niedziela, 11 sierpnia 2013

Pojedynek z Bestią

Tym razem w moje posiadania miała trafić legenda Tramwajów Warszawskich.
Szybka i Wściekła, weekendowa szóstka.
Wszyscy mnie przed nią ostrzegali, większość patrzyła na nią z lekką bojaźnią. Co bardziej doświadczeni motorowi za nic mieli sobie rozkład jazdy, bo jak to mówili - i tak się nie da wyrobić.
Kumple opowiadali, że standardowo na krańcach przyjeżdża się z opóźnieniami rzędu 3 do 6 minut.
No masakra, krew i flaki myślę sobie.
Trasa była podobno układana bez brania pod uwagę świateł, skrzyżowań, ruchu samochodowego i pasażerów na przystankach.
Żeby przyjechać na czas, trzeba ignorować klientów, nie sprzedawać biletów, jechać na czerwonym, wymuszać na skrzyżowaniach, przekraczać prędkość i ogólnie szaleć na pełnej k ekhem. gazie znaczy się. Pełnym gazie.
Albo być świetnym motorowym zasługującym na podwyżkę :)

Skoro świt stawiłem się na zajezdni.
Bestia już czekała. Czerwona i zaparowana od środka. Podszedłem do niej standardowo. Dałem jej trochę prądu z trakcji, sprawdziłem hamulce, światła i przyjacielsko poklepałem po siedzeniu.
Ale nie dawała się łatwo obłaskawić. Szyby miała zaparowane tak, że nic nie było widać prawie.
Użyłem systemu dmuchaw, otwartych okien, a nawet specjalnej rękawicy roboczej do przetarcia przodu.
Jednak szyby odparowały w całości dopiero pod koniec pierwszego półkursu, czyli na krańcu Ratuszowa ZOO.
Jak się okazało, dało się dojechać na czas, bez specjalnych spięć.
Na kolejnym krańcu (czyli na pętli Koło) spotkałem kmotra, który ponownie opowiadał mrożące krew w żyłach historie na temat tej linii.
Grzecznie wysłuchałem i postanowiłem dać radę.
No bo co? Ja nie dam?

Faktycznie, szóstka daje popalić. Trzeba wielokrotnie wykazywać się przewidywaniem, sprytem, lekką domieszką jasnowidzenia  i innym umiejętnościami dobrego motorowego.
Grunt to dobrze rozplanować sobie czas przejazdu między przystankami. Wiedzieć gdzie można trochę nadgonić, a gdzie wystarczy jechać bardzo szybko :)

Ogólnie polubiłem linię 6. Bardzo wymagająca, męcząca, ale dająca wiele satysfakcji gdy przyjeżdża się na kraniec o czasie.
Tylko jedna rzecz mi przeszkadzała. Przerwy 3 minutowe. Kurcze, nawet twardziele z supermarketowych kas mają dłuższe przerwy na siku. No bez kitu.
Przydałoby się przynajmniej 6 minut, żeby zdążyć odbić kartę i ewentualnie zajrzeć do świątyni dumania.
Ale jak to zwykle na tramwajach - trzeba planować z dużym wyprzedzeniem.

A w poniedziałek odpoczynek na linii 75.

4 komentarze:

  1. O, może znów się zobaczymy na Polibudzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ukladacze tras jezdzili w zyciu tramwajem czy planują na bazie google map i symulatora?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego nie wie nikt.
      Ale na pewno nie biorą pod uwagę wielu aspektów.
      Coraz więcej motorowych wpisuje w kartę wozu "trasa niemożliwa do zrealizowania".
      Podobno jeden pan z ZTM jeździ jako motorowy.

      Usuń
  3. Konsument łikendowej 6 wita ;)
    Aaaa, to dlatego czasem nam 6-ka ucieka przed czasem z pętli ZOO...

    OdpowiedzUsuń