, bo wiecie, że jak mężczyzna choruje, to umiera :)
Na szczęście dziewczyny twarde są i mogą się nami opiekować.

Zmagałem się z choróbskiem walcząc zaciekle. Ilość zjedzonych przeze mnie kolorowych pastylek powaliłaby niejednego, zdrowego człowieka.
Ale twardy byłem jak Roman Bratny.
Nafaszerowany chemikaliami, blokerami i środkami dopingującymi siadałem za sterami tramwaju i pomykałem radośnie po ulicach (znaczy po torach).

Jednak nic bardzo dziwnego się nie działo. Ludzie jak zwykle byli mili, uśmiechnięci i wyrozumiali.
Nawet biletów specjalnie dużo nie sprzedałem.

A propos biletów.
Kolega po fachu opowiedział mi o radosnej dziewczynie, która chciała nabyć bilet ulgowy.
Próbowała regulować należność banknotem dziesięciozłotowym.
Na to ten mój kumpel klaruje jej jak komu mądremu, że on ani czasu, ani specjalnie drobnych nie ma by sprostać zadaniu.
Może jej co najwyżej więcej biletów zaoferować.
Oczywiście pani larum podniosła, że jak to tak, że on MA OBOWIĄZEK wydać jej reszty i że w ogóle głupi jest ja but z lewej nogi.
Otóż drodzy państwo - NIE.
Nie mamy takiego obowiązku, a nawet powiem więcej - pasażer ma prikaz wynikający z regulaminu korzystania z tramwaju, stanowiący o tym, że w przypadku chęci zakupu biletu, trzeba dysponować odliczoną kwotą.
Poważnie.
My naprawdę nie mamy czasami czasu na wydawanie drobniaków, a w przypadku, gdy jesteśmy opóźnieni o więcej niż 3 minuty, to możemy nawet odmówić dokonania transakcji.
Więc nie zostawiajcie sobie kupowania biletów na ostatnią chwilę. Lepiej nosić przy sobie jeden czy dwa zapasowe, niż obudzić się z ręką w nocniku gdy pan Kanar uprzejmie się zapyta czy dysponujemy odpowiednim kartonikiem uprawniającym do przejazdu środkami komunikacji miejskiej.

Ugh. Spora dygresja wyszła. Wracając do pannicy, która drobnych nie miała.
Otóż rzeczona pani obraziła się i z fochem wypisanym na twarzyczce stwierdziła:
- Nie to nie. Łaski bez.
I nie kupiła biletu wcale.
Jest to jakiś sposób na pokonanie systemu, ale czy skuteczny?

Na szczęście zaczynają się deszczowe dni.
Na jakiś czas skończą się poślizgi, bo jeżeli nie wiecie, to im bardziej mokro, tym tramwaj ma lepszą przyczepność.
Niech tylko wszystkie liście z drzew spadną i będzie całkiem cacy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz