piątek, 22 listopada 2013

Ku przestrodze

Piątek miał być miłym i sympatycznym dniem.
Miałem zaplanowane GDP, czyli Gotowość Do Pracy. Taki rodzaj dyżuru.
Master Plan był taki, że przychodzę na zajezdnię, siedzę sobie 6 godzin - czyli tyle, ile miał trwać dyżur- w tym czasie czytam podręcznik do Warmachine (taka gra strategiczno figurkowa), gadam z innymi motorowymi, wypijam colę, zjadam kanapkę i idę do domu.
Dodatkowo miałem kumplowi poopowiadać o moim hobby.

Niestety jak wiadomo, master plan zawsze zawodzi. Wie to każdy, kto czyta książki bardziej fantastyczne niż naukowe.
Takoż i mi nie udało się zrealizować zamierzeń.
Nie dość, że kumpel się nie pojawił (pewnie dostał awaryjnie jakiś wóz), to jeszcze dowiedziałem się, że o 18:45 mam przejąć tramwaj linii 6, bo cośtam cośtam.
Eh, skucha - myślę sobie. Nie przepadam za szóstką, bo mnie irytują dziwne przerwy, kiepskie światła przy pętli i wyśrubowane czasy przejazdu.
Do tego na pewno nie będzie to SWING.
Fajnie, gdyby był, ale na bank nie będzie.

No i wykrakałem.
Tuż przed wyjściem na podmiankę okazało się, że w Centrum doszło do potrącenia pieszego prze tramwaj linii 35.
Dokładnie rzecz ujmując, to pieszy wtarabanił się na tramwaj próbując przejść przez torowisko w nieoznaczonym miejscu.
Szkoda, że zawsze tak jest, iż barana trafisz, a za człowieka odpowiadasz.
Od razu przypomniało mi się stare, chińskie przekleństwo - Aby spełniły się wszystkie, twoje marzenia.
Wystarczyło pomarzyć o SWINGu i cyk! Jak znalazł.
Tylko człowieka szkoda.

Pieszy przeżył, ale tramwaj musiał zjechać na zajezdnię, a motorniczego czekały procedury powypadkowe.
I tu wkroczyłem ja.
Dostałem w posiadanie wóz i ruszyłem w miasto wykonać brakujące kółko.
Dawno nie jeździłem linią 35.
Ostatni raz trafił mi się kilka miesięcy temu, gdy jeszcze nie działał kraniec Wyścigi.
Jechałem więc ostrożnie i może nawet zbyt wolno. Ale dzięki temu uniknąłem kilku niesympatycznych sytuacji.
Powiem wam, że piątek jest wyjątkowo wredny jeżeli chodzi o ilość śniętych ludzi na drodze.
Przez dwie godziny miałem 4 zagrożenia na skrzyżowaniach spowodowane durnymi osobami za kierownicą i dwóch pieszych, którzy koniecznie chcieli stawać w szranki z tramwajem.
Wszystkie sytuacje skończyły się na błyskaniu światłami, używaniu dzwonka i hamowaniu szynowymi.
Doświadczenie rośnie, to i wypadków można uniknąć.
Najbardziej dobijają mnie kierowcy, którzy nawiązują kontakt wzrokowy i z pełną premedytacją próbują przejechać przed tramwajem.
Zatrzymanie ponad 30 ton jest dosyć trudne. Szczególnie gdy jest taka aura jak dziś, czyli mżawka cieknąca z nieba nieprzerwanie.
Raz zabrakło dosłownie pół metra bym uderzył w auto.
I co z tego, że w momencie zderzenia miałbym 10 km/h. Kierowcę i tak by wgniotło (albo pasażera w zależności od kierunku zajechania drogi).

Dlatego uważajcie na siebie i Bądźmy Razem Bezpieczni.
Nie stawajcie na torowisku, a przed wjechaniem na tory zerknijcie w OBIE strony.
Tramwaje są wszędzie i jeżdżą czasami parami.

5 komentarzy:

  1. Widziałem, widziałem Ciebie SWINGUJĄCEGO dzisiaj ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że pozdrowiłem salutem :)
    Swoją drogą warto skreślić parę słów o sposobie pozdrawiania się motorowych na szlaku.

    OdpowiedzUsuń
  3. są i tacy co odwracają głowy na mój widok. ale to jednostki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są i tacy, co przestali Ci machać na mieście, bo w odpowiedzi na ich koleżeńskie pozdrowienie wyciągałeś rękę w geście „Sieg Heil” :(

      Usuń
    2. Ja tam nic nikomu nie wyciągałem, a i tak głowy odwracają niektórzy.
      Albo na buty patrzą, albo zwyczajnie ignorują.

      Usuń