piątek, 30 sierpnia 2013

Numer jeden

Dzisiaj to był totalnie nie mój dzień.
Wpierw łapałem wszystkie (powtarzam WSZYSTKIE) czerwone światła na całej długości półkursu z Żerania na Banacha.
Potem chciałem być miły i poczekałem na dziadka, który wsiadał jakieś 30 sekund do wagonu (bez kitu).
Dzięki dobroci serca złapałem opóźnienie 2 minuty, bo musiałem stać na długim, czerwonym światle.
Potem ten sam dziadzio rozpoczął manewr wysiadania już po moim NIUT NIUT NIUT, co skończyło się ponownym utknięciem na światłach.
Teraz już miałem -4.
Ale nic to - myślę sobie. Za rondem babki Radosława odrobię.
Akurat, bo odrobiłem.
Wystarczyło, że lekko przyśpieszone 41 mnie zajechało (czyli wcisnęło się przede mnie na rondzie) i już nijak nie miałem możliwości wyrównania czasu.
Przez drogę z ronda Radosława do samej pętli na Żeraniu Wschodnim straciłem dodatkowe 2 minuty bo wlokłem się za tym nieszczęsnym 41, które sobie wytracało czas.
Bo jak wiecie, lepiej mieć opóźnienia niż złapać małe przyśpieszenie tramwajem.
Na końcowy przystanek przyjechałem opóźniony 6 minut.
Wstyd i hańba, bo numerem 1 jeździ się naprawdę bardzo sprawnie. Łatwiej na tej linii złapać przyśpieszenie niż opóźnienie.
Dodatkowo zaliczyłem opadnięcie pantografu (to te odbieraki prądu na dachu tramwaju) i musiałem resetować wagon, czyli odłączyć baterie, poczekać chwilę i załączyć ponownie.
Ja mu na gaz, a on mi zgasł - dosłownie. Wystąpił brak napięcia.
Takie wygibasy wcale nie pomagają w utrzymaniu terminowego przybywania na przystanki.
A potem była magiczna zwrotnica na rondzie Starzyńskiego.
Nie dość, że się nie przerobiła (znaczy nie ustawiła się poprawnie wedle mojego kursu), to potem miałem niejakie problemy z nastawieniem jej ręcznie.
Przy pierwszej próbie przełożenia wyrżnąłem się kijem w kolano tak, że mi mroczki zatańczyły przed oczami.
Przy drugiej próbie, zaliczyłem kolejne kolano.
Na szczęście podjechał drugi tramwaj, więc na miękkich nogach udałem się po posiłki.
Sprytny motorowy z dłuższym stażem i większym doświadczeniem szybko wcisnął kij w odpowiednią dziurę i przestawił prawidłowo zwrotnicę jednym ruchem.
Czułem się, jakbym stał koło Indiany Jonesa gdy znajdował Arkę Przymierza.
Podziękowałem, wskoczyłem do wozu i ruszyłem z kopyta.
Chciałem być punktualny, a wyszło jak zwykle. Na starcie miałem -5.
Na Żerań dotarłem opóźniony jedynie 4 minuty.
Miałem akurat tyle czasu, żeby zmienić tablice na zjazdowe do zajezdni i już całkiem nienerwowo dojechałem do domu, znaczy do roboty, czyli na R4 Żoliborz.

Kurde. Znowu nie napisałem o tej pozycji, która denerwuje motorowych :)

4 komentarze:

  1. -4, -5 ?? Ja na wczorajszej służbie na linii 24 wziąłem zmianę na Pl Staszica do FATu - na Facie juz -7 na Osobowicach -4, kolejny kurs FAT -8 , Osobowice -4. Dopiero 2 ostatnie kursy na czas mniej więcej, ale u nas we Wrocławiu opóżnienia są notoryczne i chyba jak na Warszawskie standardy monstrualne. -10 czy -15 można mieć ot tak sobie lekkim nastawnikiem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam fascynującą lekturę:)

    http://binarybonzai.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczny blog!Przez lata jeździłam tramwajami i wreszcie znalazłam odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań z cyklu "Jak to działa". Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy z warszawskich torowisk :) Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję.
      Mój świat też stanął na głowie :), gdy rozpocząłem tu pracę.
      Codziennie coś nowego.

      Usuń