czwartek, 31 października 2013

Poswingujemy razem?

Długom czekał - jako rzekł onegdaj pewien rycerz w filmie Indiana Jones i ostatnia krucjata.
Ale zacznę od początku.
Nie nie, dinozaury sobie daruję, chociaż kilka pamiętam.

Jeszcze na kursie, instruktorzy opowiadali nam o tramwajach typu SWING.
Że piękne, że szybkie, że dobre, wygodne, cudowne i cholernie drogie.
Szczególnie gdy biorą udział w kraksie i trzeba części wymieniać.
Gdy motorowy zawini, to dla takiego delikwenta tego typu wydarzenie jest prawdziwą katastrofą. Szczególnie finansową, bo firma może pociągnąć go do odpowiedzialności materialnej bijącej mocno po skromnej kieszeni.
Dlatego cały czas wkładano nam do głowy, że długo będziemy musieli się wykazywać nienaganną jazdą i zaskarbiać sobie przychylność osób decyzyjnych, by w nagrodę odbyć dodatkowe szkolenie upoważniające nas do prowadzenia tych jakże ładnych i drogich tramwajów.
Jedni mówili o dwóch - trzech miesiącach. Inni obstawiali pół roku jazd bez żadnych zastrzeżeń.
W każdym razie zapowiadało się, że nie powąchamy SWINGów przynajmniej do gwiazdki.

Rzeczywistość jednak mocno nas zaskoczyła.
Może czasy się zmieniły, może osoby decyzyjne podjęły inne decyzje. Czort wie.
Faktem jest, że w drugim miesiącu pracy pierwsi z nas zostali powołani w poczet operatorów SWINGów.
Oczywiście nie było to ot takie tam sratatata.
Trzeba było odbyć dwuetapowe szkolenie, a potem zdać egzamin tak pisemny jak i praktyczny.
Większość miała te zadania rozbite na etapy.
Jednego dnia teoria, po tygodniu praktyczne zajęcia na wagonie połączone z próbną jazdą, a po jakimś czasie dopiero egzamin.
Czasami termin pozostawiony na przygotowanie się osiągał niejednokrotnie miesiąc.
A uczyć się jest czego, bo instrukcja obsługi gruba, a pytania  na teście skomplikowane.
Dodam, że nie wszystkim udaje się zdać za pierwszym razem.
W końcu to zupełnie inny sprzęt niż stare modele 105, czy wersje 13N, o których nie wspomnę nawet.
Tutaj mamy jeden, wielki komputer (w sumie to kilka komputerów) i jak ktoś się boi wyświetlaczy dotykowych, to łatwo mu na pewno nie będzie.

Przechodząc po lekkim wprowadzeniu do mojej sytuacji powiem jedno, a będą to dwa słowa.
Rety, gwałtu co się dzieje.
Baran beczy, kogut pieje.

W poniedziałek zerknąłem na swój grafik i doczytałem się w małych literkach, że zamiast jeździć tramwajem będę brał udział w szkoleniu teoretycznym na SWINGa.
Nie powiem - ucieszyłem się, bo byłem jednym z ostatnich z naszej grupy, który takiego szkolenie nie miał.
Na początku to trochę mi morale siadło, kiedy inni, jeden po drugim dostawali uprawnienia, a ja niezmiennie jeździłem starymi tramwajami.
Nie rozumiałem, czy to kwestia tego, że coś źle robię, czy może ktoś o mnie zapomniał.
Fajnie nie było.
No, ale nie ma co biadolić - trzeba poczekać.
No to się doczekałem.
Na szkoleniu oczywiście masa wiadomości i wszystkie praktycznie nowe.
Na szczęście mieliśmy wspaniałego wykładowcę. Facet nie dość, że się zna na rzeczy, to jeszcze potrafi przekazywać informacje. Prawdziwy fachowiec.
Wiedza wchodziła do głowy jak rozgrzany nóż w masło. Może porównanie nie jest najlepsze, ale oddaje szybkość przekazywania danych.
Okazało się, że po zajęciach teoretycznych grupa może iść do domu (albo gdzieś tam indziej do pracy czy coś).
Ale nie ja, albowiem bo ponieważ zostałem wytypowany do kolejnego etapu szkolenia, czyli zajęć praktycznych.
Fajnie, bo na gorąco mogłem porównać zapiski z rzeczywistym wyglądem tramwaju.
Co ja się tam nabiegałem w te i na zad (tramwaj ma ponad 30 metrów), co naotwierałem szafek, nasprawdzałem bezpieczników i innych zakamarków, to moje. I nikt mi nie zabierze.
Cztery godziny minęły jak z bicza by ktoś strzelił.
Potem była próbna jazda by wyczuć maszynę i dostroić się do interfejsu.
Uczciwie powiem, że jeździ się czadowo.
Hamuje się trochę gorzej, ale za to przyśpieszenie wgniata w całkiem wygodny fotel.
Podejrzewam, że nieco będzie mi doskwierał brak miejsca w kabinie. W sensie, że nie da się nóg wyprostować nijak, a ja do najmniejszych nie należę.
Będę musiał na każdym krańcu jakieś ćwiczenia uskuteczniać, bo inaczej przykurczu ani chybi dostanę w kolanach.
Ciekawe kiedy motorowi będą mieli specjalne złącza w ciele, by podłączając się do maszyny poczuć na żywo jej Ducha :)

Po zakończonym szkoleniu praktycznym pożegnałem się z instruktorem, ale w trakcie ściskania prawicy usłyszałem, że właściwie to mógłbym wpaść jutro i zdać egzamin.
W sumie, czemu nie - pomyślałem.
Okazało się jednak, że mój grafik przewiduje, iż będę jeździł tramwajem.
No nic, zdam w innym terminie. Co się odwlecze to nie uciecze.
Nie uciekło.
Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie Dyspozytor Planujący i oznajmił, że jestem zapisany na jutrzejszy egzamin.
No to mu klaruję, że mam wóz zaplanowany.
Powiedział tylko, żebym się nie martwił, bo on tu jest od planowania.
I jak zwykle prawdę mówił.
W trakcie dnia zostałem zmieniony na mieście przez kumpla i o godzinie 10:00 stawiłem się na zajezdni w celu zdobycia uprawnień.
Wpierw dostałem zestaw pytań teoretycznych, na które szybciutko odpowiedziałem, a potem wylosowałem kartkę z zadaniami praktycznymi.
Uczciwie powiem, że gdybym poprzedniego dnia nie przeczytał kilka razy skryptów rozdanych na szkoleniu, a potem nie utrwalił ich sobie w drodze do pracy to byłby cienko (jako ta dupa u węża).
Na szczęście pamięć jeszcze mi dopisuje i udało się.
Zaliczyłem! Zdałem!
I teraz jestem oficjalnym Swingerem (i bez skojarzeń mi tu proszę).
Jednak na pewno będę musiał poprosić Patronów o pomoc w opanowaniu wszystkich meandrów nowego tramwaju. Tego jest tam naprawdę sporo do ogarnięcia.

8 komentarzy:

  1. Do tej pory byłeś tylko "wannabe" swingerem-gawędziarzem :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Znaczy teraz tramwaj przeznaczenia będzie szybszy i wygodniejszy

    OdpowiedzUsuń
  3. Bądź dzielny ! zapisz sobie telefon do serwisu PESA SA z mocno ograniczoną odpowiedzialnością.

    OdpowiedzUsuń
  4. O, to pewnie będziesz jeździł w 9 i 24 - moje okoliczne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeznaczenie rzuciło mnie na Żoliborz, więc linia 9 jest poza moim zasięgiem. Takoż i 24.
    Ale 1, 4, 15, 17, 18, 22, 23, 33, 35 i czasami 26 jak najbardziej i owszem.

    OdpowiedzUsuń