środa, 9 października 2013

Uciekający tramwaj

Ostatnio siedząc na zajezdni, prowadziliśmy z motorowymi ożywioną dyskusję na temat tak zwanych "potencjalnych pasażerów".
Bo to wiecie, pasażer to taki osobnik, co to już siedzi w środku maszyny. Może również stać, ale musi się wtedy trzymać rurki :)
Jednakże osoba na przystanku (lub poza nim) jeszcze się do tego miana nie kwalifikuje.

Będę się tu posiłkował filmem znalezionym na najlepszym fanpage o tramwajach
  Motorniczy na krawędzi tramwajów:




Dokładnie rozchodzi się o osoby dobiegające.
Mogą być również dochodzące. Ja takich delikwentów nazywam księżniczkami.
Idzie sobie taka księżniczka, obserwuje świat dziurkami od nosa i nie obchodzi jej, że tramwaj ma jakiś tam rozkład jazdy. Ożywia się dopiero w momencie usłyszenia sygnału zamykania drzwi.
Skąd ja niby mam wiedzieć, że rzeczona księżniczka wybierała się w odwiedziny konkretnie do mojego tramwaju?

Ale do rzeczy.

No i tak dywagowaliśmy, że trafiają się potencjalni pasażerowie, którzy piszą skargi na to, że motorowy złośliwie nie poczekał, czy tramwaj zamknął drzwi tuż przed nosem (albo odwrotnie).
Skargi to upierdliwość okrutna, bo do każdej trzeba się ustosunkować, odpowiedzieć, raport napisać i ogólnie udowadniać, że nie jest się wielbłądem.
A potem i tak istnieje możliwość, że się to odbije na premii.

Rozmowa była bardzo ożywiona i zakończyła się konkluzją.
Nikt nie pisze skarg na samolot, który odleciał O CZASIE.
Nikt nie pisze skarg na metro, które zamknęło drzwi i odjechało O CZASIE.
Dlaczego zatem czepiają się tramwajów, które RÓWNIEŻ odjeżdżają O CZASIE.
Ja wiem, że w innych miastach jest ciężko, sygnalizacja szwankuje, torowiska nie są wydzielone i jest ogólna masakra, ale piszę tu w kontekście Warszawy.

W końcu to nie motorowy złośliwie odjechał, a jedynie potencjalny pasażer zwyczajnie spóźnił się na tramwaj.
Więc proszę dwa razy pomyśleć następnym razem, zanim napiszecie skargę na motorowego, który jeździ według rozkładu jazdy.
My z przystanku mamy prawo odjechać maksymalnie minutę przed czasem określonym przez rozkład jazdy, ale zdarza się to nad wyraz rzadko.
Przecież my pracujemy dla Was i jeżeli tylko istnieje taka możliwość, to czekamy, czasami poświęcając swoje prywatne przerwy na krańcach.

9 komentarzy:

  1. Wiele razy mi się zdarzyło, że autobus uciekł mi sprzed nosa, kiedy tak naprawdę jeszcze nie było tej godziny, a zegarek w telefonie jest synchronizowany z siecią, więc nie ma mowy o opóźnieniu czy spieszeniu się. Jeżeli tramwaj czy autobus odjeżdża o czasie i nie zdążyłam na niego to wiem, że to moja wina, ale jeżeli autobus/tramwaj odjeżdża za wcześnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o tramwaje, to tak jak napisałem, możemy odjechać minutę przed czasem. Jeżeli jest zielone światło to nie możemy czekać, bo cykle świetlne często trwają ponad minutę. Czyli na następny przystanek przyjedziemy już opóźnieni.
      Autobusów bronić nie będę, bo nie wiem dokładnie jak to tam u nich jest.
      Słyszałem jedynie, że opóźnienia w autobusach dochodzą do godziny (i więcej) z powodu korków. Być może ten, który odjechał "przed czasem" był tak naprawdę okrutnie opóźniony :)

      Usuń
    2. oj nie, nie, nie był spóźniony, bo ma pętlę za rogiem :)

      Usuń
    3. Może miał tak, jak ja kiedyś. Przyjechałem na pętlę mocno opóźniony. Zrezygnowałem z przysługującej mi przerwy i wyjechałem od razu w kolejny kurs. Pomimo tego, że przerwa mi uciekła to nadal byłem w plecy z czasem.
      Może jest jakieś logiczne wytłumaczenie? ;)

      Usuń
  2. Tramwajom nie opłaca się odjeżdżać mocno przed czasem, albowiem 3 takie odjazdy w miesiącu automatycznie kasują nam premię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nie biegam za komunikacją, wychodząc z zalozenia, że kiedyś przyjedzie następny. Ale raz mi się zdarzyło, że już jedną nogą bylam w tramwaju, gdy zamykające się drzmi wypchnęły mnie z pojazdu. Trochę się zirytowałam, gdyż wiadomo, następny bedzie za jakiś czas, a tu ciemno, zimno, wilki jakieś. Pomachałam tramwajowi na pożegnanie, aż tu chyba się motorowy wzruszył tym pożegnaniem, gdyż odrzwia mi rozwarł jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz. Być może nastąpiła sytuacja, którą opisywałem wcześniej.
      Jak dobiegasz do tylnej strefy tramwaju, to motorowy może Cię zwyczajnie nie widzieć w lusterku bocznym. Do tego dochodzi system zamykania drzwi, który trwa około 6 sekund.
      Po prostu gdy Cię zauważył, to ponownie otworzył drzwi.
      Czasami mam takie sytuacje, szczególnie w pobliżu Metra.
      Ludzie pojawiają się w polu widzenia lusterka, jakby wyskakiwali z portalu :) albo używali teleportera.
      Musicie brać poprawkę na te kilka sekund. Nasze całe życie zawodowe składa się z minut podzielonych na sekundy.
      Dla nas (w sensie, że motorowych) utrata 2 sekund na przystanku często równa się pozostaniu na całym cyklu świetlnym, który trwa półtorej minuty.

      Usuń
    2. Czytając Twojego bloga, lepiej rozumiem, co się dzieje na dro^W torach :)

      Usuń
  4. Na kolei powiadają: pasażer dobiegający jest potencjalnym pierwszym pasażerem pociągu następnego. Semafor podany? Jedzie w planie? To nie ma co się denerwować, a co dopiero skargi pisać. Nie raz wpadałam na peron, a mój pociąg zamykał drzwi i chwile później mrugał do mnie zalotnie końcówkami. Sama sobie moge w brode pluć, bom nie zagęściła ruchów, by być na stacji 3 minuty szybciej. A pod drugie, po co sie denerwować, skoro zawsze można sie uśmiechnąć ze zrozumieniem i miną "mea culpa"? ;)

    OdpowiedzUsuń