poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Strata czasu

I wcale nie chodzi tu o opóźnienia, a o standardową głupotę, brak myślenia i ubytki w wyobraźni.

Kumpel miał dzisiaj kolizję w okolicach ronda babki Radosława (wiem, że nazwa jest dłuższa i zupełnie inna).
Sytuacja kuriozalna, bo nic nie dało się zrobić. Jakiś pacan wbił się na czerwonym świetle prosto pod przejeżdżający tramwaj i przygrzmocił w wóz mniej więcej w połowie jego długości.
No jakim trzeba być nieogarniętym indywiduum, żeby spowodować taką kolizję.
Specjalnie nie używam wyrazu "wypadek", bo wypadek jest wtedy, gdy są w straty w ludziach.

No i przez takiego pirata drogowego następuje zatrzymanie ruchu, ludzie się spóźniają, irytują i martwią. Do tego dochodzą opóźnienia tramwajów, które przecież nie ominą miejsca zderzenia.
Tworzy się długa kolejka wozów, często w obu kierunkach. No masakra normalnie.
I wszystko dlatego, że ktoś nie szanował swojego samochodu.

Jeszcze jak dojdzie do poważnych uszkodzeń, to przynajmniej wiadomo za co człowiek traci nerwy.
Ale większość kolizji kończy się na obtarciu samochodu bez większej szkody dla tramwaju.
Jednak procedury są takie same.
Trzeba wezwać Nadzór Ruchu. Chłopaki muszą przyjechać (a robią to naprawdę szybko). Pomimo tego, że często korzystają z teleportów, to dotarcie na miejsce zdarzenia zabiera im około 8 minut.
Przez te 8 minut wszystko stoi, a tramwaje jak wiecie, jeżdżą czasami co 2-3 minuty jeden za drugim.
Łatwo policzyć ile wozów potrafi brać udział w takim postoju.
Na szczęście mocarze z Nadzoru biorą na swoje barki użeranie się z kierowcami, a motorowy może jechać dalej.

Kumplowi na szczęście nic się nie stało i po spisaniu danych oraz nadmuchaniu balonika mógł kontynuować realizowanie rozkładu jazdy.

Ja też miałem dzisiaj mocno podbramkową sytuację, ale na szczęście kierowca pięknego suva miejskiego (czy jak to tam się teraz nazywa) zdążył wyhamować w ostatnim momencie.
Znajdował się tak blisko, że gdybym chciał wcisnąć między nas kij wekslowy, to pewnie miałbym z tym nielichy problem.
Jedyne co w tamtej sytuacji mogłem zrobić, to jechać powoli (co zresztą uczyniłem). Gdybym jechał 5 km/h szybciej, to gość by we mnie przydzwonił.
I co z tego, że nie moja wina?
I co z tego, że tramwaj nie odniósłby większych uszkodzeń?
Nic kurde.
Zatrzymanie by było, korek zatkałby skręt ze Stawek w Andersa i ogólnie wszyscy chodziliby zdenerwowani, a ja miałbym wpis w aktach, że brałem udział w kolizji.
Samo zło.
Więc miejcie oczy dookoła głowy (taka mała mutacja) i używajcie ich mądrze.
A następnym razem jak nie zapomnę, to napiszę dlaczego motorowi nie przepadają za pierwszymi drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz