poniedziałek, 18 listopada 2013

Żegnaj premio

Codzienność życia motorowego zaczyna mnie dopadać.
Czyli coraz mniej rzeczy mnie zaskakuje i coraz mniej dziwi, a co za tym idzie mniej fascynujących opowieści mogę opisywać.

Czasami czarne myśli mnie nachodzą i planuję, jakiego by tu paszkwila stworzyć, ale jak wracam do domu, to siadam sobie cichutko w kąciku i czekam aż mi przejdzie.
Przeważnie przechodzi. Czasami złość trzyma dwa, trzy dni, ale ostatecznie czas leczy rany i w końcu dochodzę do siebie.

Tak było w przypadku linii 23, którą ostatnio jeździłem. Bardzo nie podobał mi się fakt zmiany przerw na krańcu Czynszowa. Dwie minuty to stanowczo za mało jak na godziny szczytu. Szczególnie, gdy ktoś z planujących osób z ZTM nie weźmie pod uwagę linii 10, która powoduje opóźnienie na linii 23 właśnie.
Snułem nawet plany by dokładnie rozpisać rozkład jazdy przystanek po przystanku, ale doszedłem do wniosku, że niewiele osób to zainteresuje, a ja jako motorowy i tak muszę tańczyć jak mi zagrają.
Na zajeżdżanie mnie przez linię 10 wynalazłem prosty sposób.
Gnałem jak szalony z pętli Nowe Bemowo by przy Zajezdni Wola być minutę przed czasem (czasami wystarczało 30 sekund). Wtedy wjeżdżałem PRZED nadciągającą linię 10 i na skrzyżowaniu Jana Pawła / Solidarności nie musiałem czekać przez dwie zmiany świateł.
Już tłumaczę.
Linia 10 skręca tam w prawo. Jednak żeby skręcić, to musi poczekać na odpowiedni sygnał świetlny pozwalający jej wykonać ten jakże skomplikowany manewr.
Ja stojąc jako drugi patrzę tylko jak światło zmienia się na zielone dla jadących prosto, potem nastaje upragniona strzałka w prawo dla 10, a potem zapala się czerwone dla mnie. I znowu stoję. Długo.
Dwie zmiany świateł w tamtym miejscu to gwarantowane -4, a jeżeli trafi się sporo pasażerów na przystanku Dworzec Wileński, to na pętlę Czynszowa docieram z opóźnieniem -6.
Łatwo sobie policzyć, że przy przerwie 2 minutowej, ruszam na starcie opóźniony na tyle mocno, żeby liczyło się to od utraty dodatkowego wynagrodzenia.

Jednak czarne myśli dotyczące tej linii okazały się być wyblakłe i szare w porównaniu do weekendowej linii 6.
Jak zerknąłem w grafik, to humor przestał istnieć w moim słowniku.
I depresja gotowa, bo wiedząc ile minut straciłem na tej nieszczęsnej 23 wiedziałem, że tym razem muru nie przebiję.
Motorowy, od którego brałem skład powiedział mądre słowa:
- Ty nawet nie próbuj odrabiać straconych minut. Nie da się.
A był dużo bardziej doświadczonym zawodowcem ode mnie.

No i nie dało się.

Przez ponad trzy kółka miałem permanentne opóźnienie oscylujące między 6 a 10 minut.
I pies trącał fakt, że nie miałem przerw. Twardki Słowianin jestem, a nie jakaś mnientka ninja. Wytrzymam.
W końcu prawdziwy killer nie ma pęcherza.
Ale problemem był brak czasu na uzupełnienie piasku w piasecznicy.
Jako, że trafił mi się SWING, to w połowie dnia (a właściwie nocy, bo ja teraz pracuję jak Batman) piach się skończył. A tu przerwy 2 minutowe.
Znaczy de facto przerw NIET, bo jakaś mądra głowa ustawiła sprytne światła przy wjeździe na kraniec KOŁO, które potrafią przytrzymać tramwaj przez 3 minuty (jeżeli nie załapię się na odpowiedni cykl świetlny).
Dodatkowo rozkład nie przewiduje ograniczenia prędkości na ulicy Radiowej (a tam lubią stać nasi chłopcy z Nadzoru Ruchu i cykać śliczne fotki), więc na pętlę z automatu wjeżdża się na minusie.
I nikogo nie interesuję, że czasowo teoretycznie jeżdżę w przewidzianych interwałach między przystankami. Jeżeli wyjeżdżam opóźniony, to cała trasa z automatu liczy się do utraty premii.

Do tego wczoraj popsuła się zwrotnica i trzeba było ręcznie wachlować kijem, co wcale nie zmniejszało czasu potrzebnego na wjazd.

Także były jazdy, nie powiem.
Cały czas musiałem sobie powtarzać, że w dupie mam premię - liczy się bezpieczeństwo.
W końcu prawie w to uwierzyłem.
Znaczy jeżeli chodzi o premię.

A propos jazd, to takie rzeczy widzi się w nocy, gdy mózg zaczyna płatać figle po 10cio godzinnej zmianie:


W prawym, górnym rogu ewidentnie uśmiecha się do mnie kot z Alicji w krainie czarów :)

A jak już zacząłem wklejać fotki, to wrzucę jeszcze efekt najechania tramwaju na tak zwaną kropkę.
Wiecie (bo już pisałem o tym), że sygnały o ułożeniu zwrotnicy pokazują specjalne strzałki na wyświetlaczu. Jednak bywa i tak, że zwrotnica ulegnie awarii, albo nie do końca dobrze się przełoży. Wtedy zamiast strzałki wyświetla się tajemnicza kropka.
Nie jest to dobry znak.
W takich przypadkach trzeba zgłaszać zaistniały fakt do Centrali Ruchu i oni dopiero mogą zdecydować, czy najeżdżać na taką felerną zwrotnicę, czy czekać na specjalistów torowców.

Jednak trafiają się zestawy COMBO. Czyli Centrala ruchu powie, by powoli najechać, torowcy przyjadą i zaczną naprawiać, a tramwaj...
Nie zawsze jest tak, jak byśmy chcieli.


No i wykoleił się był.

Wielki ambaras powstał. Skrzyżowanie zablokowane, masa sprzętu dookoła.
Na szczęście nad wszystkim czuwali spece z Nadzoru Ruchu Tramwajów Warszawskich.
Dzięki nim wszystko poszło całkiem sprawnie.
Ale co sobie postałem to moje.
Żeby było śmieszniej, to już zjeżdżałem do zajezdni. Już się cieszyłem, że będę w domu przed północą.
A tu ZONK.
Także pamiętajcie - nie umawiajcie się z motorowym, bo nigdy nie wiadomo, o której skończy zmianę :)
Najlepiej łapać nas na przystankach.


6 komentarzy:

  1. Ja proponuję więcej zrozumienia tematu. Po pierwsze zbyt wielu ludzi otrzymuje premię a to przecież strata dla zakładu. Życie polega na zarabianiu pieniędzy. Rozkłady jazdy muszą być tak zaplanowane abyś raz jechał opóźniony innym razem wpadł na +2. Jeżeli będzie pospiech to będą wypadki i tutaj też zobaczysz zysk jeżeli pomyślisz. Czas amortyzacyjny - czyli postój wozu na pętli to jakby postój technologiczny dla usług przewozowych który zapewnia sprawne funkcjonowanie KM i wyrównywanie opóźnień łapanych na trasie. Po likwidacji tych postojów czasu amortyzacyjnego wiadomo opóźnienie nie jest do nadrobienia {Kubica też nie da rady} . Więc teraz plan przewozów nie jest wykonany należycie i zakład zapłaci kary. Jarek ja Cię bardzo proszę pamiętaj o jednej zasadniczej sprawie. Ty jako niewolnik {robotnik} czy też robol nie jesteś przeznaczony w swej cywilizacyjnej funkcji do zarabiania pieniędzy. Ty jesteś do roboty. A największą zapłatą po przejechanej dniówce, wykonaniu wszystkich gonitw jest szczęśliwy los który pozwolił Ci uniknąć wypadku, a nie pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, Jarku... Podobnie jak my wszyscy, którzy przyszliśmy do tej pracy z powołania, pełni zaangażowania i dobrych chęci, i Ty zrozumiesz w końcu, że wszelkie Twoje wysiłki są daremne :(

    Choćbyś nie wiem jak się starał, nigdy nie zadowolisz wszystkich pasażerów, ponieważ każdy z nich żąda czegoś innego. Nie przekonasz ich żadnymi argumentami, bo większość uważa się za najważniejszych i najmądrzejszych na świecie. Dlatego też nie zawahają się zszargać Twojego dobrego imienia u pracodawcy lub w mediach. Wytrzymasz to raz, drugi, dziesiąty, ale i Tobie w końcu się uleje.

    Choćbyś pękł, nie uda Ci się dobrze wykonywać swoich obowiązków, ponieważ nie opłaca się to ani Tramwajom, ani ZTM-owi, ani miastu. Nie doczyścisz samodzielnie wszystkich tramwajów na zajezdni, a nawet jeśli, to zanim skończysz sprzątać ostatni, pierwszy zostanie już doprowadzony do poprzedniego, pożałowania godnego stanu. Nie dotrzymasz zawsze punktualności, nie zachowasz zawsze komfortu jazdy, nie unikniesz wszystkich wypadków. Idę również o zakład, że nie uda Ci się zawsze przestrzegać przepisów.

    Im bardziej będziesz się starał, tym bardziej będą Ci wszystko utrudniać: pasażerowie, Tramwaje, ZTM i miasto. ONI NIE CHCĄ, żebyś dobrze pracował, żebyś się starał, żebyś kochał swoją pracę i czerpał z niej satysfakcję. Wszystko ma być na niby, na aby-aby i byle jak ;(

    Przykro mi pisać Ci takie rzeczy już na początku Twojej kariery w Tramwajach, ale może uda mi się zaoszczędzić Ci rozczarowania. Mnie również ostrzegano, ale oczywiście nie wierzyłem :/ Włożyłem w pracę motorniczego wiele wysiłku i zaangażowania a teraz widzę, że to wszystko na nic :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne, ale prawdziwe.
      Na szczęście mam grupę przyjaciół (takich prawdziwych) i super żoneczkę, która przychodzi w sukurs, gdy nerwy puszczają.
      Wiem, że różowo nie jest i dlatego między innymi prowadzę tego bloga.
      Mam nadzieję, że dzięki temu zmieni się choć trochę nastawienie do motorowych.
      Może przeczyta to jakiś młody prawnik, albo żurnalista z poczytnego pisma :)
      Wszystko się może zdarzyć :)

      Usuń
  3. Panowie ! troski na bocznicę kolejową wepchnąć ! AMEN . ,,popierajcie rząd , mój rząd puszek po piwie'' każdy z was niech tworzy swój rząd puszek. To właśnie rząd pozwoli wam zapomnieć o durniach, debilach, skurwielach, złodziejach, kapusiach, pryncypałach żądnych kar, i innych takich głupotach. Zdrowie psychiczne najważniejsze, a zastrzyki psychotropowe podawane w jądra są drogie i nie zawsze skutkują w zaplanowanym kierunku źle przełożonej zwrotnicy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Halucynacje z głodu i niedożywienia.

    OdpowiedzUsuń