poniedziałek, 28 października 2013

Wypychacz tramwajów

Miało być o Wypychaczu, to i będzie, albowiem słownym jestem osobnikiem do szpiku kości.
Opowieść zasłyszana od kumpla Tomasza, z którym przechodziłem wyciskający pot, łzy i nieco krwi proces szkolenia na motorowego.

Tomek jeździł linią 17 w niefartowny dzień, kiedy to doszło do kolizji dwóch tramwajów. Zablokowany został newralgiczny punkt w Warszawie, czego rezultatem było wstrzymanie ruchu szynowego na ponad 2 godziny.
Gdzieś to musiało się rozładować. Trafiło na Dworzec Centralny, a dokładnie na przystanek przy dworcu.
Tam zawsze rozgrywają się dantejskie sceny, a utykanie na dwóch czy trzech zmianach świateł to norma.
Tym razem wystąpił efekt dodatkowy. Bonus taki.

Narrację poprowadzę z pierwszej osoby, bo tak mi nieco łatwiej składać zdania.

Dzień pracy chylił się ku zachodowi. Po zmianie tablic na zjazdowe kierowałem się już w stronę zajezdni macierzystej R4.
Jednak po dojechaniu na przystanek Dworzec Centralny mym oczom ukazały się nieprzebrane tłumy oczekujące na spóźnione w wyniku kolizji na Kercelaku tramwaje.
Na nieszczęście byłem tym pierwszym, który dotarł do rozentuzjazmowanego tłumu.
No i się zaczęło.
Myślałem, że tramwaj nie jest z gumy i się nie rozciąga - myliłem się. Wszystko wskazywało na to, że ilość osób wchodzących nijak nie odpowiada ilości wolnego miejsca w wagonie.
Ludzie wchodzili i wchodzili i wchodzili i dopychali się i wciskali, a potem jeszcze weszło kilka osób, a potem jeszcze jeden delikwent.
Złapał za drzwi i naparłbył całym ciałem. Zmieścił się, a przynajmniej wszystko na to wskazywało.
Normalnie magik jakiś albo iluzjonista co najmniej.
Nacisnąłem przycisk zamknięcia.
Odezwało się standardowe NIUT NIUT NIUT i drzwi się zawarły.
A potem nagle te, za którymi skrywał się niedoszły czarodziej, wyszły poza obrys wagonu i wypadły ze wszystkich prowadnic.
W tym momencie przypomniałem sobie Pierwszą Tajemnicę Tramwajów - z otwartymi drzwiami skład nie pojedzie.
Dodałem w myślach tylko jeszcze jedno zdanie - Przez jednego prostaka ponad 200 osób nie pojedzie dalej.
Używając SNRT (taki system komunikacji) powiadomiłem Centralę Ruchu o zaistniałej sytuacji i rozpocząłem proces wypraszania pasażerów połączony z próbami tłumaczenia, że ich podróż właśnie się skończyła.
Niektórzy próbowali trzymać drzwi twierdząc, że oni dadzą radę, że przytrzymają.
Nie byli w stanie przyjąć do wiadomości, że to nie jest dyliżans, który jeździ co dwa tygodnie (o ile się nie opóźni z powodu napadu indian).
Ja rozumiem, że przyzwyczajenia z PKSu, na który niejednokrotnie trzeba czekać ponad godzinę mogą być mocno zakorzenione w sposobie myślenia, ale do licha jesteśmy w mieście, a tramwaje jeżdżą niejednokrotnie co 3 minuty.
Taka konkluzja - Skoro ludzie nie myślą, to nie jadą.
No, ale wracając do meritum.
Wyprosiłem pasażerów z pierwszego wagonu i poszedłem do drugiego, w celu kontynuowania informowania o awarii tramwaju. Opornie szło, ale się udało.
Zamknąłem ręcznie popsute drzwi i odłączyłem specjalny bezpiecznik, który umożliwiał jazdę nawet z otwartymi drzwiami.
Wracając do kabiny zauważyłem, że pierwszy wagon znowu napchany jest jak przysłowiowa puszka sardynkami.
Nie wiem, kiedy oni zdążyli tam wejść w takiej ilości.
No to abarot - znowu tłumaczenie i znowu wypraszanie.
Ogarnął mnie pusty śmiech, a ręce lekko opadły.
W końcu horror się zakończył i już bez zbędnych rewelacji zjechałem awaryjnie do zajezdni.
Będzie co wspominać przy wspólnym piwie czy innej herbacie.

Koniec

A ja jutro mam teoretyczne szkolenie na SWINGa.
Kolejna przygoda mnie czeka.

8 komentarzy:

  1. Tak z ciekawosci, do narratora historyjki o wypychaczu drzwi - ile przez takie manewry z wypraszaniem stracil minut tramwaj? I czy dobrze sie domyslam ze ludzie wpychali sie do pierwszego a za nim stal rzadek nastepnych? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Tomek ogarnął sytuację w jakieś 10 do 15 minut.
      Natomiast faktycznie za jego składem stały przynajmniej dwa tramwaje (więcej nie zmieści się tam na przystanku).

      Usuń
  2. Widzę że bawisz się zawodem i tak trzymać. Ale prawdziwa zabawa w tramwajarstwo zaczyna się dopiero wtedy gdy tramwajarz ma wypadek zawiniony z rannymi. Niezapomnianą przyjemnością jest gdy się dowie w sądzie, że nie jest ubezpieczony od ODPOWIEDZIALNOŚCI CYWILNEJ. Buli kasiorę poszkodowanemu ile mu tylko sąd zaśpiewa w wyroku. Dobrze zrobiłeś że wgoniłeś klientów, i nigdy się nie śpiesz w takich sytuacjach. Gdyby się im śpieszyło toby pojechali TAXI. Obsługi SWINGA nie trzeba się uczyć, Jeżeli potrafisz obsługę telefonu kom, to i z tym elektronicznym pudłem z SEPSY też bez problemu.

    OdpowiedzUsuń
  3. W systemie erpegowym D&D istnieje przedmiot, który nazywa się "bag of holding". Z wierzchu po prostu torba wielkości torby. Ale jak zaczyna się do niej wkładać rzeczy, okazuje się, że do środka wchodzi znacznie, znacznie więcej, niż to sugerują zewnętrzne wymiary. Dlatego po przeczytaniu tej historyjki nie mogłam się oprzeć myśli, że ten obywatel jechał na sesję RPG. I myślami był już w świecie alternatywnym po prostu ;)

    P.S. Ale muszę przyznać, że jakkolwiek mocno się staram, nie potrafię wyobrazić sobie takiego natężenia tłoku, żeby drzwi tak po prostu wyszły z tramwaju... O_O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tramwajach 13N bywało i tak, że skrzydło drzwi potrafiło wypaść w całości na wysepkę. Motorniczy wrzucił na podłogę i wracał na zajezdnię jako tramwaj towarowy z tym ładunkiem.

      Usuń
  4. Jarku, przeczytałam od A do Z.
    Powiem krótko i zwiężle - piszesz tak, że chce się doczytać do końca.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Popłakałam się ze śmiechu, serio :).

    OdpowiedzUsuń