niedziela, 8 września 2013

Tydzień zebrany.

Jutro poniedziałek, to znaczy niedziela (dla mnie).
Bo motorowi nie mają tak, jak zwyczajni ludzie weekendu w sobotę i niedzielę.
Nam dni wolne wypadają tak, jak opis w grafiku przewiduje.
Ma to swoje dobre i średnio dobre strony. Na razie jestem całkiem zadowolony z układu.

Jako, że trochę czasu minęło od ostatniego wpisu, to postanowiłem lekko podsumować ostatni tydzień.

Nikogo nie zabiłem, ani nawet nie potrąciłem (chociaż było blisko).
Prawie udało mi się:

  • Rozjechać dziadka mknącego na rowerze (wymusił na czerwonym)
  • Rozsmarować po szynach pana menela i pana żula
  • Wejść w bardzo bliski kontakt wzrokowy z dwoma wózkami (takimi dziecięcymi). Bo sprytni tatusiowie wykorzystując system "wejdź na tory i sprawdź czy coś nie jedzie" wtaczali swoje bardzo nieletnie pociechy w formie wykrywaczy tramwajów.
  • Rozbić kilka (dziennie) samochodów osobowych. Tych większych na razie unikam skutecznie.
  • Zapomnieć otworzyć drzwi na przystanku.
  • Przyciąć kogoś w drzwiach... chociaż po namyśle to jednak mi się udało przynajmniej dwa razy (ale przeprosiłem i nawet nie zebrałem zbyt wielu jobów).
  • Dojechać na kraniec z dodatkową zawartością spodni (raz było naprawdę krytycznie).
A z tych dobrych rzeczy?
Sprzedałem trochę biletów, goniłem tramwaj na życzenie, poczekałem na dobiegającą, piękną dziewczynę, która okazała się być biegaczką leśną (oczywiście przebiegła mimo i nawet nie zerknęła na tramwaj).
Do tego Przeczytałem dwie książki, dostałem trzecią w prezencie od zaprzyjaźnionej firmy (jeszcze dokładnie nie wiem za co), pomalowałem kilka figurek hobbystycznych i ani razu nie zaspałem na nocny autobus :)
Poznałem wiele, nowych osób z firmy (wszyscy sympatycznie i uśmiechnięci), pomogłem naprawiać tramwaj i nauczyłem się kilku specjalnych trików, które w chwilach awaryjnych pomagają uruchomić oporny wóz.

Powoli zbliża się drugi miesiąc mojej pracy na stanowisku motorniczego tramwaju.
Nigdy bym się nie spodziewał, że jest to tak dziwna, wymagająca, stresująca, satysfakcjonująca, ucząca, odpowiedzialna i ciężka praca.
Bywają dni, kiedy trudno jest wstać z łóżka, ale gdy już usiądę za pulpitem, to świat nabiera nowych kolorów (szczególnie gdy szyba jest umyta).
Tylko te dziesięciogodzinne służby męczą. To jedno chciałbym zmienić. A chcieć, to podobno móc :)

Na zakończenie scenka rodzajowa z dnia codziennego.
Podjeżdżam tramwajem na przystanek. Elegancja - Francja, wymiana pasażerów dokonana (znaczy wsiedli i wysiedli ci, którzy chcieli), no to zapuszczam swoje zwyczajowe NIUT NIUT i cisnę przycisk zamykania drzwi.
A tu nagle LARUM się podniosło w wagonie. Ło laboga laboga!, Bo one tu wysiadać chciały - dwie kumoszki słusznych rozmiarów mocno w latach posunięte -  teraz już właśnie i w tej chwili.
Bo one rozmawiały, a cham motorniczy drzwi zamknął buc cholerny swołocz i żłób.
No to otworzyłem ponownie nienerwowo, ale i tak co się nasłuchałem to moje.
A najbardziej mnie dziwią dziadki - społeczniki, którzy zawsze biorą stronę głośniej krzyczących osób. Chyba tylko dlatego, że często bywają w podobnym wieku do tych krzyczących i brakuje im rozrywki.

Zdarzyło mi się, że jedna pani się zagapiła i nie wysiadła. Podeszła do kabiny (już po tym jak ruszyłem) i się grzecznie zapytała czy mogę ją wypuścić. Jako, że jeszcze nie opuściłem przystanku to otworzyłem drzwi, kobieta wysiadła i było po problemie. 
Można? Można.
Wystarczy detalicznie i z fasonem wyłuszczyć czego sobie stryjenka w danym momencie winszuje.

No dobra. Jeszcze jedno. Oryginalny przekaz.
Siedzi dziadek i babcia na ławeczce. Ławeczka umiejscowiona jest na przystanku tramwajowym Młociny.
Babcia nawija do dziadka w te słowa:
- I widzisz Zenuś. Mówiłam Ci, żebyś w domu nie siedział, bo się ckni, a w tramwaju to czas szybciej leci.

Fakt. Czasami jak z bicza strzelił, a ile adrenaliny do tego.

3 komentarze:

  1. Na początek gratulacje. Ale dorzucę łyżkę dziegciu w związku z sytuacją zaobserwowaną w dniu wczorajszym.
    Poruszałem się samochodem Broniewskiego (linia 33 tam jeździ :P). Przy trasie AK jest taki moment kiedy to tramwaje przecinają jedną z ulic (i od tego momentu tory są pomiędzy pasami jezdni) Stoję na światłach jako drugi w kolejności pojazd, właśnie zmienia się na zielone, więc pan stojący najbliżej sygnalizatora rusza ... I dobrze że tam jest jeszcze parę metrów do torów bo zanim zdążył do nich dojechać śmigną tramwaj. Nie powiem Zaskoczył wszystkich.
    Czarne owce również w tramwajach się znajdą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
      Rzeczywistość jest jednak bardzo brutalna.
      Światła w Warszawie są ustawione fatalnie. Nie ma zielonej linii dla komunikacji miejskiej.
      Często bywa tak, że stojąc tylko na światłach motorowy traci blisko 10 minut na całej trasie.
      Dolicz do tego oczekiwanie na dobiegających pasażerów i samochody, które stają na torowisku.
      15 minut opóźnienia potrafi doprowadzić do rozpaczy.
      Ja wiem, że to jest żadne tłumaczenie, ale gdy przekazujesz tramwaj na mieście innemu motorowemu, to oddawanie wozu z takim opóźnieniem generuje wysoki poziom agresji u odbierającego.
      Na ul. Puławskiej jeżeli nie przejedziesz kilka razy na czerwonym, to nie ma szans na dojechanie do pl. Bankowego o czasie.
      To jest horror.

      Usuń
  2. Zgodzę się z tym że sygnalizacja jest ustawiona fatalni (dla przykładu przytaczana Broniewskiego. Jakiś "fachowiec" tak to ustawił że samochody nie mieszczę się na skrzyżowaniu i wieczne korki we wszystkich kierunkach na pasie skręcającym).
    Ale fakt jest taki, że gdyby pierwszy stał motocykl to to nie było by co zbierać.
    Kończąc optymistycznie staram się jak tylko mogę szanować i autobusy i tramwaje :)

    OdpowiedzUsuń