poniedziałek, 22 lipca 2013

Szkolenie cz.3

Oba egzaminy państwowe zdane. Godziny obowiązkowe na tramwaju wyjeżdżone.
Można podejmować pracę w każdym mieście Polski (i nie tylko), ale... nie w Warszawie.

Tutaj wymagania są wyższe. Trzeba więcej umieć, więcej znać i na więcej być przygotowanym.
Dodatkowy miesiąc szkolenia teoretycznego (codziennie po 5-6 godzin zajęć ze specjalistami wszelakimi) plus do kompletu rozszerzony zakres jazd po mieście w wymiarze 50 godzin.
Czyli zanim w ogóle wyjedziemy na miasto, to już mamy przejechane ponad 80 godzin.
Mało to i dużo. Pozwala jednak na wstępne poznanie topografii miasta, układu zwrotnic, skrzyżowań i zachowań kierowców kamikaze.

Teoria obejmowała tak zajęcia na wagonach, jak i wykłady psychologów. Wiecie, trzeba być przygotowanym na różne zachowania ludzkie. W końcu motorniczy jest na tarczy i trzeba go czasami spróbować wyprowadzić z równowagi.
Uczyli nas zatem odporności na akty agresji i stosowania uników w przypadku ataków słownych.
Motorniczy musi być opanowany ponad miarę. Jeżeli mu nerwy puszczą, to może narazić na szwank nie tylko dobre imię Tramwajów Warszawskich, ale i bezpieczeństwo pasażerów, a przecież dla nich właśnie pracujemy i o nich dbamy.
Niestety czasami klientom włącza się agresor i wtedy pozostaje tylko jedno - Przycisk Alarm.
Po 2-3 minutach (kwestia jednego lub dwóch przystanków) pojawiają się Smutni Panowie i wyprowadzają awanturnika.

Druga tura szkoleń była zakończona "krwawym tygodniem". Codziennie przed zajęciami byliśmy poddawani serii  testów i sprawdzianów z wiedzy, która pozostała nam w głowach.
Maglowano nas tak z zasad ruchu drogowego jak i ze spraw technicznych, czyli co robić, gdy tramwaj ulegnie awarii.
Daliśmy radę. Przeszliśmy kolejne sito, chociaż dziurki były nad wyraz niewielkie.
Półroczne szkolenie zostało zakończone. Dwudziestu pięciu herosów - żółtodiobów ruszyło na szlak.

Teraz tylko pozostało zgłosić się do pracy i rozpocząć rajdy po mieście.
W końcu trzeba zarobić parę złotych, by spłacić koszt kursu, który wynosi bagatela blisko 7000 PLN.

btw. Wiecie, że w Warszawie jest blisko 300 kilometrów torów?

6 komentarzy:

  1. Myślałem że kilometrowo to wychodzi więcej, choć i tak cyfra niebagatelna.

    OdpowiedzUsuń
  2. @matheo to są same tory. W długości tra to już w tysiące idzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i o tory mi chodziło. W sensie szyny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym inaczej powiedzial - po prostu kurs w Warszawie jest inaczej zorganizowany. U nas we Wroclawiu podchodzi sie do egzaminu majac wyjezdzeno 80 godzin praktycznej nauki jazdy na miescie. Po 30 nikt by nie zdal a i po 80 bywa trudno i za 1 razem zdawalo zwykle tylko okolo 50 proc kursantow:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słusznie prawisz.
    Ale po tych 31 godzinach i zdanym egzaminie otrzymuje się pozwolenie do kierowania tramwajem i oficjalnie można rozpoczynać pracę.
    Słyszałem, że osoby, które zdały w innych miastach i przeniosły się do Warszawy musiały wykupić dodatkowe godziny jazd.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętaj o R5 Zakład Eksploatacji Taboru Żerań Wsch { to ta nowa zajezdnia} pozdrawiam ! kierownik zakładu Krzycho L.

    OdpowiedzUsuń