piątek, 27 września 2013

Siwy dym

Wystarczyło jednego dnia napisać, że nic się nie dzieje i od razu wyskoczył wilk z lasu.
Może nie dokładnie wilk i nie z lasu, ale jednak zrobiło się niebezpiecznie (trochę).

Otóż rozpaliłem nieco tramwaj, a dokładnie rzecz ujmując zaiskrzyło i zadymiło z okolic kół przednich, lewych.
Dodatkową atrakcją był kwaśny smród palonych hamulców, które się zablokowały (prawdopodobnie).
Na szczęście pasażerowie jak zwykle wykazali się czujnością godną pochwały i w sam czas poinformowali mnie słowami:
- Panie! Palisz się pan!
- I iskry lecą
- Laboga! Zginiemy tu!
W takiej sytuacji nie ma to tamto. Trzeba było się zatrzymać i sprawdzić, czy panika w narodzie jest uzasadniona.
Poniekąd była.
Faktycznie dym mocno gryzł w oczy, a smród utrudniał oddychanie.
Nadszedł zatem czas na podziękowanie za wspólne spędzanie czasu w tramwaju i wyproszenie gawiedzi na najbliższym przystanku.

Uwierzcie albo nie, ale byli tacy, którzy chcieli kontynuować podróż.
Dziwne było to dla mnie o tyle, że do krańca na Kielecką zostały 2 przystanki, a za mną już powoli tworzył się wężyk oczekujących składów, którymi spokojnie można było dojechać do celu.
No i weź teraz wytłumacz takiemu pasażerowi, że może mu nie wyjść na zdrowie wdychanie oparów z dymiących klocków hamulcowych.
Pomijam fakt, że nie mogę przewozić osób postronnych w uszkodzonym tramwaju.

A na całość akcji mam niecałe 5 minut, bo po przekroczeniu tej magicznej, cienkiej i czerwonej linii ZTM nalicza kary dla Tramwajów Warszawskich.
Chodzi o to, że tramwaj nie może spowodować zatrzymania na trasie dłuższego niż 5 minut.
A tu trzeba tak:
- Sprawdzić o co chodzi.
- Uspokoić spanikowanych.
- Powiadomić Centralę Ruchu .
- Spróbować naprawić usterkę.
- Wyprosić opornych.
- Ruszyć bez pasażerów (o ile się da).
No to się trochę nabiegałem w te i na zad.
A dodatkowo jak się okazało nie działał mikrofon w urządzeniu przeznaczonym do kontaktowania się z Centralą i musiałem używać prywatnego telefonu.
Dobrze, że miałem, bo musiałbym liczyć na to, że w tramwaju, który stał za mną sprzęt działał poprawnie.
Ciekawe, dlaczego motorowi nie są wyposażeni w tego typu urządzenia (chodzi o telefony GSM).
Wystarczyłoby zablokować połączenia wychodzące na numery inne niż firmowe.
Ułatwiłoby to kontaktowanie się wewnątrz firmy i zwiększyło bezpieczeństwo tak motorowych jak i pasażerów.

Dokonałem niezbędnych czynności, Przełączyłem grupy silników, odłączyłem luzowniki i z hamowaniem na 50% jakoś dojechałem do Zajezdni.
Tam czekało mnie trochę formalności, wypełniania papierkologicznych raportów i tłumaczenia co się właściwie popsuło.
Oczywiście mogłem opisać jedynie objawy, bo mechanik ze mnie żaden.

Po dopełnieniu formalności udało mi się jeszcze złapać na Młocinach tramwaj, który na czas mojego zjazdu uzupełniał lukę powstałą w rozkładzie i bez dodatkowych nerwów dokończyłem służbę.

A następny wpis będzie traktował o ciepłym guziku (bo robi się zimno).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz